9 stycznia 2020

Lucky Luke #73: Człowiek z Waszyngtonu

Uwielbiam nowe albumy o przygodach Lucky Luke'a gdyż znajduje się tam od groma smaczków historycznych oraz kulturowych. Nie inaczej jest i tym razem, co sugeruje już sam tytuł. Czytelnicy będą mogli w nim poznać nieznaną wcześniej przygodę przedwyborczą Rutheforda Bircharda Hayesa, dziewiętnastego prezydenta USA, który wprowadził w swoim kraju oraz Białym Domu wiele zmian. Wpływ na to miała też jego żona, zwana Lemoniadową Lucy, której przydomek nie wziął się znikąd. Autorzy tego albumu, czyli Achde (rysunek i scenariusz) oraz Laurent Gerra (scenariusz) przemycili tutaj jednak znacznie więcej smaczków. część z nich dotyczy okresu drugiej połowy XIX wieku, a część bardziej współczesnych czasów. Zapraszam was zatem do relacji moich wrażeń z niezwykłej podróży Ruthue Hayes'a po dzikich regionach Ameryki.

Nasz dzielny, samotny kowboj i jego wierny rumak, mają zapewnić bezpieczeństwo kandydatowi na prezydenta USA, który postanowił wyjść do swych wyborców na odległym Dzikim Zachodzie. Zadanie okazuje się nad wyraz trudne, gdyż polityk, nie zna tak naprawdę realiów tamtego regionu, gdzie rządy sprawują sznur oraz ołów. W tym momencie zaczyna się istny kalejdoskop gagów sytuacyjnych oraz słownych, gdyż autorzy tego albumu nie zostawili suchej nitki na pewnych ówczesnych obyczajach Amerykanów. Każdemu z odwiedzanych przez Hayes'a miast dostało się z osobna i to w przecudny sposób. Nawet tabliczki informujące o wjeździe do danego miasta zostały odpowiednio sformułowane. Na przykład Teksas: Mamy ropę, mamy krowy, mamy banki, ale nie mamy poczucia humoru. Czyste złoto :)

Jest tego naprawdę dużo, ale przy tym gagi nie burzą przewodniego motywu fabularnego. Ten mocno nawiązuje do działań Hayes'a, które podjął jako prezydent. Pojawiają się też wątki poboczne związane z społecznością afrykańska lub Indianami, odnoszące się to prawdziwych postaci czy wydarzeń. To wszystko sprawia, że komiks czytało mi się nad wyraz dobrze i chętnie do niego wróciłem po kilku dniach. Naprawdę nieczęsto mam takie sytuacje, ale tutaj po prostu zostałem oczarowany pracą Achde i Gerra. Chciałbym móc przeczytać więcej albumów w tej serii, na takim poziomie, a znając prace tego duetu, jestem pewien, ze nieraz jeszcze zostanę pozytywnie zaskoczony. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz