Czas zakończyć przygodę z Gromowaładną Thor. Powiem szczerze, że mimo obiecującego, choć niedoskonałego, początku liczyłem na solidną serię. Miała być ta wyczekiwana Wojna Światów. Ragnarok. Śmierć i zniszczenie ogarniajace wszystkie światy umieszczone na Drzewie Życia. I faktycznie była. Malekith Przeklęty sprowadził chaos wszędzie gdzie się pojawił. Swymi knowaniami oraz podłościami doprowadził do masakry pochłaniającej tysiące istnień i... no właśnie i co z tego, bo finał tego albumu jest zwyczajnie do bani.
Zatem czas pomarudzić i uwaga na SPOILERY.
Wiecie, ja nie wymagam od komiksów Marvela wiele. To ma być rozrywka i nic więcej. Jednak rozrywka nie musi być kompletnie głupia, szczególnie jeśli ma rozbudowany świat. Tutaj mamy natomiast masę debilizmów pod sam koniec, a na dokładkę przez dwa ostatnie tomy przewija się jeszcze kiepsko skonstruowana poprawność polityczna. Wiecie, teksty typu obalić patriarchat, faceci to bezmózgie tchórze, kobiety ostoją rozwagi, moralności oraz porządku i tak dalej. Męczy to niemiłosiernie i każdy ciekawy pomysł jest tutaj ostatecznie pogrzebany żywcem.
Zacznijmy do Thora Wojny, którym stał się dobroduszny Volstagg. samo podłoże tego wydarzenia miało sens. Nasz grubasek pomaga elfim uchodźcom w krainie krasnoludów, gdy ten zostaje najechany przez ogniste gobliny. W wyniku tego dzieciaki uchodźców giną na jego oczach, a on w szale dokonuje strasznego czynu. Umysł prześladują koszmarne wspomnienia i to sprawia, że sięga po przeklęty młot, wywodzący się ze zniszczonego świata. Tym sposobem staje się Thorem Wojny, który niesie chaos i zniszczenie. To brzmi super. Jeszcze lepiej gdy Gromowładna zaczyna z nim walczyć, a koniec końców Thor Wojny ściera się z Mangogiem. Tyle tylko, że całość jest rozwleczona niemiłosiernie, zaś pod koniec przestaje mieć powoli sens. Wszystko w zasadzie po to aby pokazać jakim to Mangog jest potężnym skurwielem, którego ostatecznie musi przecież pokonać Gromowładna.
Zatem bestia spuszcza wpierdziel każdemu, absolutnie każdemu, kto nawinie mu się pod łapy, niszczy wszystko, ale i tak finalnie szlachetna Jane Foster poświęca swój młot i swoje życie aby go zatłuc. Po co? Aby w kolejnej scenie pogadać z Odynem przed wrotami do Valhalli, a potem wrócić do świata żywych bo Thor nie może zapomnieć o swej dawnej miłości. Więc ją kurna ożywia. Nie, no super. Ma to kutwa sens. Kobieta zostaje w ciele przeżartym przez raka zamiast odejść na zasłużony odpoczynek, bo przecież trzeba dalej ciągnąć jej postać, która już nic nowego nie wnosi do historii.
No i wielki finał gdzie znów widzimy Malekitha knującego, mordującego, zdradzającego, słowem robiącego to co zawsze. Znów mąci aby na samym końcu stwierdzić, że da wszystkim śmiertelnikom prawdziwą Wojnę Światów. To za przeproszeniem CO JA, KURWA, WŁAŚNIE WIDZIAŁEM?! Przez pięć tomów WYRŻNIĘTO tysiące istnień w kilku światach. Spalono niemal doszczętnie dwa z nich, główna bohaterka nawrzucała Odynowi, że nic nie robi i biernie patrzy na Wojnę Światów, ale nie, to nie była ta wojna. Ta dopiero nadejdzie. Serio? Kurwa, SERIO?!
Mam wrażenie, że scenarzystom totalnie brak już wyobraźni. Zaczyna się Marvel Fresh, który tak naprawdę powinien nazywać się Marvel to co już było multum razy i się nudzi. Teraz nowy Thor będzie się zwał Thorem Odrodzonym. Z czego ja się pytam? Znów dostaniemy dokładnie to samo. Malekith i Loki będą mącić, Thor będzie się wkurzać i rozwalać, znajdzie się kolejny młot i kolejne uniwersum, znów będzie to samo. przed chwilą rozwalono masę istnień, ale nie, prawdziwa walka dopiero nadejdzie. Słyszałem to już tyle razy, że mnie wręcz odrzuca. Nie sięgam już po kolejne komiksy z Thorem, bo po prostu nie ma to sensu. Za każdym razem będzie wałkowana ta sama opowieść, rozgrywana przez te same postacie, bo przecież nawet jak ktoś tutaj zdechnie to zaraz zostaje wskrzeszony w taki czy inny sposób. Szczerze powiedziawszy seria z Deadpoolem ma więcej sensu niż ta z Gromowładną.
Nie wiem jak wy, ale ja mówię pas.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz