W końcu nadszedł ten dzień i Navis ma szansę spotkać innych przedstawicieli swej rasy. Do tej chwili wytworzyła bardzo utopijny i idealizujący obraz ludzkiej rasy. Stworzeń wrażliwych, honorowych, nie zabijających bez powodu i kierujących się sercem. Słowem takich samych jak główna bohaterka. Jednak rzeczywistość jest okrutna, zaś gdy do tego wszystkiego dodamy czynnik zewnętrzny, okazuje się kim naprawdę jest człowiek.
Historia zaczyna się niedługo po wydarzeniach jakie rozegrały się na statku więziennym. Na statku-planecie Navis odbywa się ceremonia pogrzebowa zmarłego niedawno mentora i nauczyciela dziewczyny - Mackel-Loosa. Wszyscy obecni są pogrążeni w żałobie, jednak Navis najmocniej odczuła jego stratę. W brew prośbą Przewodniczącego Rady Armady, postanawia udać się do zakazanego sektora gdzie ponoć przebywają ludzie. Wraz z nią wyrusza Snivel oraz Bobo, który wykorzystując swoje potajemne kontakty z konsulem Atsukau, wyrusza w niegościnny rejon, na planetę z ludzkimi rozbitkami. Na miejscu sprawy zaczynają się jednak komplikować i Navis staje się zupełnie inną osobą.
Komiks świetnie oddaje to kim są ludzie. Egoistycznymi, samolubnymi istotami, chcącymi tylko się bawić i nie brać odpowiedzialności za swoje czyny. Navis z początku nie chce przyjąć do wiadomości jaka naprawdę jest jej rasa. Widzi w nich ideał - spokojnych tubylców, radosnych, trudniących się prosta pracą przy polowaniu, zbieraniu owoców i opieką nad swoją małą społecznością. Szybko daje się oczarować tej iluzji, a kiedy staje twarzą w twarz z rzeczywistością, kompletnie nie umie się odnaleźć.
To co jednak skrzypi w tym albumie to pominięcie prób wyjaśnienia skąd wzięli się na tej samotnej planecie ludzie. Widać jak na dłoni, że mamy do czynienia z rozbitkami, totalnie odciętymi od swej cywilizacji i żyjącej jak hipisi. Navis oraz jej towarzysze w zasadzie nawet nie próbują się dowiedzieć jak się tutaj znaleźli, gdzie jest ich okręt kosmiczny, czy posiadają broń albo łączność satelitarną. Nic. Totalnie jakby obserwowali ludzi na ich rodzimej planecie. Burzy to mocno przekaz całej historii, która mimo wszystko nadal czyta się dobrze.
O wiele lepiej natomiast przedstawiono sytuację z rasą władającą tym systemem planetarnym. Jest wojownicza, Armada się jej boi i zrobiła wszystko aby nie doszło do konfliktu między nimi a panami tego sektora kosmosu. Ciekawie też zaprojektowano ich statki, które mocno różnią się od tego co dotąd spotkaliśmy w flotach armady. Sama rasa też mocno odbiega od ras jakie dotąd poznała Navis, co tylko umacnia wiarygodność przekazu.
Ósmy tom jest ciekawy, fajnie zaprojektowany i napisany, ale czuć w nim niedociągnięcia fabularne, pozostawiające po zakończonej lekturze spory niedosyt. Sam pomysł dawał o wiele większe pole manewru na poprowadzenie bardziej zawiłego wątku pierwszego, czy też raczej drugiego, kontaktu głównej bohaterki z swoją rasą. A tak wyszło co wyszło. Klasyczna opowieść akcji, z dość naciąganym finałem, dającym nadzieję, że może w przyszłości autorzy jakoś jeszcze pociągną ten wątek.
Ocena - 7,5/10
Historia zaczyna się niedługo po wydarzeniach jakie rozegrały się na statku więziennym. Na statku-planecie Navis odbywa się ceremonia pogrzebowa zmarłego niedawno mentora i nauczyciela dziewczyny - Mackel-Loosa. Wszyscy obecni są pogrążeni w żałobie, jednak Navis najmocniej odczuła jego stratę. W brew prośbą Przewodniczącego Rady Armady, postanawia udać się do zakazanego sektora gdzie ponoć przebywają ludzie. Wraz z nią wyrusza Snivel oraz Bobo, który wykorzystując swoje potajemne kontakty z konsulem Atsukau, wyrusza w niegościnny rejon, na planetę z ludzkimi rozbitkami. Na miejscu sprawy zaczynają się jednak komplikować i Navis staje się zupełnie inną osobą.
Komiks świetnie oddaje to kim są ludzie. Egoistycznymi, samolubnymi istotami, chcącymi tylko się bawić i nie brać odpowiedzialności za swoje czyny. Navis z początku nie chce przyjąć do wiadomości jaka naprawdę jest jej rasa. Widzi w nich ideał - spokojnych tubylców, radosnych, trudniących się prosta pracą przy polowaniu, zbieraniu owoców i opieką nad swoją małą społecznością. Szybko daje się oczarować tej iluzji, a kiedy staje twarzą w twarz z rzeczywistością, kompletnie nie umie się odnaleźć.
To co jednak skrzypi w tym albumie to pominięcie prób wyjaśnienia skąd wzięli się na tej samotnej planecie ludzie. Widać jak na dłoni, że mamy do czynienia z rozbitkami, totalnie odciętymi od swej cywilizacji i żyjącej jak hipisi. Navis oraz jej towarzysze w zasadzie nawet nie próbują się dowiedzieć jak się tutaj znaleźli, gdzie jest ich okręt kosmiczny, czy posiadają broń albo łączność satelitarną. Nic. Totalnie jakby obserwowali ludzi na ich rodzimej planecie. Burzy to mocno przekaz całej historii, która mimo wszystko nadal czyta się dobrze.
O wiele lepiej natomiast przedstawiono sytuację z rasą władającą tym systemem planetarnym. Jest wojownicza, Armada się jej boi i zrobiła wszystko aby nie doszło do konfliktu między nimi a panami tego sektora kosmosu. Ciekawie też zaprojektowano ich statki, które mocno różnią się od tego co dotąd spotkaliśmy w flotach armady. Sama rasa też mocno odbiega od ras jakie dotąd poznała Navis, co tylko umacnia wiarygodność przekazu.
Ósmy tom jest ciekawy, fajnie zaprojektowany i napisany, ale czuć w nim niedociągnięcia fabularne, pozostawiające po zakończonej lekturze spory niedosyt. Sam pomysł dawał o wiele większe pole manewru na poprowadzenie bardziej zawiłego wątku pierwszego, czy też raczej drugiego, kontaktu głównej bohaterki z swoją rasą. A tak wyszło co wyszło. Klasyczna opowieść akcji, z dość naciąganym finałem, dającym nadzieję, że może w przyszłości autorzy jakoś jeszcze pociągną ten wątek.
Ocena - 7,5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz