Finalny tom serii jest... ostrym zawodem. Teoretycznie powinniśmy mieć opis dalszych losów Lou, która jest już dorosła, czy też dopiero co weszła w ten stan. Tymczasem to zbiór porwanych, w zasadzie nic nie wnoszących, historyjek. Nie za bardzo czułem tutaj więź z główną bohaterką oraz jej przyjaciółmi. Każde sercowe załamanie toczyło się w wybitnie sztampowy sposób, natomiast tytułowy kryształ jest absolutnie wzięty z czapy. Serio, tego wątku w ogóle nie powinno być, gdyż wprowadza jakąś science fiction bzdurę, burzącą opowieść, która dotąd była ciekawa. A na dokładkę mamy "Album filmowy" nawiązujący do średniego, w moim odczuciu, serialu aktorskiego.
Pierwsze dwa tomy serii, zawierające w sumie sześć zeszytów, wkręciły mnie bardzo mocno. Lou była osobą ciekawą, przedstawiano jej proces dorastania, budowania relacji z innymi, w tym szczególnie matką, a teraz? Teraz mamy kalejdoskop nudy. Lou dorosła, próbuje życia, niejako naśladując młodość swej matki i... czytelnik nic z tego nie wyciąga. Ot trochę szlajania się po świecie, przygodny romans zwieńczony w łóżku, rozterki miłosne jej przyjaciółek, matka pracująca na planie ekranizacji swojej książki i tajemnicze kryształy, z którymi związana jest światowa awaria prądu. Serio, nic się tutaj z sobą nie łączy. Czyta się to bezpłciowo, jedynie oglądając ładne obrazki. I tyle.
Na końcu, aby ten album nie był za chudy, dołączono zeszyt oparty o serial aktorski "Lou". Serio, dal mnie to było mega słabe, nieciekawe i wyjątkowo nudne. Może dlatego, że jestem facetem, a może dlatego, że sam serial nie dorasta serii komiksowej do pięt. Wizualnie całość też nie poraża, a w zasadzie odstrasza, budząc fajny klimat zbudowany przez rysunek. Innymi słowy, świetną serię, która była skierowana nie tylko do dziewczynek, ale też chłopaków, potraktowano ostatecznie bardzo po macoszemu. Szkoda, bo mógł być piękny finał, a tak jest nijaka oraz mdła mieszanina wszystkiego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz