17 grudnia 2017

Cukierki

Nigdy nie ukrywałem, że "Monstermania" była jedną z moich ulubionych gier. Jako człowiek, który swego czasu spędził setki, jeśli nie tysiące godzin, grając w Domino, ochoczo sięgam po wszelkie jego wariacje. Jednak od czasu, gdy wiele lat temu, po raz pierwszy wpadła w moje ręce "Monstermania", ciężko było mi znaleźć coś co było wstanie się choć do niej zbliżyć. Zaszlachtowałem na gralni, którą prowadziłem, dwa egzemplarze, a trzeci, najmłodszy, ostatecznie podarowałem mojemu siostrzeńcowi, kultywującemu rodzinną tradycję. Dziś jednak nastał ten dzień. Dzień, w którym mogę śmiało powiedzieć, z ręką na sercu, że znalazłem grę, która w moich oczach dorównała (choć nie pokonała), wysłużoną "Monstermanię". O ironio, są to "Cukierki" wydawnictwa Granna. Gra do której podszedłem, nawet w jej unboxingu, bez większych oczekiwań.

Zacznijmy od tego, dlaczego "Monstermania" jest tak genialna i co robią "Cukierki", a czego brak często ich konkurentom. Po pierwsze chodzi o poziom trudności. Obie gry należą do tych, w które bardzo łatwo się wgryźć, zasady wykłada się w dwie-trzy minuty, ale potem zaczyna się gigantyczne móżdżenie. Tak naprawdę pozycja od Granny potrafi w wariancie zaawansowanym (a w praktyce pełnym), palić zwoje mózgowe, gdy staramy się wykombinować, jak postawić dany klocek, aby najwięcej zyskać. Widać to szczególnie przy rozgrywkach w 3-5 osób, gdzie jest większa rywalizacja. Po drugie, sama mechanika jest tak absurdalnie banalna, że w gronie młodszych, czy mniej doświadczonych, albo wymagających, graczy, tytuł daje ogrom radości z szybkiej rozgrywki. Innymi słowy - ideał rodzinny. Potrafi przykuć na wiele godzin zarówno maluszka, jak i weterana gier logicznych czy taktycznych, natomiast pojedyncza partia trwa od 10 do góra 25 minut.

"Cukierki" to jednak nie "Monstermania" i różnice widać gołym okiem, nie tylko w oprawie graficznej. W tytule od Piatnika naszym zadaniem było pozbyć się kafelków z ręki. Tutaj jest odwrotnie - na początek budujemy z części kafelków planszę, a potem musimy zebrać jak najwięcej, dokładając kafelki z ręki. W wariancie podstawowym, który spokojnie można nazwać uproszczonym, tak aby najmłodsze dzieci mogły zagrać, całe zadanie jest bardzo proste. Sprawdza się w swoim targecie docelowym, ale poza niego nie wychodzi. To takie klasyczne dokładanie i zbieranie kafelków z środka stołu, niemniej sprawia, że gra, która w zamyśle jest o wiele trudniejsza, trafia do osób nie zaznajomionych z planszówkami.


Prawdziwa zabawa zaczyna się w wariancie zaawansowanym, gdzie zebrane kafelki trzeba odpowiednio ułożyć, aby te dały nam punkty na koniec gry. Wtedy zaczynają się prawdziwe schody. Rdzeń rozgrywki w obu wariantach jest taki sam, ale diabeł tkwi w szczegółach. Na początku z wszystkich 56 kafelków losujemy 26 i budujemy planszę 4x5 z trzema kafelkami na "skrzydłach". Teraz każdy dobiera 3 kafelki ze stosu pozostałych, które od momentu losowania leżą rewersem ku górze. Gracz w swoim ruchu musi wystawić jeden kafelek z ręki i dopasować go do "planszy" tak aby stworzyć minimum jeden, poprawny cukierek. Dołożony kafelek zostaje, a te z którymi tworzył poprawne obrazki cukierka, wędrują do puli punktowej gracza. Innymi słowy, podczas jednego dostawienia możemy zdobyć od 1 do 4 kafelków z środka stołu. Dodatkowo mamy dwa specjalne symbole, czyli ciastko i cukrowy lizak. Pierwsze zapewnia nam dodatkowy ruch w tek turze, a drugie generuje dodatkowy żeton o wartości 2 punktów. Na koniec tury gracz uzupełnia rękę tak aby mieć na niej 3 kafelki.

W wersji uproszczonej, punkty dostajemy tylko za zebrane kafelki, w zaawansowanej natomiast będziemy układać z nich własną ścianę cukierków. Tutaj pojawia się bardzo zmyślny haczyk. Otóż personalna ściana gracza, musi zawsze być poprawnie ułożona na wszystkich obrazkach. Oznacza to, że nie mogę dostawić sobie nowo zdobytych kafelków w sposób, który spowoduje zetkniecie się dwóch różnych połówek cukierków. Co więcej, dostaniemy punkty tylko za w pełni złożone łakocie, a dodatkowo możemy otrzymać po 2 punkty za posiadanie przewagi w danym rodzaju słodyczy. Następna sztuczka dotyczy ciastek i lizaków. Od teraz nie zabieramy kafelka z drugą połówką, tylko cały wizerunek pozostaje na planszy głównej. Normalnie generują one swoje bonusy, jednak by pozyskać takie kafelki, musimy ułożyć na nich pełny cukierek.


Na tym właśnie polega geniusz "Cukierków". Musimy kombinować jak dołożyć kafelek, który nam wygeneruje punkty, zyskując jednocześnie przewagę na danym rodzaju łakoci, aby móc utrzymać lub zabrać żeton przewagi tego rodzaju. Do tego należy patrzeć co ułożyli już na swoich ścianach przeciwnicy i na jakie kafelki mogą polować, bo np. dałyby im przewagę. Jest to naprawdę bardzo absorbujące i w komplecie graczy rozgrywka potrafi trwać czasem nawet 40 minut, kiedy wszyscy móżdżą, dopasowując w tajemnicy swoje kafelki z ręki do tego co jest obecnie na stole. Jedynie w rozgrywkach dwuosobowych, czasem losowość potrafi dać się we znaki. Komuś podejdzie akurat idealna kombinacja kafelków, co zapewni takiej osobie przewagę nad rywalem nie do przebicia. Ciężko jednak o takie zajście przy 3-5 graczach, bo wtedy więcej osób przejmuje konkretne żetony, a sama plansza zbyt dynamicznie się zmienia.

"Cukierki" to genialna gra, niemal pozbawiona wad. Tania, solidnie wykonana, posiadająca dwa, w praktyce totalnie odmienne, poziomy trudności oraz wciągająca na bardzo długi czas. Nie twierdzę, ze w moich oczach pokonała "Monstermanię", ale spokojnie jej dorównała i jak równy z równym zajęła miejsce koło niej. To pierwsza gra tego typu, której udało się tego dokonać na przestrzeni bodaj 7 lat. Zatem sukces jak najbardziej zasłużony.

Plusy:
* dwa warianty gry (uproszczony i pełny)
* fenomenalna regrywalność
* praktycznie zerowy próg wejścia
* pali zwoje mózgowe w wariancie zaawansowanym (pełnym)
* niska cena
* jakość komponentów
* dorównała nieśmiertelnej "Monstermani"

Minusy:
* w rozgrywkach dwuosobowych, czasem losowość potrafi zadecydować o wygranej