21 stycznia 2020

Osiedle Swoboda: Centrum

Uwielbiam pierwszy album Osiedla Swoboda, ale nie przepadam za drugim tomem, które w mojej opinii utraciło pewną dozę, wiem jak to głupio zabrzmi, ale realizmu. Wychowałem się na takim osiedlu w Gdyni i doskonale pamiętam czasy gdy nawet policja omijała rejon gdzie mieszkałem. Dlatego pewne wydarzenia zawarte w tej serii, mimo oczywistego przerysowania, były dla mnie bardzo realistyczne. Choćby poziom, ekhem "intelektualny" pewnych środowisk. Sięgając po Centrum miałem pewne obawy, ale szybko zostały rozwiane. Ten tom, choć krótki, jest w moich oczach rewelacyjny. Szczególnie pierwsze dwie historyjki, zajmujące najwięcej miejsca w całym komiksie.

Michał Śledziński, autor tej i kilku innych serii, zamieścił krótką przedmowę przy każdej historii z tego albumu. Obrazuje to czytelnikowi, jak powoli powstawał ten projekt, gdyż autor musiał skupić się na innych rzeczach, czysto zarobkowych. W efekcie tego projekty Osiedla Swoboda i Na szybko spisane, długo przeleżały w szufladzie w formie pomysłów i szkiców. Cieszę się, że doczekały się w końcu publikacji, bo naprawdę miło spędziłem nad nimi czas.

Najlepiej czytało mi się pierwszą opowieść, zatytułowaną "Tydzień SKS". Powód był prosty - bardzo przypominała mi moje osiedle z dzieciństwa, a szczególnie obszar boiska koło tak zwanego "Lasku". Był to, a w zasadzie nadal jest, malutki obszar leśny bardziej przypominający zaniedbany park z nieczynną linią kolejową przecinającą go w połowie. Dawniej było to miejsce schadzek dresów, gdzie zbierali się okazjonalnie na ustawki i prali po pyskach, chleli, a w myśl zasady "to jest las" nikt nie sprzątał tam po swoich psich pupilach. Gdy w czasach mego dzieciństwa zima była zimą, zasuwało się też do "Lasku" na sanki, bowiem było tam sporo miejsc, gdzie można było uprawiać slalom między drzewami. Właśnie te wspomnienia uderzyły we mnie z ogromną siłą gdy czytałem tą przygodę. Co prawda nie ma tam zimy, gdyż akcja dzieje się raczej wiosną lub latem, ale znalazłem sporo podobieństw. Szczególnie w osobach głównych postaci czy ich filozofii.

Kolejne dwie historyjki zamieszczone w tym albumie, są już z zupełnie innej beczki, choć nadal to rasowe Osiedle Swoboda. W pierwszej mamy genialny sposób na pokazanie, jak na ludzkiej naiwności można zarobić hajs i jaką siłę miały swego czasu, a może nadal mają, blogi oraz telewizja śniadaniowa. W drugiej natomiast spotykamy naszego starego, poczciwego Niedźwiedzia wspominającego, jak to miał swego czasu starcie z pewnym gorylem oraz modą. W obu wypadkach autor rewelacyjnie pokazał hipokryzję społeczeństwa czy to, jak łatwo nim manipulować, sugerując w prosty sposób co jest modne. Jak zwykle w obu wypadkach wystarczy puścić odpowiednią plotkę w mediach społecznościowych, potwierdzić ją na pewnych blogach i kasa robi się sama. Aczkolwiek nie wszyscy na tym wychodzą dobrze.

Tak, ten album to stare, dobre Osiedle Swoboda. Dokładnie to samo, które pokochałem, a które trochę się rozmyło w klimacie w drugim albumie. Mimo wszystko czekam na tom trzeci tej blokerskiej sagi, gdyż ma ona swój unikalny czar. Po części też przypomina mi czasy mojego dzieciństwa, a był to okres gdy mieszkałem na jednej klatce z policjantem, szefem jednego z gangów i moczymordą elektrykiem, który załatwił połowie osiedla darmową kablówkę. Wiem, że sentyment to potężna broń, ale nic na to nie poradzę. Michał Śledziński w swej pracy przypomina mi o wszystkich tych porąbanych sytuacjach, które sam przeżyłem lub obserwowałem mając 7-12 lat. To były dziwne czasy. Po troszku wspaniałe, po troszku przerażające. Ot, czar polskiego blokowiska, które w pewnym sensie, przynajmniej dla mnie, zatrzymało się w czasie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz