Baaaaardzo dawno nie robiłem żadnego zestawienia TOP 12. Mam kilka przygotowanych, ale zawsze jakoś zabrakło czasu, aby to wszystko spisać. Dziś muszę je poprawić i uporządkować, ale znalazłem jedno, które w praktyce nie potrzebuje korekty. Przynajmniej dla mnie, bo nic się tutaj od roku nie zmieniło. Przedstawiam wam zatem moją prywatną listę ulubionych filmów świątecznych, które zawsze oglądam w grudniu. Uprzedzam, że lista jest totalnie subiektywna i odzwierciedla moje, osobiste preferencje oraz gusta filmowe. Zatem absolutnie nikt, nie musi się z nią zgadzać. Aha i żeby nie było:
BĘDĄ DROBNE SPOILERY :)
Zatem jeśli jesteście ciekawi, co lubię oglądać, jak wygląda moja prywatna lista najfajniejszych filmów o tematyce Bożego Narodzenia i wszystkiego co się z nim wiąże, to zapraszam do lektury :)
KRYTERIA LISTY
Nim zaczniemy jednak prezentację dwunastu wybrańców, plus trzynastego "pechowca", oto kilka reguł, jakimi się kierowałem:
* Filmy muszą nawiązywać do tematyki świąt Bożego Narodzenia.
* Nie ma znaczenia, czy to "świeckie" podejście czy religijne.
* Uwzględniam animacje.
* Omijam seriale.
* Filmy mają pokazywać Ducha Świąt i to co dla mnie jest najważniejsze - chcę do nich wracać co roku.
To chyba tyle. Zatem bez dalszego marudzenia, oto moja TOP lista filmów, które warto obejrzeć w czasie świąt Bożego Narodzenia.
PECHOWA XIII - To właśnie miłość
Zestawienie otwiera "pechowiec", czyli tytuł na trzynastej pozycji. Niby nie na liście, a jednak o nim wspominam. Ten tytuł zadebiutował na ekranach kin w 2003 roku i od tego czasu, trafia co roku na setki Bożonarodzeniowych zestawień filmowych. W tym moje. Nie ma się co dziwić, bowiem mimo pozornej otoczki, klasycznej komedii romantycznej, porusza wiele ważnych wątków. Czy można być szczęśliwym dzierżąc władze w kraju? Kto jest dla nas najbliższą osobą? Jak wybaczyć zdradę ukochanej osoby? Czy można kochać i być kochanym bezinteresownie? Każdy ma bowiem prawo do miłości i szczęścia, a w Boże Narodzenie powinniśmy to okazywać bez bojaźni przed tym, co ludzie powiedzą. Nie ważne jaką religię wyznajesz, czy się modlisz albo nie, jakiej jesteś orientacji seksualnej, rasy, pochodzenia, albo gdzie mieszkasz. Ten film nas tego uczy, a scena na lotnisku otwierająca i zamykająca całość, pokazuje to najlepiej. Bo tak naprawdę - miłość jest wszędzie.
MIEJSCE XII - Artur ratuje gwiazdkę
Właściwą listę otwiera mój imiennik, czyli Artur. Na film wybrałem się do kina w 2011 roku i od tego czasu ochoczo wracam do niego w każde Święta. Podczas pierwszego seansu moja ukochana Marta niemal padła na scenie, gdzie rodzina Mikołaja kłóci się przy stole, Artur wyciąga nagle grę planszową. Do tego coś na kształt świątecznego wydania Monopoly. Takich smaczków jest w tym filmie od groma, a wszystko to przeplecione walką pokoleń. Finał jednak jest taki, jaki powinien - funkcję Mikołaja przejmuje osoba, która najbardziej czuje ducha świąt. Bowiem zależy mu bardziej na dzieciach niż wynikach.
MIEJSCE XI - Listy do M
Czas na jedyną pozycję pochodzącą z polskich stajni. Co prawda druga część to dla mnie rynsztok, a trzeciej nie byłem wstanie obejrzeć do końca i po 30 minutach odpuściłem, tak do pierwszej lubię powracać. Głównie dlatego, że ma to, czego brak kontynuacją - klimat ducha Bożego Narodzenia. Widać to na każdym kroku w każdej z przedstawionych tu opowieści. Dziewczynka z sierocińca, która odnalazła dom u ludzi, którzy nie mogli mieć dzieci. Mikołaj-dupek, który w końcu zaczął rozumieć swe błędy, dzięki dość bezczelnemu dzieciakowi. Młodzik też zresztą nie miał lekko w domu, a z czasem widz rozumie jego sytuację. Pseudo obraz idealnej rodziny, którą trawi od środka niezgoda, albo samotny ojciec pracujący w święta i poznający równie samotną kobietę. Te wszystkie opowieści się przeplatają, dając nam polska wersję "To właśnie miłość". Dlatego chętnie wracam do "Listów do M", ale jak mówiłem - tylko tych pierwszych.
MIEJSCE - X - Miasteczko Halloween
This is Halloween, This is Halloween, Halloween, Halloween, Halloween :) Ta piosenka gości u mnie w praktyce przez cały październik. Szczególnie w wykonaniu Marilyna Mansona. NIemniej to typowo Bożonarodzeniowa opowieść, tylko bohaterami są upiory, zjawy i inne straszydła. Niejaki Jack, najstraszniejszy szkielet z całego miasteczka, nudzi się graniem swej roli. Pewnego razu, po Halloween trafia do krainy Świętego Mikołaja, czyli Santa Claus. Tutaj występuje genialna gra słów, gdyż Jack nazywa grubasa w czerwonym kubraczku Santa Claws. Kto nie zna angielskiego, ten niech ruszy tyłek i pozna nowe słowo. W każdym razie upiorni mieszkańcy postanawiają wyręczyć Mikołaja, biorąc na swe barki organizacje rozdania prezentów dzieciom w Boże Narodzenie. Rezultat jest naprawdę ciekawy, bo nie każdy nadaje się do wszystkiego. To co najbardziej lubię w tym filmie to animacja poklatkowa oraz fenomenalne piosenki.
MIEJSCE IX - Opowieść wigilijna Myszki Miki
Jedyny film krótkometrażowy, ale po prostu musiałem go dodać. Sknerus McKwacz w roli Ebenezera Scrooge'a to po prostu kwintesencja tej postaci w oczach małych dzieci. Fenomenalnie dobrano też inne postacie, w tym trzy świąteczne duchy, które McKwa.... znaczy się Scrooge'owi pokazują czym faktycznie jest okres Bożego Narodzenia. Oczywiście twórcy musieli iść na pewne ustępstwa, więc w animacji występuje szkielet fabularny z książki Dickensa, ale i tak zachowała pełen przekaz. Zresztą więcej moich przemyśleń na temat tego filmu zaprezentuje w jutrzejszym artykule.
MIEJSCE VIII - Ja cię kocham, a ty śpisz
Moja ulubiona komedia romantyczna, od moich czasów wczesnonastoletnich, gdy obejrzałem ten film po raz pierwszy w kinie. Miałem wtedy 12 lat, żyłem komiksami oraz grami na Amigę 600, interesowałem się mocno zoologia i toksykologia, ale po prostu zakochałem się w tym filmie. Długo marzyłem o takim romantycznym spotkaniu swej drugiej połówki, co w pewnym sensie się ziściło. Może nie w szpitalu, ale moją Martę poznałem w kompletnym przypadkiem, nie robiąc sobie żadnych nadziei na to, że ona na mnie spojrzy. A mimo tego jesteśmy z sobą już ponad 10 lat na dobre i złe. Właśnie tego uczy mnie ten film. Pokazuje, że nie warto być samemu, chwytać szczęście gdy zapuka do twych drzwi i czasem lepiej poświęcić wyidealizowane marzenia, na rzecz prawdziwej, realistycznej, czasem niełatwej, miłości.
MIEJSCE VII - Dziadek do orzechów
W tym roku pojawił się "Dziadek do orzechów i cztery królestwa", którego niestety nie dane mi było na razie obejrzeć, ale zawsze będę wracał do animacji z 1990 roku. Po dzień dzisiejszy jest to moja ulubiona ekranizacja tej książki. Zresztą swego czasu opublikowałem recenzje tego filmu, który nadal mam w wydaniu VHS. Kopia straszna, w praktyce nie da się oglądać, więc muszę w końcu gdzieś dostać wydanie DVD. Nadal czuję bijąca z niego magię świąt, dziecięcych marzeń i walkę z upiornym władcą szczurów. Uwielbiam takie animacje oraz baśnie. Jeśli ktoś nie miał nigdy styczności z tą animacją, to niech poszpera w sieci. Na pewno na nią trafi po angielsku, a naprawdę warto ją obejrzeć.
MIEJSCE VI - Strażnicy marzeń
Przyznaję, że ta animacja mnie mocno zaskoczyła, bowiem nie pokładałem w niej szczególnych nadziei po obejrzeniu reklam. Sięgnąłem po nią dopiero na DVD, a i tak tylko dlatego, że matka miała je w domu. Wtedy zacząłem sobie pluć w brodę za swoją głupotę, bowiem niemal z miejsca zakochałem się w postaci Jacka Mroza oraz Cienia. Inne postacie też wypadły bardzo dobrze, ale wspomniany duet robił w zasadzie cały film. Lód i mrok, radość i strach, potęga i władza. Tak. Ten film ma kilka scen budzących w dzieciach przerażenie, ale dla mnie, starego piernika - sa absolutnie fenomenalne. Pojedynek Jacka z Mrokiem, w którym ginie Piaskowy Ludek, albo spotkanie tej dwójki na mroźnych polach Arktyki, to mistrzowskie sceny. Ostatecznie i tak mamy happy end, gdyż jedno dziecko nie przestało wierzyć w Strażników, ale Mrok niemal wygrywa. To pokazuje, jak krucha, ale też i silna, potrafi być dziecięca wiara. Bo bez marzeń nie ma magii, a to ona budzi w nas pozytywne emocje.
MIEJSCE V - Boże Narodzenie
To jedyny film wojenny na tej liście, ale u mnie nie mogło go zabraknąć. Opisuje autentyczne wydarzenia mające miejsce podczas Wielkiej Wojny na froncie we Zachodnim. Podczas Wigilii Bożego Narodzenia w 1914 roku w okolicy Ypres (Belgia), doszło do rozejmu na czas świąt. Żołnierze i podoficerowie postanowili nie podejmować działań zbrojnych, pochować poległych na ziemi niczyjej oraz uczynić to wszystko bez wiedzy dowództwa. To oczywiście było przeciwne brataniu się żołnierzy z wrogiem, ale ci nie chcieli zabijać nikogo w tak ważnym dla nich dniu. Ostatecznie rozejm zerwano, choć na niektórych odcinkach frontu trwał on aż do 31 grudnia. Po obu stronach dochodziło też do krótkotrwałych buntów, gdyż żołnierze nie mieli zamiaru strzelać do "wroga". Sytuacja zmieniła się, gdy na front wprowadzono nowe oddziały oraz snajperów. Rok później dowództwo już nie dopuściło do podobnego wydarzenia, na co też wpłynął rok krwawej wojny, budujący wrogość pomiędzy obydwoma stronami konfliktu. Ten fil pokazuje jednak, że zwykli ludzie nie mają ochoty mordować się nawzajem w imię poronionych ideałów polityków oraz generałów. Można żyć w zgodzie, a jedynie fanatycy stanowi prawdziwe zagrożenie.
MIEJSCE IV - Ekspres polarny
A tuż przed samym podium jeden z najważniejszych animacji Bożonarodzeniowych. Oto film uczący nas wierzyć w ducha świąt, bo wiara czyni cuda. Osobiście oglądam go tylko i wyłącznie w wersji angielskiej, ze względu na genialną pracę Toma Hanksa. Podkłada on głos po wiele postaci, w tym wszystkie pierwszoplanowe. Chris, czyli chłopiec, który nie wierzy w Mikołaja i święta, Konduktor, Scrooge mający wiele sensownych rad. Brzmi to genialnie. Sam przekaz filmu też jest bardzo mocny i zapada w pamięci widza. Jak poznać ducha świąt, czym on jest i czy liczą się tylko prezenty? A może jednak od zabawek oraz jedzenia ważniejsza jest przyjaźń i wiara w innego człowieka. Właśnie o tym mówi ten film.
MIEJSCE III - Opowieść wigilijna
Na najniższym stopniu podium jest ekranizacja książki Charlsa Dickensa, która doczekała się wielu przełożeń na srebrny ekran. Mowa w tym wypadku o wersji z 1999 roku, gdzie w rolę Ebenezera Scrooge'a wcielił się Patrick Stewart, genialnie wywiązując się z swojej roli. Co prawda dziesięć lat później powstała bardzo udana animacja, gdzie głosu tej postaci oraz wszystkim trzem duchom użyczył Jim Carrey, ale zawsze jest ona u mnie odrobinę za filmem aktorskim. Pokonuje jednak wszystkie poprzednie tytuły, dlatego obie "Opowieści wigilijne" stoją u mnie na tej samej pozycji. Jeśli kogoś interesuje moje szersze zdanie o ekranizacji z 1999 roku, to TUTAJ znajdziecie moją recenzję.
MIEJSCE II - Cud na 34 ulicy
Środkowe miejsce na podium zajmuje film, do którego wracam bardzo regularnie, zawsze przed świętami. Przedstawia on bowiem prawdę wiary w cuda, niezależnie od tego ile mamy lat. Otóż pewien staruszek uważa, że naprawdę jest Świętym Mikołajem, czy też raczej jednym z jego wcieleń. Jak sam mówi o sobie - ma wiele imion. Potrafi jednak "nawracać" ludzi, daje im radość i uczy bycia dobrymi. Pewnego razu zostaje zatrudniony przez jeden z domów handlowych, gdzie promuje ich towary. Tam spotyka kilkuletnią dziewczynkę i jej matkę, które nie wierzą w Świętego Mikołaja. Nasz bohater postanawia nauczyć je, czym jest duch świąt Bożego Narodzenia, przy okazji wplątując się w rywalizację dwóch domów handlowych. Genialnie wypada całą scena z procesem, gdzie ludzie stają po stronie człowieka podającego się za Mikołaja, wierząc w niego. Wtedy czuć prawdziwą moc świąt.
MIEJSCE I - Family Man
I na samym szczycie, mój numer jeden, czyli nieśmiertelny "Family Man" z Nicolasem Cage i Tea Leoni. Ten obraz pokazuje, jak wiele szczęścia daje nam kochająca rodzina. Możesz być człowiekiem sukcesu, mieć górę szmalu, najlepsze ciuchy, seksowne kobiety, ale tak naprawdę być biedakiem. To rodzina i bliscy oraz oddanie im określają tak naprawdę jakimi jesteśmy ludźmi. Snobami myślącymi tylko o sobie, czy troskliwymi rodzicami i ojcami albo matkami. Bowiem tak naprawdę nie wiemy co straciliśmy, dopóki tego nie poznamy.