7 maja 2017

Pajęczym okiem #2: Ptasie Radio (Poznań)

Gracze lubią wypić i zjeść, co jest powszechnie wiadomym faktem. Coraz więcej miejsc oferuje też w swych lokalach półeczki z grami, najczęściej prostymi jak "Chińczyk" czy "Scrabble", ale co szkodzi zabrać ulubioną grę z sobą. W serii "Pajęczym okiem", którą rozpocząłem jakiś czas temu, staram się przedstawić różne przybytki, gdzie można zjeść i zagrać (głównie w gry przyniesione samemu), ale też pojawia się i takie gdzie lepiej aby nasza stopa nie postała. W drugim odcinku serii będzie jednak pozytywnie i opiszę miejsce, jakie wynalazłem podczas tegorocznego Pyrkonu. Co prawda nie obyło się bez zgrzytów, ale trzeba przyznać, że poznańskie "Ptasie Radio" stanęło na wysokości zadania i mi, jako graczowi, przyszło tam spędzić miłe chwile. Zapraszam zatem do krótkiej recenzji tego miejsca, okiem laika spędzającego wolny czas nad planszą.

Lokalizacja

Lokal mieści się na ulicy Kościuszki niedaleko skrzyżowania z ulicą Świętego Marcina. Sama miejscówka jest idealna, gdyż to centrum Poznania, naprzeciwko wielkiego budynku Poczty Polskiej nieopodal Zamku Cesarskiego. Mimo wszystko miejsce gdzie znajduje się restauracja jest spokojne oraz miłe, zatem, wydawać by się mogło, wręcz idealne. Cóż, jest tutaj pewien haczyk. Po pierwsze bardzo łatwo je przegapić. Lokal mieści się na piętrze, a przy wejściu brak ogródka, gdyż zwyczajnie nie ma na niego miejsca na wąskim chodniku. Do tego szyld wiszący nad drzwiami też można przeoczyć jeśli nie idziemy przeciwległą stroną ulicy. Brakuje też jakiegoś wiszącego znaku czy tablicy informującej nadchodzącego, potencjalnego klienta, o tym że kilka metrów nad jego głową mieści się przybytek z jadłem i napitkiem. 

Inną wadą, jednak wynikającą z przyczyn architektonicznych budynku jest brak wjazdu dla wózków dziecięcych czy inwalidzkich. Niestety klatka schodowa jest wąska, kręta i nie ma szans aby taki sprzęt wnieść łatwo na górę. Jednak nie można za ten stan rzeczy winić właścicieli lokalu, gdyż nie mają na niego absolutnie żadnego wpływu. Budynek ma już swoje lata, tak jak wszystkie w tamtej okolicy, i jego budowniczowie nie przewidywali, że będzie mieścił się tam lokal tego typu. Na zewnątrz zaś jest jeden stolik z dwoma krzesłami, co służy tutaj za swego rodzaju palarnię. Niestety, jak wspomniałem wcześniej, szerokość chodnika nie pozwala na więcej.


Wystrój

W tym momencie kończy się moje narzekanie, a przynajmniej w odniesieniu do tego elementu oceny restauracji. Z tego co udało mi się dowiedzieć lokal przeszedł gruntowny remont, co zresztą widać. Wcześniej był zwykłą kawiarnią, obecnie zaś serwuje śniadania, dania obiadowe, desery i tak dalej. Słowem, można porządnie zjeść i wypić, ale o tym później. Całość dzieli się na dwie większe sale oraz mniejszą salę z barem i drzwiami prowadzącymi na klatkę schodową. Każde z tych pomieszczeń ma zupełnie inny klimat. Największa sala to ogromna klatka połączona z altaną, utrzymana w jasnej, białej tonacji. Jej wystrój zmienia się w zależności od pory roku i okolicznych wydarzeń. Dla tego przykładu podczas trwania Pyrkonu dominowała w niej wiosna, zatem u sufitu zawieszono doniczki z świeżymi ziołami i małe, szklane bańki z wodą gdzie znajdowały się świeże kwiaty. Robiło to naprawdę wyśmienity klimat i aż chciałbym wrócić tam zimą lub podczas walentynek, bo przeglądając zdjęcia w galerii lokalu sala prezentuje się naprawdę świetnie. Kolejnym jej plusem są duże okna, zatem idealnie nadaje się do czytania czy grania w gry planszowe.


Kolejna sala, niejako wejściowa z głównym barem gdzie zamawiamy napitek i jedzenie, jest w tonacji, powiedziałbym że łąkowej. Czy też raczej "radiowej" jeśli ktoś kojarzy wierszyk Juliana Tuwima. Stonowana w ciepłych, jasnych kolorach, które jednak nie biją nas po oczach, z wielkimi oknami i kilkoma stolikami. Ma do tego klimatyczny piec kaflowy, który często zawiera sezonowe dekoracje. Sam bar jest ciekawie zaprojektowany i przypomina starodawne radio stojące na nocnej szafce, choć przyszło mi przywalić czołem w wiszące nad nim kieliszki (mam 190 cm wzrostu), gdy regulowałem rachunek. W tej sali znajduje się tylko kilka stolików, większość ulokowana przy oknach, ale i tak nie powiem aby było tam ciasno.


Ostatnia sala, nazwałbym ją leśną, mieści się w głębi lokalu i jest najciemniejsza. Znajduje się tam kilka większych stolików, a całość jest utrzymana w ciepłej, nieco mrocznej tonacji. czuć to szczególnie po zmroku, kiedy są zapalone lampy, co rewelacyjnie współgra z rysunkami na ścianach. Również w tej sali znajduje się wejście do toalety, które jest skryte za oszklonym parawanem co jest naprawdę miłe. Sama, hmm... łazienka ma pomieszczenie główne z umywalką i składanym przewijakiem dla niemowląt oraz dwie kabiny toaletowe i pomieszczenie do przewijania dzieci. Wszystko jest utrzymane w czystości, jest papier toaletowy (a nawet rolka zapasowa), spore lustro i naprawdę genialnie zaprojektowana umywalka w kształcie papierowego stateczku. Cudo.


Jadło i napitek

Jako przybysz z Pyrkonu moim celem było znalezienie jedzenia. "Ptasie Radio" dostarczyło mi naprawdę porządną strawę oraz napitek, które w pełni zaspokoiły wilczy apetyt człowieka strudzonego graniem i odwiedzaniem wystawców. Oferta jest dość bogata i przede wszystkim różnorodna. Znajdziemy tutaj alkohole od piwa po bardziej wyszukane drinki, herbaty, kawy, czekoladę w kilku wariantach czy lemoniady. Jest nawet lemoniada arbuzowa, ale jakoś się na nią nie zdecydowałem. Samych dań też mamy nie mało i zdaje się, że menu ulega cyklicznym zmianom, gdyż kiedy przeglądałem stronę internetową restauracji dzień wcześniej to widniało tam kilka innych potraw. 


Ostatecznie, przybywszy do tego miejsca z moją ukochaną żoną, zdecydowałem się na poniższy zestaw:
* Grillowany rostbef wołowy z pieczonymi ziemniakami, ziołowym sosem chimichurii (cokolwiek to znaczy) i pieczonymi pomidorkami.
* Grillowana pierś kurczaka z cukinią i suszonymi pomidorami, zapiekana z mozarellą, podawana z dwoma rodzajami ryżu, puree z zielonego groszku i rukoli oraz świeżymi warzywami na jarmużu.
* Dwie lemoniady, zrobione z cytryny i limonki z dodatkiem drobnego lodu.
Za wszystko przyszło mi zapłacić równo 74 zł, co w mojej opinii jest w pełni uzasadnioną ceną patrząc po tym ile jadła wylądowało na talerzu oraz dodając do tego czas i jakość obsługi czy samo miejsce (usadowiliśmy się z małżonką w białej sali). Nim przejdę do głaskania kucharza i kelnera po głowie, zaznaczę jedną, ważną rzecz - przyślijmy do restauracji w poniedziałek (1 maja), bo dzień wcześniej, jak i jeszcze dobę wcześniej było tam tyle ludzi, że nie szło jak się wcisnąć, a kolejka oczekująca na wolny stolik była dość długa. Być może sprawił to też fakt weekendowej promocji, gdzie znaczna część potraw była za pół ceny (w tym to co sobie upatrzyłem) i niestety w dniu naszego po-pyrkonowego posiłku już tych dań nie było w ofercie. A przynajmniej części z nich. 


Przechodząc jednak do meritum sprawy, czyli samego jedzenia, to było ono bardzo smaczne. Nie jestem żadnym, wielkim znawcą kuchni, ale jak na zwykłego zjadacza chleba, którego stać od czasu do czasu wypaść do knajpki, muszę przyznać, że to co nam zaserwowano było naprawdę przepyszne. Po pierwsze porcje były spore, ale przy tym umiejętnie rozłożone na talerzu, zatem nic nam się nie walało po bokach. To istotna rzecz w przypadku fanów gier planszowych, którzy podczas posiłku lubią prowadzić rozgrywkę w jakiś niewielki tytuł karciany. Do tego nie pożałowano mięsa - serio dostałem spory kawał, świetnie zrobionej wołowiny, który z czystą rozkoszą wszamałem aż mi się uszy trzęsły. Kurczak również był dobrze zrobiony, a warzywa świeże, a nie z gumy, jak to nieraz mi się zdarzyło w kilku innych restauracjach. 

Plusem dla mnie była również temperatura dań. Nie wypalały języka, zatem mogliśmy od razu zacząć pałaszowanie, szczególnie że byliśmy głodni. Czasami zdarza mi się, że posiłek jest piekielnie gorący i trzeba chwilę odczekać zanim da się go wrzucić na język, nie ryzykują przy tym oparzeń drugiego stopnia. Wiem, są osoby które coś takiego preferują, ale w wypadku moim i żony, tak nie jest. Co do lemoniady to była bardzo smaczna, choć nie będę kłamał - piłem lepszą. Niemniej częściej zdarzało mi się pić gorsze, zatem to co nam zaserwowano naprawdę pasowało do dań jakie wybraliśmy i w pełni ugasiło pragnienie, nie zamieniając nam przełyków w lodowy słup.


Muszę też powiedzieć kilka ciepłych słów o obsłudze, co cholernie rzadko mi się zdarza. Tak, jestem pod tym kątem strasznie upierdliwy, gdyż sam wiele lat pracowałem obsługując klientów w kinie, pomagając w kawiarni i tak dalej. Chcąc nie chcąc poznałem smak tej, naprawdę ciężkiej i niewdzięcznej pracy, gdzie trzeba cały czas się uśmiechać oraz mieć nerwy na wodzy. Kelner, który ans obsługiwał (wysoki, szczupły blondyn, niestety imienia nie pamiętam) poruszał się po sali bardzo sprawnie i energicznie. Ciągle był uśmiechnięty i prawie cały czas w ruchu, gdyż tylko z pozoru wydawało się, że lokal jest niemal pusty. Do tego nieopodal nas siedział dość głośny gość, o aparycji napuszonego pawia, któremu osobiście sprzedałbym solidnego liścia w twarz, a kelner zachował zimną krew, kursując jednocześnie pomiędzy kilkoma innymi stolikami (i salami). Ciężko mi powiedzieć jak wielka jest obsługa w "Ptasim Radiu" bo w dniu naszego przybycia widziałem dwie osoby za barem i jednego kelnera ogarniającego zdawało się cały lokal. Chłopak był pomocny do tego stopnia, że gdy spytałem go co to jest sos chimichurii (Bóg jeden wie jak to się poprawnie wymawia), po czym machnąłem ręką widząc jaki ma zachrzan, to i tak udał się do kuchni, spytał kucharza o sos po czym wrócił (nim jeszcze złożyliśmy zamówienie) zwięźle opisując mi jego skład. Serio, duży plus. 


Gry na stole

No i przechodzimy do gwoździa programu, czyli to co jest dla graczy najważniejsze. Stołów. Mamy tutaj dwie dobre wieści. Po pierwsze stolików jest sporo i znaczna część jest na tyle duża (format prostokąta), że spokojnie rozłożymy lwią część gier familijnych, ekonomicznych czy towarzyskich. Bez większych problemów zatem zagramy w "Zamki Burgundii", "Neuroshimę Hex", "Abyss" czy "Park Niedźwiedzi". Gry karciane pokroju "Munchkina", "Polskiej Luxtorpedy" albo "Innowacji" (nawet z dodatkiem "Echa przeszłości") też bez większych problemów rozłożymy tak aby każdy z graczy cieszył się w miarę dużą swobodą ruchów. Patrząc po wielkości stołów wydaje mi się, że nawet takie tytuły jak "Gra o tron", "Terra" lub "Wsiąść do pociągu" gdzie mamy przecież naprawdę plansze dużego formatu, spokojnie da się rozłożyć i najwyżej część komponentów trzymać na krześle w pudełku.


Odpadną jednak gry większego formatu pokroju "The Others" albo "Kingsport Festival", które zjadają ogrom miejsca i nawet w domowych warunkach często są rozgrywane na podłodze. Co prawda można zapytać o połączenie stołów, ale nie umiem powiedzieć czy właściciel wyraziłby na to zgodę. Sam lokal posiada kącik dla dzieci, z regałem na którym znajdziemy kilka książek oraz trochę znanych gier planszowych. W tym momencie jednak pojawia się kolejna wielka zaleta "Ptasiego Radia" - cisza. Co prawda w tle gra muzyka, jednak jest ona bardzo spokojna i raczej cicha. Nie będzie to zatem przeszkadzało nam w rozgrywce, tłumaczeniu zasad lub czytaniu instrukcji podczas pierwszego ogrywania gry. 

Słowo na koniec

"Ptasie Radio" oceniam bardzo wysoko, zarówno jako gracz jak i wybredny laik strony kulinarnej. Nie powiem aby był to lokal, który powalił mnie na kolana, zwalając pod stół z zachwytu, ale niewiele mu do tego zabrakło. Tak naprawdę ociupinę. Jedzenie było bardzo smaczne, obsługa cierpliwa i kompetentna, a samo miejsce ma swój unikalny urok. Do tego świetnie nadaje się do grania w gry planszowe, ma bogatą ofertę menu, więc zostaje mi tylko pozazdrościć, że mieści się w Poznaniu, a nie zaś Opolu gdzie mieszkam. Z pewnością wrócę do "Ptasiego Radia" podczas następnego wypadu na Pyrkon lub jeśli zawitam do Poznania w ramach innej wizyty. Natomiast fanom gier planszowych z czystym sumieniem mogę polecić ten lokal jako miejsce spotkań nad planszą z szklanicą zimnego piwa w ręce i talerzem z pysznym obiadem na stole. 

Plusy:
* uczciwy cennik
* stoły przystosowane do większości gier planszowych i karcianych
* wystrój oraz klimat
* naprawdę smaczna kuchnia
* bogate menu
* kompetentna i miła obsługa
* mają piwo o smaku bananowym (dla fanów dziwactw :P)
* zadbana i gustowna toaleta
* lokalizacja (centrum miasta)

Minusy:
* nie ma szans aby wjechać wózkiem dziecięcym czy inwalidzkim (architektura budynku)
* łatwo można ich przeoczyć
* brak "ogródka" (za wąski chodnik)
* trzeba przyjść z własnymi grami
* zamiast muzyki mogłyby być ptasie trele

Oficjalna strona lokalu
http://www.ptasieradio.pl/#
Fan Page na Facebooku
https://www.facebook.com/PtasieRadioPoznan/