3 stycznia 2020

Yakari i grizli

Tym razem nasz mały Indianin, który potrafi rozmawiać ze zwierzętami, musiał sprostać ogromnemu wyzwaniu. Dosłownie ogromnemu, gdyż chodziło o niedźwiedzia grizli. Na dodatek okazał się on gburem, tyranem i ogromnym głodomorem zmuszającym inne zwierzęta do usługiwania mu. Oczywiście Yakari postanawia pomóc swoim przyjaciołom, wykazując się pomysłowością oraz korzystając z pomocy Wielkiego Orła. Co z tego wyszło? Cóż... dla mnie trochę średnio udana przygoda. 

Seria jest skierowana do młodszych odbiorców, więc nie wymagam od niej satyry na poziomie Asteriksa czy Lucky Luke'a. Jednak poprzednie tomy udowodniły, że Yakarai potrafi mieć bardziej, hmm... sensowne przygody. Ta tutaj jest niemiłosiernie rozwleczona w czasie, a jej puenta wypada po prostu poprawnie. Nic tutaj specjalnie nie zaskakuje, może poza opieszałością naszego tytułowego bohatera. Może gdyby całość działa się bliżej zimy i schowano by w tle jakieś rozbudowane motywacje głównego antagonisty, to miałoby to wszystko więcej sensu. A tak wyszło, że niedźwiedź niewolił innych, bo jest gburem.

W tym tomie rola Małego Pioruna, mustanga dosiadanego przez Yakariego, również jest wyjątkowo ograniczona. Zwykle koń ma coś więcej do powiedzenia, rzuci ciekawym pomysłem czy błyskotliwą myślą. Tym razem nic takiego nie miało miejsca, a szkoda. Ogólnie na tle poprzednich tomów ten wypada zatem poprawnie. Ot miła czytanka dla dzieci, zawierająca niewiele tekstu. Jeśli ktoś zbiera tą serię, to na pewno nie przegapi i tego albumu, choć nie wiem czy będzie do niego często zaglądał. Inne są zwyczajnie ciekawsze. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz