11 lipca 2018

Kicia Kocia

Od bardzo wielu koleżanek, głównie będących młodymi mamami, słyszę masę pochlebnych opinii o serii "Kicia Kocia". Tak się zdarzyło, że kilka zeszytów z tego cyklu trafiło w moje łapki recenzenta. Zacząłem to przerabiać, a jako osoba mająca spore doświadczenie w pracy z małymi dziećmi, od razu zauważyłem gigantyczny potencjał, drzemiący w jej przygodach. Rysunek przywodzący na myśl rysunek małego dziecka, masa użytecznych sytuacji, których dzieci powinny się uczyć od najmłodszych lat i tak dalej. Tak. Sukces serii jest w pełni zrozumiały i zasłużony. Czy zatem jest ona całkowicie pozbawiona wad? Cóż... w mojej prywatnej opinii, odpowiedź jest jedna - nie. Ma wady, choć tak sporadyczne, że trudno je dostrzec gołym okiem.

Zacznijmy jednak od zalet, bo te zdecydowanie dominują i to w przytłaczającej ilości. Po pierwsze oprawa graficzna bardzo podoba się dzieciom. Zaobserwowałem to u nie jednej grupy, gdzie podsuwałem książeczkę. Jest bardzo kolorowa, imię głównej bohaterki zapada w pamięć, a do tego rysunek wydaje się być bardzo prosty, choć widać że srogo się przy nim napracowano. Czasem jednak miałem wrażenie, choć dotyczy to tylko mojej osoby i kilku innych dorosłych, że Kicia Kocia wygląda jak wyjęta z horroru. Na przykład gdy myła zęby, moim pierwszym skojarzeniem była upiorna wersja znikającego kota z Alicji w krainie czarów. Serio, niewiele jej do tego brakowało. Jednak jak wspomniałem, dotyczy to tylko dorosłego odbiorcy, bo dzieci nie znają "takich" rzeczy, więc nie mają tak głupich skojarzeń. Nie. dla nich Kicia Kocia po prostu myje zęby i niech tak zostanie.

Kolejnym plusem jest nie tylko treść, ale też forma w jakiej skonstruowano poszczególne zeszyty. Jest tam opisane krok po kroku co robi oraz dlaczego, tytułowa kotka. Wygląda to wręcz, jak poradnik dla dziecka, uczący go podstawowych zasad życia w domu oraz społeczeństwie. W mojej opinii to gigantyczna zaleta, szczególnie gdy spojrzy się na przekrój tematów poruszanych w serii. Mamy o zachowaniu w przedszkolu, mówieniu "Dzień dobry", sprzątaniu, radzeniu sobie gdy jest się chorym czy o bezpiecznej zabawie na basenie. To są naprawdę wyjątkowo ważne, z punktu widzenia wychowania małego dziecka, sprawy. Należy zatem wpajać od najmłodszych lat młodej osobie, dlaczego zachowujemy się tak, a nie inaczej, bo to pomoże jej potem odnaleźć się w społeczeństwie.

Tutaj wkrada się jednak pewna wada, która mnie osobiście uderzyła, ale być może jestem nieco przewrażliwiony. Mianowicie kilka razy spotkałem się z tonem rozkazującym Kici Koci wobec jej mamy. Za przykład niech posłuży scena w przedszkolu. Nasz bohaterka przyszła do przedszkola, odprowadzona oczywiście przez matkę, po czym gdy przywitała się w szatni z przyjaciółmi, rzuca tekstem do matki "Możesz już iść". Nosz kurde, brakowało tylko wykrzyknika. Zaraz potem mamy zdanie, że Kicia zdaje sobie sprawę z tego, ze matka po nią wróci po podwieczorku. Wychodzi na to, ze teraz rodzic jest totalnie zbędny i ma spadać. Gdyby tam było "Papa mamo", albo opis jak Kicia Kocia biegnie od razu się bawić, zapominając pożegnać się z mamą, to wypadłoby to zdecydowanie lepiej. A tak wyszło, ze rodzic jest dodatkiem i nie trzeba mu okazywać szacunku. Niestety takich kwiatków znalazłem w całej serii więcej, choć nadal są marginalną częścią całości.

Być może jestem przewrażliwiony. Wychowałem się w systemie gdzie rodzica się naprawdę mocno szanowało, a od lat widzę jak zanika ta tradycja na rzecz współczesnego, bezstresowego wychowania. Niemniej, nie podobają mi się takie wtręty, bo dla mnie matka czy ojciec to świętość, choć nie powiem, abym się  z nimi nigdy nie kłócił. Tak czy inaczej, to nadal pojedynczy mankament w całym morzu zalet serii "Kicia Kocia". Jest ona naprawdę świetna, przykuwa oko dzieci, a potknięcia, jakiego przykład dałem wyżej, rodzic sam może uniknąć dopowiadając co trzeba.