22 grudnia 2018

James Bond 007 #1: Warg

Przygody o najsłynniejszym szpiegu (i zabójcy) MI6, jakie są, chyba każdy wie. W moich oczach zawsze były strasznie naiwne, do tego seksistowskie, co mi niezmiernie pasowało. Nie żebym popierał takie zachowanie, jednak ten godny nagany styl faceta, który zalicza kobiety niczym szejk w haremie, jednocześnie wysadzając niemal wszystko na swej drodze, był tak absurdalny, że aż genialny. Dlatego zasiadając do pierwszego tomu serii komiksowej "James Bond 007", nie miałem większych oczekiwań. Miało być dużo akcji, trupów, a logika miała udać się na zasłużony urlop. O dziwo pierwszy tom pozytywnie mnie zaskoczył, choć nie jakoś porażająco, przez co przygody 007 w wykonaniu Warrena Ellisa (scenariusz) i Jasona Mastersa (rysunek) przy wsparciu Guy'a Major (kolory) okazały się dla mnie miłą lekturą.

Ogólny rys fabularny nie odbiega za bardzo od tego, co znamy z filmów. Nawet scena początkowa, nie związana szczególnie z głównym scenariuszem, jest rodem wyjęta z srebrnego ekranu. Potem oczywiście nasz super szpieg ma klasyczną reprymendę w kwaterze głównej od M i małą grę słowną z Moneypenny. Nie zabrakło również Q i kilku nowych gadżetów oraz oczywiście główna misja, czyli ruszyć tyłek do Berlina i zająć się sprawą importu zanieczyszczonej kokainy do Anglii. Wszystko zapowiada się klasycznie, choć już na tym etapie widać pewne zmiany, które bardzo przypadły mi do gustu. Po pierwsze M oraz Q odnoszą się do Bonda bardzo rzeczowo, zaś Moneypenny nie jest głupiutką i wiecznie napaloną sekretarką, a kobietą potrafiącą odgryźć się naszemu lowelasowi. Co więcej, robi to w sposób inteligentny, za co wieli plus. W końcu to ona jest górą, co szczególnie widać w drugiej połowie komiksu. Jest też niezła szydera względem ulubionej broni naszego superszpiega, czyli Walthera P99 i innych jego ulubionych zabawek. Czuć tutaj spore nawiązanie do starszych filmów z tej serii. Nowe gadżety Q są natomiast ciekawe, pomocne i co ważniejsze realistyczne.

Na plus muszę też policzyć głównego przeciwnika 007. Co prawda od razu rozszyfrujemy kim on jest, co zresztą stanowi sól tej marki, ale jego motywacja to już zupełnie inna kwestia. Jeśli obstawiacie zemstę, chęć zdobycia większej władzy i tym podobne, to porzućcie złudzenia. Nasz antagonista to rasowy świr, a przy tym geniusz. Słowem - wyjątkowo mordercza mieszanka. Dobrze też wypadają jego dwa przyboczne psy gończe, z którymi Bond zmierzy się kilkukrotnie. Nawet tytułowy "Warg" mnie zaskoczył, bo obstawiałem coś zupełnie innego.


Jeśli miałbym na coś marudzić, to miejscami kiepski rysunek postaci, głównie twarzy. Coś mi w nich nie do końca grało, choć kolorystyka oraz scenografia robią dobry klimat. Niestety mimika bohaterów tego komiksu, czasem kuleje, a do tego nieraz mają dziwny grymas. Na plus natomiast należy policzyć rysunki scen akcji, a tych jest naprawdę sporo i nieraz są bardzo krwawe. Nawet zbyt krwawe, jak na tą markę, choć wiem że Bond zostawia za sobą setki trupów. Dziwnie jednak wyglądało, gdy strzelał do swych przeciwników dość unikalną amunicją, która potrafiła oderwać człowiekowi pół głowy. Niestety jest to pokazane i czasem posoka spływa po kadrach strumieniami. Ciekawym elementem natomiast było ukazanie niektórych ciosów za pomocą "rentgena". Sytuacja bliźniaczo podobna do tej, jaką spotkamy w filmie "Romeo musi umrzeć".

Podsumowując - pierwszy tom tej serii komiksowej, to rasowy przedstawiciel tego, co znamy z filmów. I dobrze. Z pewnością nie jest to nic wybitnego, ale jako komiksowe przygody 007 spisuje się bardzo dobrze. Jeśli kolejne przygody również będą utrzymane na tym poziomie, to może wyjść z tego naprawdę udana, lekka seria komiksów akcji, idealna na odstresowanie się po ciężkim dniu. Wystarczy puścić sobie muzykę z filmów o Jamesie Bondzie, przygotować drinka i zatopić się w fikcyjny świat superszpiegów oraz złoczyńców.

Komu komiks może się spodobać?
Fanom serii filmowej o agencie 007.

Czy kupił bym komiks, gdybym nie otrzymał go do recenzji?
Chyba tak, choć zagorzałym fanem Bonda nie jestem.

Czy komiks zakwalifikował się do rocznego podsumowania 2018?
Nie. To niezła lektura, ale nie widzę powodu, aby ją aż tak wyróżniać.