Garth Ennis tworzy specyficzne komiksy. Uważam go za bardzo kreatywnego scenarzystę mającego ogromny dystans do poprawności politycznej, tak nachalnej w obecnych czasach. Mam też wrażenie, że im dalej to wszystko idzie, tym Ennis lepiej się bawi wymyślając coraz bardziej brutalne oraz krwawe komiksy, zachowując przy tym logiczną całość scenariusza. Jednym z jego starszych bohaterów, umieszczonych zresztą w uniwersum DC, jest Hitman. I nie, nie mam tutaj na myśli łysego z kodem kreskowym na potylicy. Hitman od Ennisa jest telepatą o zdolności widzenia przez ściany, który nabył tych umiejętności, po tym jak pokąsał go kosmita. Ogólnie wszystko jest tutaj porąbane, a główny bohater nie bawi się w dyplomację.
Czytając pierwszy tom Hitmana miałem wrażenie, że oglądam przygody dalekiego krewnego Nicka Saxa z serialu "Happy!". Z tą różnicą, że nasz tytułowy protagonista żyje w uniwersum gdzie meta-ludzie, kosmici i demony albo bóstwa są codziennością. I w tej szarej codzienności trudni się zabijaniem złych ludzi za kasę. Facet ogólnie nie bawi się w uprzejmości, ale ma swój kodeks moralny, więc stara się nie wykańczać kogo popadnie. Nie zmienia to jednak jego relacji z policją, która ściga go za liczne morderstwa.
Hitman wpada przy okazji na różnych superbohaterów, w tym czołowych członków Ligi Sprawiedliwości. Oczywiście nie szczędzi im przy tym ostrych docinek, okraszonych niewybrednym, czarnym humorem. Choć nader często trafiającym w punkt. Słowem wyśmiewa ich metody, stroje czy zachowanie względem przeciwników. Wypada to naprawdę ciekawie, choć dopiero w późniejszych zeszytach, gdy Ennis naprawdę się rozkręcił.
W sumie przeczytałem dwa albumy zbiorcze serii zawierające razem 22 zeszyty. Niezłe to było, czasem się pośmiałem, sporo w tym akcji, ale finalnie nie przykuło mnie na dłużej. Wolę zdecydowanie inne komiksy tego scenarzysty, jak "Punisher Max" czy "Kaznodzieja". Nawet seria "Pielgrzym" bardziej przypadła mi do gustu. "Hitman" jest okej, ale dla mnie nic poza tym. Ma trochę zbyt nudny i przydługi wstęp, a potem gdy rozwija skrzydła w zasadzie gra na jedną nutę. Może się to podobać, ale w gąszczu konkurencji wolę sięgnąć po inne tytuły.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz