15 marca 2018

Lady S #6: Portugalski galimatias

Szania Rivkas, dawniej przez lata znana jako Suzan Fitzroy, słynna Lady S, mieszka obecni w Strassburgu. Po wydaleniu ze Stanów Zjednoczonych (patrz, poprzedni album), musiała rozpocząć nowe życie. Podjęła się pracy jako tłumaczka w Parlamencie Europejskim, a jej obecne konto jest czyste. Policja zna jednak jej przeszłość, choć z braku dowodów, jak również chęci, nie aresztuje dziewczyny. Mieszka ona wraz ze swoją współlokatorką, bardzo wyzwoloną seksualnie muzułmanką, pracuje i ma się dobrze. Do czasu aż z wizytą wpadają do niej policjant oraz były znajomy z CIA, Ralph Ellington. Okazuje się, że ojciec Szani prawdopodobnie żyje, a wiele osób chętnie pozyskałoby jego usługi. Lady S wraz z Ralphem lecą do Lizbony, nie wiedząc, że przez czysty przypadek, pokrzyżowali tym samym pewne plany, kogoś o morderczych zapędach.

W szóstym albumie w końcu pojawia się długo wyczekiwany, przynajmniej przeze mnie, watek terrorystów islamskich. Jest on skonstruowany bardzo ciekawie, a do tego umiejętnie, gdzie czysty przypadek potrafi zrównać z ziemią wieloletni plan. Od samego początku wiemy, że głównymi tematami będzie ojciec Szani, którego ucieczkę z Rosji widzimy już na pierwszych kartach, oraz islamski terroryzm. Pierwsza sprawa jest dość jasna dla czytelnika, do tego szybko schodzi na dalszy plan. Druga natomiast zawiła i kilka razy wprowadza nas w ślepą uliczkę. Nie wszystko bowiem jest tak oczywiste, jak mogłoby się wydawać. Van Hamme w interesujący sposób bawi się czytelnikiem, zwodząc go kilkukrotnie, co przekłada się bezpośrednio na atmosferę niepewności, budowaną w komiksie.

Sama Lady S też nie ma łatwo, bo co chwila ktoś coś od niej chce. Tym razem już wiadomo, że pracuje dla CIRCAT, choć głównie dlatego, że nie ma wyboru. Pozostawiona sama sobie, z nieciekawą przeszłością i niepewnym losem, jest po prostu postawiona pod murem. Już poprzedni album sugerował nieśmiało, ze dziewczyna dołączy na stałe do ugrupowania. Teraz wiemy, że może mieć tam świetlana przyszłość, a co za tym idzie szalone, przynajmniej jak na fikcyjnego szpiega, przygody. Udowadnia to zresztą w tym albumie, gdzie na brak nudy nie może narzekać. Co rusz kłopoty spadają jej na głowę, a sprawa z ojcem wszystko komplikuje.


Album ten traktuję jako wejście do nowego rozdziału w życiu naszej głównej bohaterki. Przez sześć albumów sporo się o niej dowiedzieliśmy, sama dziewczyna dużo straciła, ale też zyskała. Komiks natomiast nie zwalnia tempa, utrzymując serie na dość wysokim pułapie. Do tego zagrywki fabularne, wykorzystanie w dymkach kilku języków, czy ciekawe kreacje bohaterów, tylko wzmacniają u czytelnika wiarygodność fabuły. No chyba, ze ktoś za realizm uznaje filmy o agencie 007, wtedy Lady S wyda mu się strasznie nudna. W moich oczach jest to jednak świetna seria szpiegowska. Dużo lepsza od "Velvet" i mająca przed sobą świetlaną przyszłość. Oby wydawnictwo Kubusse nie zaprzestało jej wydawania i szybko nadrobiło zaległości względem zagranicy.