Czas rozwiązać zagadkę Królestwa Trwa i "Ulotnego Zabójcy". Czy finał tej sprawy mnie zaskoczył? I tak i nie. Powiedzmy, że źle obstawiałem KTO zabijał i dlaczego, ale za to idealnie obstawiłem JAK ta osoba ostatecznie skończyła. Jednak nie tylko ten watek jest poruszany w finalnym albumie. Chodzi o ogólny konflikt pomiędzy samozwańczym miasteczkiem a lokalnym szeryfem i służbami FBI, które ściągnął im na kark. Już wcześniej było na tej linii niebezpiecznie, ale rzeczy mające miejsce tutaj ostro skomplikowały całą sytuację. Podsumujmy więc zatem całą moją przygodę z Królestwem Traw.
Zacznijmy od tego, że chętnie widziałbym ten komiks, jako mini-serial na Netflix. W zasadzie scenariusz jest napisany, wystarczy tylko dobrać odpowiednich aktorów i aktorki, znaleźć miejsce i można nakręcić naprawdę ciekawy thriller. Bez przesadnych fajerwerków, z solidną narracją oraz klimatycznymi zdjęciami plenerów. Ten komiks nie tylko o to prosi. On wręcz na to zasługuje. Nie mamy tutaj do czynienia z dziełem wybitnym lub wychodzącym przed szereg w swoim gatunku. Za to jest to dzieło solidnie opracowane, z ciekawie napisaną intrygą i bardzo prostą historią. Taką, która ociera się o realizm, a w tego typu opowieściach to bardzo ważne.
Fakt, jeśli ktoś szuka w tego typu literaturze "głębi postaci", to prawdopodobnie się zawiedzie. Jednak czy bohater albo bohaterka muszą mieć tą iluzoryczną "głębię"? Nie mogą być po prostu realni? Żywi? Wiecie, tacy prawdziwi, szarzy, z krwi i kości, bez zbędnej pseudofilozoficznej czy dramatycznej otoczki. Właśnie w tym tkwi siła "Królestwa Traw". Jego mieszkańcy są z pozoru zwyczajni, ze złamanym życiem, rozdarci najzwyklejszymi tragediami, które spotykają miliony ludzi. To nadaje im wyrazistości i sprawia, że do tego komiksu będę chciał wracać.
Zacznijmy od tego, że chętnie widziałbym ten komiks, jako mini-serial na Netflix. W zasadzie scenariusz jest napisany, wystarczy tylko dobrać odpowiednich aktorów i aktorki, znaleźć miejsce i można nakręcić naprawdę ciekawy thriller. Bez przesadnych fajerwerków, z solidną narracją oraz klimatycznymi zdjęciami plenerów. Ten komiks nie tylko o to prosi. On wręcz na to zasługuje. Nie mamy tutaj do czynienia z dziełem wybitnym lub wychodzącym przed szereg w swoim gatunku. Za to jest to dzieło solidnie opracowane, z ciekawie napisaną intrygą i bardzo prostą historią. Taką, która ociera się o realizm, a w tego typu opowieściach to bardzo ważne.
Fakt, jeśli ktoś szuka w tego typu literaturze "głębi postaci", to prawdopodobnie się zawiedzie. Jednak czy bohater albo bohaterka muszą mieć tą iluzoryczną "głębię"? Nie mogą być po prostu realni? Żywi? Wiecie, tacy prawdziwi, szarzy, z krwi i kości, bez zbędnej pseudofilozoficznej czy dramatycznej otoczki. Właśnie w tym tkwi siła "Królestwa Traw". Jego mieszkańcy są z pozoru zwyczajni, ze złamanym życiem, rozdarci najzwyklejszymi tragediami, które spotykają miliony ludzi. To nadaje im wyrazistości i sprawia, że do tego komiksu będę chciał wracać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz