W mojej opinii kinowa marka Star Wars mocno zeszła na psy i stała się zwyczajnie nudna. W tym roku po raz pierwszy nie jestem pewien czy nawet wybiorę się do kina na najnowszy film osadzony w tym uniwersum. Zwiastun jakoś nie do końca mnie przekonał, a poprzednie dwa epizody oraz samodzielna opowieść o Hanie Solo bardzo mnie rozczarowały. Niemniej w świecie komiksu Star Wars radzi sobie bardzo dobrze. Kocham serię opisującą losy Doktor Aphry, Dartha Vadera czy perypetie Hana, Luke'a i Leia'y. Jedynie historie związane z Poe Dameronem mnie nudzą, ale chyba głównie dlatego, że sam Poe jest zwyczajnie irytujący. No i rozsądkiem nie grzeszy. Sięgając po "Walkę o kryształy" miałem zatem nadzieję na porządną historię, w starym stylu i w praktyce to dostałem. Jest miodna rozwałka, jest sensowny scenariusz, jest stare, dobre Star Wars.
Nie zagłębiając się specjalnie w szczegóły, gdyż historie w tym uniwersum nigdy nie należały do przesadnie skomplikowanych, Rebelia stara się pokrzyżować kolejny z planów Imperium. To wydobywa niezwykle rzadkie kryształy ze świata, który sami zniszczyli, traktując jego powierzchnię strzałem z Gwiazdy Śmierci. Nie rozsadziło to świata, ale w praktyce skazało na powolną agonię destabilizując jego jądro, zatruwając atmosferę i wyrywając porządny kawał skały. Mieszkańcy walczą z Imperium, ale przegrywają na każdym kroku. Do tego posuwają się do taktyk, które Rebelia odrzuca. Sytuacja wymaga jednak pójścia na kompromis, gdyż do umierającego świata przybywa osoba łaknąca zakończyć wydobycie szybkim i zdecydowanym ruchem.
Co tutaj dużo mówić. Miłośnicy Star Wars zapewne będą zachwyceni. Ci którzy tęsknią za wartką akcją wymieszaną z czasami gdy Luke Skywalker poznawał tajniki mocy też zostaną zaspokojeni. Mamy tutaj bowiem wszystko, co tygryski lubią najbardziej. Nawiązanie do przygód Dartha Vadera na Shu-Torun, klasycznego okrutnika po stronie Imperium, szlachetną Rebelię i krwawą rewolucję rządzącą się własnymi prawami. To ostatnie zresztą świetnie obrazuje okładka tego tomu. Całość czytało mi się bardzo przyjemnie oraz szybko, a wątek z poszukiwaniem ścieżki mocy bił na głowę całe szkolenie Rey. Zatem jeśli ktoś, tak jak ja, woli stare Gwiezdne Wojny od tej nowej... papki, to polecam z całego serca ten album.
Nie zagłębiając się specjalnie w szczegóły, gdyż historie w tym uniwersum nigdy nie należały do przesadnie skomplikowanych, Rebelia stara się pokrzyżować kolejny z planów Imperium. To wydobywa niezwykle rzadkie kryształy ze świata, który sami zniszczyli, traktując jego powierzchnię strzałem z Gwiazdy Śmierci. Nie rozsadziło to świata, ale w praktyce skazało na powolną agonię destabilizując jego jądro, zatruwając atmosferę i wyrywając porządny kawał skały. Mieszkańcy walczą z Imperium, ale przegrywają na każdym kroku. Do tego posuwają się do taktyk, które Rebelia odrzuca. Sytuacja wymaga jednak pójścia na kompromis, gdyż do umierającego świata przybywa osoba łaknąca zakończyć wydobycie szybkim i zdecydowanym ruchem.
Co tutaj dużo mówić. Miłośnicy Star Wars zapewne będą zachwyceni. Ci którzy tęsknią za wartką akcją wymieszaną z czasami gdy Luke Skywalker poznawał tajniki mocy też zostaną zaspokojeni. Mamy tutaj bowiem wszystko, co tygryski lubią najbardziej. Nawiązanie do przygód Dartha Vadera na Shu-Torun, klasycznego okrutnika po stronie Imperium, szlachetną Rebelię i krwawą rewolucję rządzącą się własnymi prawami. To ostatnie zresztą świetnie obrazuje okładka tego tomu. Całość czytało mi się bardzo przyjemnie oraz szybko, a wątek z poszukiwaniem ścieżki mocy bił na głowę całe szkolenie Rey. Zatem jeśli ktoś, tak jak ja, woli stare Gwiezdne Wojny od tej nowej... papki, to polecam z całego serca ten album.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz