20 maja 2022

Park Jurajski: Obóz kredowy (sezony 3-4)

To zadziwiające jak serial, na który zdaje się mało kto czekał, z naprawdę wysokiego poziomu w ciągu raptem 4 sezonów zszedł do parteru, następnie przedostał się do piwnicy i zaczął drążyć jej dno. Obóz kredowy mimo wielu wad posiadał jedną ogromną zaletę -scenariusz. Gdy rok temu prezentowałem moja opinię na temat dwóch pierwszych sezonów tej serii, którą znajdziecie TUTAJ, nie mogłem się doczekać kolejnego sezonu. Ten okazał się sporym zawodem i odgrzewanym kotletem, ale nic, absolutnie nic, nie przygotowało mnie na bezmiar debilizmów zawartych czwartym sezonie. I do tego odniosę się w tym materiale, bowiem na horyzoncie widzimy już wyraźnie piąty, finalny sezon całej serii. A obaw z nim związanym mam naprawdę sporo.

Zacznijmy od tego, że jestem wielkim miłośnikiem uniwersum Parku Jurajskiego i lubię nawet pierwszy Jurassic World. Owszem, ma on sporo wad, podobnie jak Obóz kredowy, ale i tak do niego wracam i za każdym razem bawię się wyśmienicie. Co prawda moją ulubioną częścią jest druga odsłona Parku Jurajskiego, ale kocham to uniwersum w całości. I pierwsze dwa sezony Obozu kredowego kupiły mnie z miejsca. Głównie z powodu świetnych modeli dinozaurów, ciekawej muzyki, dobrze napisanych postaci dzieciaków i intrygi pasującej do konwencji serii. Szło zatem przymknąć oczy na kiepską animację modeli ludzkich, ubogą powtarzalną scenografię czy pewne głupotki logiczne, pasujące jednak do tego typu produkcji. Wiecie, nikt przy zdrowych zmysłach sięgając po takie kino nie oczekuje pełnego realizmu i z automatu dopuszcza się pewien poziom głupoty oraz nielogicznych zachowań. Chodzi wszak o budowanie emocjonalnego napięcia.



I tego zabrakło w trzecim sezonie, natomiast czwarty pogrzebał resztki logiki w bagnie absurdu. Wszystko w myśl zasady: jeszcze więcej, głośnie i przeraźliwiej. Tylko, że tym razem to zwyczajnie nie zadziałało, bo już było bardzo głośno, przeraźliwie i wszystkiego aż w nadmiarze. Zacznijmy od antagonisty, czyli głównej paszczy pełnej zębów, chcącej wszystko zeżreć. Pierwotnie w uniwersum był to Tyranozaur Rex, co wypadło obłędnie. W trzeciej odsłonie Parku Jurajskiego mieliśmy wspaniałego, choć nierealnego, Spinozaura. W Jurassic World oraz pierwszym sezonie Obozu Kredowego Indominus Rex. Drugi sezon zdominował Karnotaur oraz grupa Barionyksów. Oczywiście wszędzie, co jakiś czas, przebiegały Raptory.

Zatem trzeci sezon musiał dać coś nowego, straszniejszego, głośniejszego i niestety głupszego. Padło na tajemniczy okaz, będący protoplastą Indominusa, a mianowicie Scorpio Rex. Gada brzydkiego, nieciekawego, ale przede wszystkim przekombinowanego. Ciężko zliczyć czego ten jaszczur nie ma. Tak naprawdę brakuje mu chyba tylko skrzydeł i ziania ogniem. Poza tym posiada kolce, którymi strzela (serio), truciznę, termowizję, wkurwiający do granic możliwości ryk, wspina się po drzewach, jest bardzo szybki i zabija dla zabawy. Innymi słowy bliżej mu do Transofrmersa niż sztucznie wyhodowanego "dinozaura".



Na dokładkę jeszcze gorzej wypada to w czwartym sezonie, gdzie mamy powrót T-Rexa i Spinozaura. Wszystko za sprawą debilnego pomysłu na antagonistę, jakim jest pewien psychopatyczny wariat od cybernetyki. Zatem na zupełnie nowej wyspie, gdzie trafia nasza ferajna (serio, aż żal wspominać jak tam wylądowali), podzielonej na sektory klimatyczne i naszpikowanej futurystyczną cybernetyką, mamy... walki zwierząt. To jest tak kurewsko słabe, że aż zęby bolą. Serio - tam nic nie działa.

Już sam powód zbudowania wyspy i ośrodka na niej boli od absurdów logicznych, które co gorsza potrafią się wzajemnie wykluczać. Bo wytłumaczcie mi jaki kutwa sens ma ściąganie na zamkniętą wyspę, podzieloną na sztuczne strefy klimatyczne, specjalistki ratującej zwierzęta, aby obserwowała dinozaury. Tym bardziej, że cały, dosłownie CAŁY ośrodek jest pełen monitoringu, a nasz świr ciągle analizuje zachowania gadów. To na serio nie ma sensu.



Do tego podział wyspy na sektory, gdzie koło pustyni mamy klimat subpolarny. Serio? Tam nawet nie ma kopuł tylko załatwiają wszystko wirniki i coś na kształt nawiewów, a każdy sektor jest odseparowany siecią korytarzy ukrytych za hologramem. Projekt całej wyspy jest tak absurdalny, jak finałowa bitwa w IX epizodzie Gwiezdnych Wojen. Pomijam już wyjaśnienia kto to wszystko zbudował i finansuje, bo wtedy cień żenady zabija z daleka.

Oczywiście jakby tego było mało ludzcy bohaterowie absolutnie nic nie ewoluowali. Nasza banda dzieciaków była urocza i interesująca w pierwszych dwóch sezonach. W trzecim robią za klony, tylko po to aby w czwartym zidiocieć do reszty. Kurwa, im się nawet ubrania nie zmieniają. Serio - łażą ciągle W TYCH SAMYCH ciuchach. Dzieciak, który miał łupki na lewej ręce nosi je tak długo, że kończyna wraz z drewnem powinna już dawno zgnić. Ja naprawdę nie wymagam wiele od kina czysto rozrywkowego, ale mogli choć przebrać te dzieciaki w COKOLWIEK nowego. Tymczasem mamy sytuację, ze po wyjściu z wody mają to samo rozmieszczenie plam błota i dziur w koszulce co przez poprzednie sezony. Nosz ja pierdolę.



I to jest największa wada trzeciego oraz czwartego sezonu. Pójście na łatwiznę ze strony twórców. Brak zmian w modelach postaci czy scenografii, coraz gorsze animacje samych gadów, scenariusz pisany na kolanie pełen wykluczających się wzajemnie debilizmów, czy traktowanie bohaterów jak ćwierćmózgów z wodogłowiem. Najbardziej smuci fakt, że na początku ta seria miała naprawdę przyzwoity poziom. Oglądało się ją niezwykle przyjemnie, a mimo kilku głupotek, ogólny rys fabularny miał sens.

Z tego powodu boję się o jakość piątego, finalnego sezonu, ale również scenariusz Jurassic World: Dominion, który może się okazać tak samo nudny i głupi jak Upadłe Królestwo. Nie spodziewałem się, że to powiem, ale czwarty sezon Obozu kredowego jest naprawdę gorszy pod każdym kątem od drugiej części Jurassic World. Przy takim spadku formy poważnie obawiam się o moją ukochaną franczyzę z dinozaurami, na której się wychowałem i kibicuję jej nieprzerwanie od 1993 roku. Czas pokaże, co przyniesie przyszłość.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz