Wojna powraca do Anglii. W wyniku knowań hrabiego Warwicka, który pragnie odegrać się na Edwardzie Plantagenetcie, konflikt pomiędzy Lancasterami a Yorkami znów chłepcze krew żołnierzy. W całym tym chaosie Ryszard umyka przed swymi oprawcami, przebierając się za kobietę. Jego ciało pozwala mu uwiarygodnić oszustwo, a dodatkowo pomaga mu w tym dawny sługa - Catesby. Zna on sekret Ryszarda od jego narodzin, przy których asystował położnej. Dwójka towarzyszy postanawia odbić króla, a pomaga im w tym niespodziewany sojusznik. Edward, syn Henryka VI, który ma co do korony własne ambicje. Swego czasu też poznał sekret Ryszarda, jednak nie mając pełnego obrazu sytuacji, jest przekonany, że ma do czynienia z kobietą, która stara się udawać mężczyznę. Zupełnie jak Joanna D'Arc. Skutkuje to osobliwym uczuciem, choć polityka jak zwykle wszystko jeszcze bardziej komplikuje.
W tym tomie naprawdę dużo się dzieje. To co napisałem powyżej, to zaledwie ułamek wydarzeń, jakie mają tutaj miejsce. Jest to chyba jeden z najbardziej dynamicznych, przynajmniej jeśli idzie o tempo akcji, odcinków tej serii. Co rusz jesteśmy świadkami pojedynków, przebieranek, ucieczek czy ogromnych tarć politycznych na dworze angielskim. Dzięki temu całość czyta się bardzo szybko, przy czym nie gubimy się w natłoku wydarzeń oraz informacji, jakimi bombarduje nas autorka. Głównie za sprawą tego, że wszystko kręci się wokoło Ryszarda, choć czasem miałem wrażenie, jakby on siedział na drugim planie, lub robił tylko za scenografię. Wielokrotnie to Edward Lancaster czy hrabia Warwick dominowali w fabule, przykuwając najbardziej moją uwagę. Szczególnie ten pierwszy, bo przyszło mu odegrać wyjątkowo istotną rolę w całym albumie. Ciekawie też został zakończony jego wątek, który daje nadzieje na bardzo burzliwą kontynuację losów młodego księcia.
Koło niego mamy wspomnianego już hrabiego Warwicka. Człowieka również łasego na władzę, ale nie pragnącego korony. On chce faktycznej potęgi, decydowania o losach Anglii i tym kto zasiądzie na jej tronie z jego łaski. To on jest Twórcą Królów. To on obala i wynosi monarchów. On jest ręką Boga na ziemi, która włada ludzkimi duszami. Jego ambicje są gigantyczne, ale przy tym jest piekielnie inteligentny. Potrafi, gdy sytuacja tego wymaga, zgiąć kark przed samym diabłem i z nim paktować. Umie odnaleźć się w każdej sytuacji, zawiązać najbardziej złowrogie sojusze, a wszystko po to, aby jego ród lśnił wiecznie w świetle korony. Dlatego gdy Edward Plantagent go odsunął na boczny tor, przestając słuchać jego rad, górę wziął egoizm. Tym samy osłabił pozycję kraju na arenie Europy, a wojna domowa zaczęła na nowo przybierać na sile.
Wokoło nich krąży ciągle Ryszard oraz Henryk. Ten pierwszy zaczyna być coraz bardziej rozchwiany emocjonalnie. Sam mam czasem wątpliwości, czy Ryszard jest jeszcze mężczyzną. Jego kobieca natura zdaje się coraz mocniej przenikać na wierzch, szczególnie od kiedy nie ma koło niego Anny, córki hrabiego Warwicka. Sama akcja z przebraniem się za kobietę, która uratowała Ryszardowi życie, też nie poprawiła sytuacji. Jednak to dopiero finalny rozdział z tego albumu, pokazuje jak bardzo jest niestabilny. Zaczynam nawet mu współczuć, choć pamiętam, że to z jego winy, zaczęło się to całe piekło. Gdyby tak usilnie nie nakłaniał ojca na przejęcie korony od Henryka VI, to sytuacja mogłaby potoczyć się inaczej. Z drugiej strony mówimy o osobie, która przez swą cielesną ułomność, nie jest ani kobietą ani mężczyzną, tylko czymś pomiędzy.
Zupełnie inaczej widzę Edwarda. W poprzednim tomie jego psychika poszła totalnie w rozsypkę. Od samego początku zachował się trochę dziwnie i czasem nie rozumiałem jego postępowań wobec Ryszarda. Z jednej strony ciągle widział w nim przystań, jednak w formie przyjaźni, odkupienia wiń, swoistego anioła. Nie miłości czysto cielesnej, a duchowej. Tymczasem rozchwiany emocjonalnie Ryszard zaczął miłować go tak, jak kobieta miłuje mężczyznę, co mu strasznie przeszkadzało. Zbliżyło to do siebie obie postacie i nie byłem pewien dokąd to zmierza. Finał tego albumu rozwiał zupełnie moje wątpliwości co do Henryka. Co więcej, spowodował nieliche zaskoczenie. Rozumiem teraz czemu ten bohater zachowuje się tak dziwnie, dlaczego jest taki... niewinny i delikatny. Jak dziecko odizolowane od okropieństw świata, które nie radzi sobie z nimi, gdy te go otoczą. Dlatego to jemu współczuję najbardziej, bo został rzucony między wilki niczym bezbronna owca, a Ryszard nie bez powodu stał się jego jedyną ostoją w tym koszmarze.
"Requiem Króla Róż" jest coraz mocniejszą serią. Z całego serca pragnąłbym, aby kiedyś pojawił się jej europejski odpowiednik, aby Aya Kanno dogadała się z jakimś rysownikiem z Europy i razem przełożyli tą serię na nasz styl. Obstawiam, że mogłoby to się sprzedać, głównie dzięki kontrowersyjnym zagraniom, przynajmniej w oczach czytelników, nie znających historii Wojny Dwóch Róż oraz kultury Japonii. Dla mnie, jako laika w odniesieniu do mang, ale osoby interesującej się historią Europy, ten komiks to perełka. Nadal nie umiem się przekonać do czytania wspak, ale fabularnie kupił mnie od pierwszego tomu i chcę więcej.
W tym tomie naprawdę dużo się dzieje. To co napisałem powyżej, to zaledwie ułamek wydarzeń, jakie mają tutaj miejsce. Jest to chyba jeden z najbardziej dynamicznych, przynajmniej jeśli idzie o tempo akcji, odcinków tej serii. Co rusz jesteśmy świadkami pojedynków, przebieranek, ucieczek czy ogromnych tarć politycznych na dworze angielskim. Dzięki temu całość czyta się bardzo szybko, przy czym nie gubimy się w natłoku wydarzeń oraz informacji, jakimi bombarduje nas autorka. Głównie za sprawą tego, że wszystko kręci się wokoło Ryszarda, choć czasem miałem wrażenie, jakby on siedział na drugim planie, lub robił tylko za scenografię. Wielokrotnie to Edward Lancaster czy hrabia Warwick dominowali w fabule, przykuwając najbardziej moją uwagę. Szczególnie ten pierwszy, bo przyszło mu odegrać wyjątkowo istotną rolę w całym albumie. Ciekawie też został zakończony jego wątek, który daje nadzieje na bardzo burzliwą kontynuację losów młodego księcia.
Koło niego mamy wspomnianego już hrabiego Warwicka. Człowieka również łasego na władzę, ale nie pragnącego korony. On chce faktycznej potęgi, decydowania o losach Anglii i tym kto zasiądzie na jej tronie z jego łaski. To on jest Twórcą Królów. To on obala i wynosi monarchów. On jest ręką Boga na ziemi, która włada ludzkimi duszami. Jego ambicje są gigantyczne, ale przy tym jest piekielnie inteligentny. Potrafi, gdy sytuacja tego wymaga, zgiąć kark przed samym diabłem i z nim paktować. Umie odnaleźć się w każdej sytuacji, zawiązać najbardziej złowrogie sojusze, a wszystko po to, aby jego ród lśnił wiecznie w świetle korony. Dlatego gdy Edward Plantagent go odsunął na boczny tor, przestając słuchać jego rad, górę wziął egoizm. Tym samy osłabił pozycję kraju na arenie Europy, a wojna domowa zaczęła na nowo przybierać na sile.
Wokoło nich krąży ciągle Ryszard oraz Henryk. Ten pierwszy zaczyna być coraz bardziej rozchwiany emocjonalnie. Sam mam czasem wątpliwości, czy Ryszard jest jeszcze mężczyzną. Jego kobieca natura zdaje się coraz mocniej przenikać na wierzch, szczególnie od kiedy nie ma koło niego Anny, córki hrabiego Warwicka. Sama akcja z przebraniem się za kobietę, która uratowała Ryszardowi życie, też nie poprawiła sytuacji. Jednak to dopiero finalny rozdział z tego albumu, pokazuje jak bardzo jest niestabilny. Zaczynam nawet mu współczuć, choć pamiętam, że to z jego winy, zaczęło się to całe piekło. Gdyby tak usilnie nie nakłaniał ojca na przejęcie korony od Henryka VI, to sytuacja mogłaby potoczyć się inaczej. Z drugiej strony mówimy o osobie, która przez swą cielesną ułomność, nie jest ani kobietą ani mężczyzną, tylko czymś pomiędzy.
Zupełnie inaczej widzę Edwarda. W poprzednim tomie jego psychika poszła totalnie w rozsypkę. Od samego początku zachował się trochę dziwnie i czasem nie rozumiałem jego postępowań wobec Ryszarda. Z jednej strony ciągle widział w nim przystań, jednak w formie przyjaźni, odkupienia wiń, swoistego anioła. Nie miłości czysto cielesnej, a duchowej. Tymczasem rozchwiany emocjonalnie Ryszard zaczął miłować go tak, jak kobieta miłuje mężczyznę, co mu strasznie przeszkadzało. Zbliżyło to do siebie obie postacie i nie byłem pewien dokąd to zmierza. Finał tego albumu rozwiał zupełnie moje wątpliwości co do Henryka. Co więcej, spowodował nieliche zaskoczenie. Rozumiem teraz czemu ten bohater zachowuje się tak dziwnie, dlaczego jest taki... niewinny i delikatny. Jak dziecko odizolowane od okropieństw świata, które nie radzi sobie z nimi, gdy te go otoczą. Dlatego to jemu współczuję najbardziej, bo został rzucony między wilki niczym bezbronna owca, a Ryszard nie bez powodu stał się jego jedyną ostoją w tym koszmarze.
"Requiem Króla Róż" jest coraz mocniejszą serią. Z całego serca pragnąłbym, aby kiedyś pojawił się jej europejski odpowiednik, aby Aya Kanno dogadała się z jakimś rysownikiem z Europy i razem przełożyli tą serię na nasz styl. Obstawiam, że mogłoby to się sprzedać, głównie dzięki kontrowersyjnym zagraniom, przynajmniej w oczach czytelników, nie znających historii Wojny Dwóch Róż oraz kultury Japonii. Dla mnie, jako laika w odniesieniu do mang, ale osoby interesującej się historią Europy, ten komiks to perełka. Nadal nie umiem się przekonać do czytania wspak, ale fabularnie kupił mnie od pierwszego tomu i chcę więcej.