7 września 2018

Słodka Szarlotka

Czasem zdarza się, że coś co miało być śmieszne, okazuje się kalejdoskopem żenady. Taka jest w moich oczach "Słodka Szarlotka", z którą nie wiązałem wielkich nadziei, ale liczyłem na lekką komedię erotyczną. Wiecie, taka przesyconą wyśmiewaniem stereotypów, dużymi biustami, okazjonalnymi scenami seksu i jakąś kryminalną sprawą w tle. W teorii, to własnie dostałem, bowiem na pierwszy rzut oka, opowieść o trójce skąpo ubranych, biuściastych pannicach, taka jest. Niestety poziom scenariusza, a co za tym idzie dialogów, jest na poziomie tak żenującym, że seria "Rat Queens" to przy tym złożony dramat psychologiczny. Nawet miły dla oka rysunek nie był wstanie poprawić mi przyjemności z lektury. Czemu? Odpowiedź znajdziecie poniżej.

Zacznijmy od pomysłu na scenariusz. W czystej teorii, miałby on sens, ale już na tym etapie nie brzmi jakoś szczególnie ciekawie. Co dziwniejsze, w pewnym sensie rozmija się z opisem promującym komiks. Otóż trzy młode i powabne niewiasty mieszkają w Marsylii. Jedna z nich, blondwłosa piękność, to córka bogatego przedsiębiorcy, który zaginął, choć córeczka ma to gdzieś. Pewnego razu dziewczyny zaprószają ogień w kamienicy, gdzie wynajmują mieszkanie i tym sposobem policja trafia na ciekawy ślad z przeszłości głównej bohaterki. Otóż jej tatuś to tak naprawdę jedna z głów włoskiej mafii.

Całość pada już na starcie, w scenie zaprószenia ognia. Pomijam żenujący sposób, w jaki do tego doszło, ale to co ma miejsce potem sprawiło, że musiałem sięgnąć po piwo. Serio. Na trzeźwo nie dało się tego czytać, bo poziom intelektualny wszystkich postaci w tym komiksie, nie jest za wysoki. Do tego kobiece trio z okładki to już w ogóle patologia, rodem z bardzo, ale to bardzo stereotypowego i naiwnego porno. Osobiście częściej czułem zażenowanie "rozumowaniem" bohaterek niż litość dla ich bezkresnej głupoty.


Miałem wrażenie, jakby autorzy tego potworka chcieli wyśmiać stereotypy, opierając się na kawałach o blondynkach. Problem w tym, że zrobili to w sposób żałosny, nieśmieszny i w praktyce obrazoburczy. Totalnie skretyniała blondyneczka, wiecznie napalona Chinka, czy "nieśmiała" mulatka paradująca z wielkim biustem, to ucieleśnienie koszmaru rodem z piekła. Chyba najbardziej z tej gromadki frustrowała mnie Azjatka imieniem Mei Li, która była żywym uosobieniem postaci z filmu pornograficznego. Dwóch bandziorów dorwało ją w zaułku i zaczęło gwałcić, to ta chętnie im się oddała,a  potem skrzyczała, że nie doszła i zostawili ją bez satysfakcji. W następnej scenie oczywiście znalazła "zastępstwo" i dokończyła sprawę. Serio, dno dna i metr mułu. Szkoda, że w komiksie sporo jest tego typu scen.

Co zaś się tyczy śledztwa względem ojca głównej bohaterki i detektywa, który je prowadzi, to przy nim CSI: Kryminalne zagadki (tu wpisz miasto), są wiernym oddaniem prowadzonych spraw. Ten fragment nie tylko nie jest śmieszny. Jest tak żałosny, że aż się chce go przewinąć. Chciałbym napisać, że ratują go sceny seksu pomiędzy blondynką a detektywem, ale bym skłamał. Nie tylko jest ich mało, w zasadzie jedna, to do tego skrócona, zrobiona bez sensu i w totalnie porąbanej scenerii. OK, ładnie to narysowano, ale i tak nadal filmy porno mają więcej logiki.


Co do samego rysunku, to jest on jedyną zaletą tego tytułu. Mamy bardzo ładną, nieco przerysowaną, kreskę, soczyste kolory i naprawdę zgrabnie narysowane sceny aktów seksualnych. Same postacie też są ciekawie przedstawione wizualnie i czuć tutaj lekką groteskę. Niestety nie pomaga to na tyle, aby móc cieszyć się choć odrobinę tym komiksem. No chyba, że tylko go oglądamy dla skąpo odzianych pań, bo samego negliżu za wiele tutaj nie ma. Ostatecznie żałuję czasu spędzonego nad "Słodką Szarlotką". Dostałem coś zupełnie innego niż zapowiadano i oczekiwałem. Liczyłem na głupią komedię, ale nie żenującą. Naprawdę trzeba by mocno posiedzieć nad scenariuszem, aby wykrzesać z niego to, co faktycznie można było zbudować. Tutaj ta sztuka nie wyszła, a szkoda.

Komu komiks może się spodobać?
Szczerze - nie mam pojęcia. Chyba tylko napalonej gimbazie, ale oni nie są odbiorcą docelowym.

Czy kupił bym komiks, gdybym nie otrzymał go do recenzji?
W ciemni, kierując się opisem promującym komiks, tak, choć z drugiej ręki. Wiedząc co zawiera, prędzej dałbym się pokroić, niż wydałbym na niego choćby grosz.

Czy komiks pozostaje w mojej kolekcji?
Boże uchowaj.

Czy komiks zakwalifikował się do wstępnej listy TOP 12 przeczytanych komiksów 2018?
Nie i z pełną premedytacją ląduje w rozczarowaniach za scenariusz. Jedyną zaletą tego albumu jest rysunek, ale dla mnie to za mało.