19 października 2016

Nikt nie przeżył

Bardzo rzadko sięgam po slashery, gdyż większość z nich jest zrobiona na jedno kopyto. Nie straszą, nie trzymają w napięciu, ofiary są skończonymi debilami, zaś morderca nieśmiertelną maszyną do zabijania, o inteligencji zbliżonej do planktonu. Jednak w tym oceanie posoki, czasem trafia się perełka, która potrafi pozytywnie zaskoczyć. W dobie cyfryzacji, gdzie filmy legalnie można oglądać w Internecie, mamy możliwość szukania i próbowania niemal wszystkiego. Dlatego mimo sporych obaw postanowiłem sięgnąć po No one lives i uczciwie muszę przyznać - nie zawiodłem się. Mimo swej przewidywalności, film potrafi zaskoczyć w kilku momentach, ma sensownie poprowadzoną fabułę i (o dziwo) zachowanie wszystkich postaci jest często logiczne. Nie mówimy tu o czymś wielkim czy tym bardziej wybitnym, jednak na tle konkurencji dostajemy tutaj porządny kawał kina grozy.

Pierwszą rzeczą jaka zaskakuje to rola ofiary i mordercy. Po jednej stronie mamy grupę przestępców, w postaci rodzinnego gangu mającego sporo na sumieniu, w tym morderstwo. Naprzeciw nim staje rasowy socjopata, masowy morderca i porywacz, który rozkoszuje się każdą chwilą swych łowów. Historia zaczyna się od pokazania nam tej drugiej postaci, gdy wraz z swą dziewczyną jest w trakcie przeprowadzki. Są oni bardzo dziwną parą i widz od razu czuje, ze coś tu nie gra. Facet zachowuje się jak rasowy psychopata, miły dla otoczenia ale zmieniający się w monstrum gdy zostaje sam na sam ze swą "kochanką". Ta jest w niego ślepo zapatrzona i w tym momencie mamy zagwozdkę - to ofiara z Syndromem Sztokholmskim czy wspólniczka. Zaraz potem poznajemy lokalny gang, gdzie jeden z jego członków, bardziej narwany niż wymaga tego drużyna, masakruje pewną rodzinę w samochodzie. uciekając z miejsca morderstwa trafiają do przydrożnego baru, gdzie spotykają naszego psychopatę i jego dziewczynę. Nasz porywczy as doprowadza do sytuacji gdzie porywa parkę, nie wiedząc z jakim zagrożeniem ma do czynienia. Gdy odkrywa w samochodzie swych ofiar uwiezioną dziewczynę, okazuje się, że cały gang wdepnął w śmiertelną pułapkę.


Już same strony tego konfliktu sprawiają, że widz nie umie stanąć do końca po żadnej ze stron. Mamy bowiem socjopatę i jego kochankę, ofiarę porwania o zwichrowanej osobowości i gang rabusiów z świeżo upieczonymi trupami czteroosobowej rodziny. Innymi słowy - wszyscy są winni. Teoretycznie można by kibicować porwanej, w której postać wcieliła się Adelaide Clemens. Gra ona Emmę, młodą dziewczynę i dziedziczkę fortuny, porwaną blisko pół roku wcześniej z studenckiego kampusu, na którym nasz antagonista urządził zbiorową masakrę studentów. Widać wyraźnie że dziewczyna jest totalnie niestabilna emocjonalnie i miota się pomiędzy ucieczką przed oprawcą, a szalonym przywiązaniem do niego.

Luke Evans, który wcielił się w rolę socjopaty, gra tutaj rewelacyjnie i z czasem rozumiemy jak pracował nad "stworzeniem" swego dzieła odrodzenia Emmy. Ciekawym elementem filmu jest to, ze do samego końca nie poznajemy imienia tej postaci. Wszyscy zwracają się do niego bezosobowo zaś on sam twierdzi jakoby nie posiadał imienia. Buduje to wokół niego aurę tajemniczości, zaś sam antagonista przyznaje, że robi to bo z jednej strony musi, z drugiej zwyczajnie lubi. Gra przy tym słowami używając "fachowej" terminologii na określenie swojego aktualnego stanu psychicznego, tłumacząc ofiarom swe poczynania, nie z powodu usprawiedliwienia się tylko dla ich własnej informacji. Jest to naprawdę wyśmienite zagranie i praktycznie niespotykane w tego typu produkcjach.


Absolutnym przeciwieństwem tej postaci jest Flynn, grany przez Dereka Magyara. To rasowy anarchista, porywczy, narwany i pozbawiony inteligencji. Działa impulsywnie często wpakowując gang w kłopoty, a zamiast mózgu woli używać mięśni. Niemniej to on staje się poniekąd głównym przeciwnikiem Evansa, gdyż ten zwyczajnie go nie docenił. Finał ich pojedynku jest interesujący i nawet ma ciekawy punkt zwrotny, choć uważny widz raczej go przewidzi.

Jeśli idzie o część techniczną to tutaj widać niskobudżetowość całej produkcji. Krew bywa czasem aż nazbyt jaskrawa, rany nie zawsze są przekonujące, a kilka scen razi po oczach głupotą. Z drugiej strony film kosztował niecałe trzy miliony dolarów, co jest kwotą absurdalnie niską, jak na dzisiejsze standardy. Mimo to otrzymaliśmy produkt naprawdę jadalny. Obraz i montaż są porządne, oświetlenie również nie bije po oczach, a sceny akcji nie są chaotyczne. Do tego mimo sporej dawki krwi i gęsto sypiącego się na ekranie trupa, nie mamy scen powodujących skręt żołądka czy niepotrzebnie eksponujących przemoc. Wszystko jest utrzymane w odpowiednich ilościach, a sami aktorzy naprawdę dają z siebie sporo i tworzą wiarygodne postacie.


Nikt nie przeżyje to naprawdę dobry slasher. Co prawda to rozrywka jednorazowa, więc nie kupiłbym go na DVD, ale jako film do obejrzenia na sieci ot tak dla zabicia czasu, sprawdza się idealnie. Naprawdę nie liczyłem na wiele, a dostałem porządny produkt, który mnie nie wymęczył ani nie wypalił szarych komórek. Zarzut mogę mieć do nieco przekombinowanego zakończenia, choć jest lekko nietypowe i z pewnością znajdą się osoby, którym przypadnie ono do gustu. Ze swej strony film szczerze mogę polecić fanom gatunku oraz osobom lubiącym produkcje gdzie ofiara i łowca używają swojego mózgu.

Ocena - 7/10

Film legalnie dostępny na serwisie CDA w usłudze Premium.

1 komentarz:

  1. Ciekawa recenzja. Trochę się boję tej krwawości, ale chyba obejrzymy, bo mimo wszystko takie filmy trzymają w napięciu. Fajny blog. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń