Czas wrócić do gry, którą recenzowałem 9 lat temu dla serwisu Polter.pl. Moją opinię na jej temat z tamtego okresu znajdziecie TUTAJ i od razu uprzedzę, że wtedy byłem tą grą naprawdę zafascynowany. Jak jest dzisiaj? Cóż... nadal mi się podoba, ale pewien czar prysł. Musze tez przyznać, że zdecydowanie oceniłem wtedy na wyrost ten tytuł, bo dziś dostrzegam w nim więcej, nie tyle co wad, a raczej przeciętności. Z drugiej strony na GOG kupiłem wersję Final Cut za 3,98 zł, czyli za mniej niż płacimy za butelkę litrowej Coca-Coli w osiedlowym sklepie spożywczym. Nie wiem kiedy znów na GOG będzie taka promocja n a ten tytuł, ale wydaje mi się, że grzechem byłoby nie brać tej gry za tak małe pieniądze, jeśli jest się fanem klasycznych przygodówek Point&Click. Gdyż A New Beginning jest niemal wzorowym przykładem porządnej, choć faktycznie nie wybitnej, gry z tego gatunku.
Zacznijmy jednak od nakreślenia fabuły, bo ta przez 8 lat nieco zatarła mi się w moich wspomnieniach. Mamy rok 2500 i ziemia w zasadzie to jedna wielka pustynia z ruinami ludzkiej cywilizacji. Niedobitki ludzkości schroniły się pod ziemią w ogromnych bunkrach, chroniąc się tym samym przed morderczym promieniowaniem. Niestety zbliża się kolejny wybuch solarny, który w zasadzie nikt nie ma szans przetrwać, a powierzchnia Ziemi będzie bardziej przypominała powierzchnię Merkurego. W jednej z ostatnich kolonii zapada zatem decyzja, aby wdrożyć Plan Feniks, czyli wysłać w przeszłość kilka zespołów do roku 2050. Mają one ostrzec ludzkość, że jeśli nie będą dbali o swoją planetę, to ich koniec jest bliski. Okazuje się jednak, że w 2050 ludzkość już spieprzyła sprawę, a pokłosie monstrualnych katastrof naturalnych zdewastowało największe miasta. Energii w kapsułach czasoprzestrzennych pozostało tylko na jeden skok, większość załóg zginęła i trzeba podjąć decyzję, co robić dalej.
Tego wszystkiego dowiadujemy się od niejakiej Fay, radiooperatorki jednego z zespołów podróżujących w czasie. Poznajemy ją na samym początku, gdy opowiada ona wspomnianą historię Benowi Svensonnowi, człowiekowi, który opracował unikalny gatunek, genetycznie zmodyfikowanych alg, dzięki którym można pozyskać ogromne ilości wodoru, a tym samym energii. Gracz steruje poczynaniami właśnie tej dwójki - Bena i Fay - samemu podróżując w czasie. Większość rozgrywki odbywa się w roku 2050 oraz 2010, gdy to dochodzi do kluczowego wydarzenia, które stanie się pierwszą kostką domina pchającą ludzkość ku zagładzie. Tutaj muszę przyznać, scenariusz mocno mnie zaskoczył.
Chodzi tutaj głównie o ostatni rozdział, który wiele nam wyjaśnia. W skrócie - nie wszystko jest tym, na co wygląda. Przez znaczą część gry możemy mieć wrażenie, jakbyśmy słuchali współczesnej retoryki pseudoekologów, którzy to jeszcze nie ukończyli nawet liceum. Od momentu gdy pewna mała Szwedka imieniem Greta wynalazła sprytny sposób, aby wymigać się od szkoły, jest tego zatrzęsienie. Żyjemy w czasach, gdy to media społecznościowe pełnią rolę Hiszpańskiej Inkwizycji (której nikt się nie spodziewa) piętnując swe ofiary i podrzucając fałszywe informacje oraz przerobione zdjęcia. Idealnym przykładem są wydarzenia z zeszłego i tego roku gdy płonęła Amazonia lub gdy nadal palą się lasy w Australii. Liczba fake newsów oraz ugrupowań, w tym politycznych, żerujących na tych wydarzeniach wręcz przytłacza nas w sieci.
A New Beginning nieco wyprzedził swoje czasy i też traktuje o tym zjawisku. Manipulacji, wskazywaniu palcem kto jest "zły" a kto "dobry", fałszowaniu faktów czy uogólnianiu bardzo złożonych zagadnień, takich jak klimat. Gra w sposób przerysowany ukazuje wizje końca świata, doskonale znaną z wszelkiej maści filmów pokroju "Pojutrze", "2012" albo "Pandora". Oczywiście są zagrożenia i nie możemy niszczyć środowiska, jednak zapominamy przy tym, że natura jest bardzo destruktywna oraz drapieżna. Ta gra ciekawie to uwypukla w końcowej sekwencji, a scena po napisach również wzmacnia wydźwięk całego scenariusza.
Niestety w oczy rzucają się pewne istotne błędy wersji, którą zakupiłem na GOG. Po pierwsze, co strasznie mnie wkurzało, polska lokalizacja językowa. Mamy tylko napisy, ale miejscami są one zrobione niedbale. Tłumaczenie kwestii dialogowych na skróty po prostu razi w oczy. Do tego w wersji z 2011 roku, wydanej na płytach DVD, przetłumaczono również napisy w "dymkach" podczas przerywników filmowych. Tutaj tego nie ma i zawsze są one po angielsku co gryzie się z pojawiającymi się polskimi napisani nad głowami bohaterów gdy nimi sterujemy. Należy tez wspomnieć, że nie przetłumaczono części napisów opisujących przedmioty lub związane z nimi czynności, na co cierpi również wersja angielska. Mamy zatem co jakiś czas wyskakujące słowa zapisane cyrylicą, a w wersji polskiej nawet trafiają się opisy po angielsku czy niemiecku.
Kolejną rzecz to zagadki, które są jednocześnie wadą i zaletą. Na plus należy zdecydowanie zaliczyć ich logiczność. Przywykłem, że w grach Point&Click logika świata przedstawione, szczególnie w odniesieniu do łamigłówek, strasznie kuleje. Tutaj tak nie jest, co jednak bezpośrednio przekłada się na raczej niski poziom trudności. Owszem mamy kilka łamigłówek typu "puzzle", ale je możemy pominąć jeśli sobie nie radzimy. Tymczasem wszelkie zagadki fabularne pchające scenariusz do przodu są bardzo oczywiste i nie musimy nawet słuchać podpowiedzi ze strony postaci. W efekcie tego solucja jest zwyczajnie zbędna, choć to też zaleta. Kto nie klął przy zagadce z gumową kaczuszką w The Longest Journey albo trampoliną w Monkey Island, ten wie o czym mówię.
Na pewno ogromnym plusem jest ręcznie robiona animacja postaci oraz grafiki lokacji. Tutaj gra stoi bardzo mocno, ale to też niejako swoisty podpis studia Daedalic Entertaiment odpowiedzialnego za stworzenie gry. Muzycznie również całość wpada w ucho, natomiast podkład głosowy jest poprawny. Wybaczam pewne potknięcia, gdyż aktorzy dubbingujący postacie często nie widzą sytuacji pod którą podkładają głos. Dopiero od kilku lat zaczyna się to zmieniać w świecie gier komputerowych i przypominać pracę zbliżoną do dubbingu filmowego. Dlatego nie będę się czepiał gdy czasem barwa głosu ni cholery nie pasuje do postaci albo wypowiadany tekst pod katem emocji nie współgra z sytuacja rozgrywającą się na oczach postaci.
Jak zatem podsumowuje A New Beginning po 9 latach? To nadal bardzo dobra gra, przy której spędziłem ponad 8 godzin. Owszem, nie dałbym dziś jej oceny 9,5/10 tak jak wtedy, ale uważam, ze solidne 8/10 jej się należy. Ciekawy scenariusz, świetnie narysowana grafika, porządna animacja, ciekawe łamigłówki i przyzwoity czas gry, a do tego sensowna puenta. Ma kilka irytujących błędów, Fay jako persona też pewnie będzie wkurzać część miłośników tego typu gier, ale mi jej wrodzona naiwność nie przeszkadzała aż tak bardzo, aby besztać ten tytuł z każdej strony. Zachęcam zatem do polowania na tą grę, bo pewnie jeszcze nie raz pojawi się jakiś weekend albo tydzień tematyczny gdzie pojawi się w promocji. Nie wiem czy tak ogromnej na jaką sam się załapałem, ale może chociaż trochę do niej zbliżonej. Choć z drugiej strony jej cena sugerowana to 38,59 zł, więc naprawdę uczciwa względem tego co oferuje.
Zacznijmy jednak od nakreślenia fabuły, bo ta przez 8 lat nieco zatarła mi się w moich wspomnieniach. Mamy rok 2500 i ziemia w zasadzie to jedna wielka pustynia z ruinami ludzkiej cywilizacji. Niedobitki ludzkości schroniły się pod ziemią w ogromnych bunkrach, chroniąc się tym samym przed morderczym promieniowaniem. Niestety zbliża się kolejny wybuch solarny, który w zasadzie nikt nie ma szans przetrwać, a powierzchnia Ziemi będzie bardziej przypominała powierzchnię Merkurego. W jednej z ostatnich kolonii zapada zatem decyzja, aby wdrożyć Plan Feniks, czyli wysłać w przeszłość kilka zespołów do roku 2050. Mają one ostrzec ludzkość, że jeśli nie będą dbali o swoją planetę, to ich koniec jest bliski. Okazuje się jednak, że w 2050 ludzkość już spieprzyła sprawę, a pokłosie monstrualnych katastrof naturalnych zdewastowało największe miasta. Energii w kapsułach czasoprzestrzennych pozostało tylko na jeden skok, większość załóg zginęła i trzeba podjąć decyzję, co robić dalej.
Tego wszystkiego dowiadujemy się od niejakiej Fay, radiooperatorki jednego z zespołów podróżujących w czasie. Poznajemy ją na samym początku, gdy opowiada ona wspomnianą historię Benowi Svensonnowi, człowiekowi, który opracował unikalny gatunek, genetycznie zmodyfikowanych alg, dzięki którym można pozyskać ogromne ilości wodoru, a tym samym energii. Gracz steruje poczynaniami właśnie tej dwójki - Bena i Fay - samemu podróżując w czasie. Większość rozgrywki odbywa się w roku 2050 oraz 2010, gdy to dochodzi do kluczowego wydarzenia, które stanie się pierwszą kostką domina pchającą ludzkość ku zagładzie. Tutaj muszę przyznać, scenariusz mocno mnie zaskoczył.
Chodzi tutaj głównie o ostatni rozdział, który wiele nam wyjaśnia. W skrócie - nie wszystko jest tym, na co wygląda. Przez znaczą część gry możemy mieć wrażenie, jakbyśmy słuchali współczesnej retoryki pseudoekologów, którzy to jeszcze nie ukończyli nawet liceum. Od momentu gdy pewna mała Szwedka imieniem Greta wynalazła sprytny sposób, aby wymigać się od szkoły, jest tego zatrzęsienie. Żyjemy w czasach, gdy to media społecznościowe pełnią rolę Hiszpańskiej Inkwizycji (której nikt się nie spodziewa) piętnując swe ofiary i podrzucając fałszywe informacje oraz przerobione zdjęcia. Idealnym przykładem są wydarzenia z zeszłego i tego roku gdy płonęła Amazonia lub gdy nadal palą się lasy w Australii. Liczba fake newsów oraz ugrupowań, w tym politycznych, żerujących na tych wydarzeniach wręcz przytłacza nas w sieci.
A New Beginning nieco wyprzedził swoje czasy i też traktuje o tym zjawisku. Manipulacji, wskazywaniu palcem kto jest "zły" a kto "dobry", fałszowaniu faktów czy uogólnianiu bardzo złożonych zagadnień, takich jak klimat. Gra w sposób przerysowany ukazuje wizje końca świata, doskonale znaną z wszelkiej maści filmów pokroju "Pojutrze", "2012" albo "Pandora". Oczywiście są zagrożenia i nie możemy niszczyć środowiska, jednak zapominamy przy tym, że natura jest bardzo destruktywna oraz drapieżna. Ta gra ciekawie to uwypukla w końcowej sekwencji, a scena po napisach również wzmacnia wydźwięk całego scenariusza.
Niestety w oczy rzucają się pewne istotne błędy wersji, którą zakupiłem na GOG. Po pierwsze, co strasznie mnie wkurzało, polska lokalizacja językowa. Mamy tylko napisy, ale miejscami są one zrobione niedbale. Tłumaczenie kwestii dialogowych na skróty po prostu razi w oczy. Do tego w wersji z 2011 roku, wydanej na płytach DVD, przetłumaczono również napisy w "dymkach" podczas przerywników filmowych. Tutaj tego nie ma i zawsze są one po angielsku co gryzie się z pojawiającymi się polskimi napisani nad głowami bohaterów gdy nimi sterujemy. Należy tez wspomnieć, że nie przetłumaczono części napisów opisujących przedmioty lub związane z nimi czynności, na co cierpi również wersja angielska. Mamy zatem co jakiś czas wyskakujące słowa zapisane cyrylicą, a w wersji polskiej nawet trafiają się opisy po angielsku czy niemiecku.
Kolejną rzecz to zagadki, które są jednocześnie wadą i zaletą. Na plus należy zdecydowanie zaliczyć ich logiczność. Przywykłem, że w grach Point&Click logika świata przedstawione, szczególnie w odniesieniu do łamigłówek, strasznie kuleje. Tutaj tak nie jest, co jednak bezpośrednio przekłada się na raczej niski poziom trudności. Owszem mamy kilka łamigłówek typu "puzzle", ale je możemy pominąć jeśli sobie nie radzimy. Tymczasem wszelkie zagadki fabularne pchające scenariusz do przodu są bardzo oczywiste i nie musimy nawet słuchać podpowiedzi ze strony postaci. W efekcie tego solucja jest zwyczajnie zbędna, choć to też zaleta. Kto nie klął przy zagadce z gumową kaczuszką w The Longest Journey albo trampoliną w Monkey Island, ten wie o czym mówię.
Na pewno ogromnym plusem jest ręcznie robiona animacja postaci oraz grafiki lokacji. Tutaj gra stoi bardzo mocno, ale to też niejako swoisty podpis studia Daedalic Entertaiment odpowiedzialnego za stworzenie gry. Muzycznie również całość wpada w ucho, natomiast podkład głosowy jest poprawny. Wybaczam pewne potknięcia, gdyż aktorzy dubbingujący postacie często nie widzą sytuacji pod którą podkładają głos. Dopiero od kilku lat zaczyna się to zmieniać w świecie gier komputerowych i przypominać pracę zbliżoną do dubbingu filmowego. Dlatego nie będę się czepiał gdy czasem barwa głosu ni cholery nie pasuje do postaci albo wypowiadany tekst pod katem emocji nie współgra z sytuacja rozgrywającą się na oczach postaci.
Jak zatem podsumowuje A New Beginning po 9 latach? To nadal bardzo dobra gra, przy której spędziłem ponad 8 godzin. Owszem, nie dałbym dziś jej oceny 9,5/10 tak jak wtedy, ale uważam, ze solidne 8/10 jej się należy. Ciekawy scenariusz, świetnie narysowana grafika, porządna animacja, ciekawe łamigłówki i przyzwoity czas gry, a do tego sensowna puenta. Ma kilka irytujących błędów, Fay jako persona też pewnie będzie wkurzać część miłośników tego typu gier, ale mi jej wrodzona naiwność nie przeszkadzała aż tak bardzo, aby besztać ten tytuł z każdej strony. Zachęcam zatem do polowania na tą grę, bo pewnie jeszcze nie raz pojawi się jakiś weekend albo tydzień tematyczny gdzie pojawi się w promocji. Nie wiem czy tak ogromnej na jaką sam się załapałem, ale może chociaż trochę do niej zbliżonej. Choć z drugiej strony jej cena sugerowana to 38,59 zł, więc naprawdę uczciwa względem tego co oferuje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz