Właśnie skończyłem czytać ten komiks i stwierdzam, że podczas jego lektury uderzyła mnie ogromna fala wspomnień z czasów dzieciństwa. Kilka razy już wspominał, szczególnie przy pisaniu opinii o tej serii, że wychowałem się w Gdyni na Pogórzu Górnym, które w latach 90-tych ubiegłego stulecia było czymś na kształt Swobody. Mieliśmy klasycznych blokersów, trzy, a przez pewien czas nawet cztery, lokalne gangi, w lasku łączącym nas z Pogórzem Dolnym były nieraz ustawki oraz regularne chlanie piwska. Słowem Swoboda pełną gębą. Dlatego czytając komiksy Michała Śledzińskiego zawsze przed oczami przemykają mi wydarzenia z czasów dzieciństwa. Są one bowiem nieraz tak podobne do tego o czym pisze w dość przerysowanej formie Michał Śledziński, że ciężko mi nie uwielbiać tej serii.
Komiks składa się z pięciu historyjek, gdzie przewija się tytułowy Niedźwiedź, jeden z bohaterów głównej paczki Osiedla Swoboda. Akcja komiksów jest osadzona pomiędzy pierwszym a drugim tomem serii, choć tak naprawdę można po nią sięgnąć nie znając jej. Każda z opowieści to zamknięta całość, co nie ukrywam dodatkowo umiliło mi lekturę. Lubię sytuację, gdy nie muszę czekać nie wiadomo ile czasu na kolejny tom, aby dowiedzieć się co dalej. Natomiast patrząc, jak powoli powstaje ta seria i ile czasu czekam na Osiedle Swoboda 3, cieszy mnie takie podejście do tego zbioru opowiadań.
A o czym możemy tutaj przeczytać? Cóż, o starym dobrym piwoszu, który ima się różnych prac, w tym opieką nad ślepy, ekhem... dresem, demontażem domów czy pomaga biednym "lewakom" uciec przed osiedlowym gangiem. Swego rodzaju święty człowiek, z kuflem piwa w łapie, ubrany w kraciastą kamizelkę, kurtkę i z czapką nasuniętą mocno na oczy. Dokładnie taki, jak to widać na okładce powyżej. Ma to swój unikalny czar, który mimo pewnej dozy satyry pozwala zobaczyć w Niedźwiedziu dobrego człowieka. Chętnego do bitki i wychylenia kilku głębszych, ale jednak o gołębim sercu, wyczulonym na niedolę potrzebujących.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz