18 września 2017

Ekho. Lustrzany świat #1: Nowy Jork

Z dziełami Christophe Arleston'a miałem styczność wiele razy. Zaczęło się, jak pewnie u wielu polskich miłośników komiksu, od "Lanfeust z Troy", który szybko zawładnął mym sercem, potem były "Trolle z Troy" i "Rozbitkowie z Ythaq", do których uwielbiam wracać po dziś dzień. To co zawsze podobało mi się w jego scenariuszach to dwuznaczny humor, sporo nawiązań do innych znanych dzieł popkulturowych, co świetnie obrazowali współpracujący z nim rysownicy oraz naprawdę ciekawie prowadzona, wartka akcja. Nigdy nie mówił swym czytelnikom wszystkiego, zawsze zostawiał skrawek tajemnicy w zanadrzu, jednocześnie wykładając na pierwszy plan tyle, że zdawało się jakby cała sprawa została rozwiązana. Podobnie jest w "Ekho. Lustrzany świat". Zwariowana przygoda, pełna humoru, nie stroniąca od przemocy i pozostawiająca w cieniu fragment tajemnicy. Zaś całości przewodzi piękna i biuściasta blondynka, postawny rudzielec i tajemnicza rasa wiewiórko-kształtnych istot uwielbiających herbatę.

Ekho to dość nietypowy świat. W praktyce jest bardzo podobny do naszego, niemal identyczny, bo jak się szybko dowiadujemy jest lustrzanym odpowiednikiem naszej rzeczywistości. Z kilkoma, tyciutkimi różnicami. Na przykład w Ekho nie działa elektryczność. Nie żeby nikt nie próbował jej tutaj odtworzyć, po prostu nie działa i koniec. Zamiast samolotów i pojazdów mamy smoki oraz różne gady nieraz podobne do dinozaurów. na dokładkę całością sterują malutkie gryzonie o humanoidalnej postawie, zwące się Preshauny. Wychodzi na to, że to one stworzyły Ekho i niejako zarządzają jego sprawnym działaniem, choć nie wydają się być władcami absolutnymi. Co więcej, mieszkańcy tego świata często z nich żartują oraz szydzą za ich plecami, choć cenią robotę papierkową jaką wykonują te śmieszne gryzonie, których nałogiem zdaje się być herbata.

Nasza główna para bohaterów w osobach Fourmille Gratule, seksownej blondynki o wielkim.... hmm... sercu, i Yuri Podrov, rudy, postawny mężczyzna o bardzo racjonalnym podejściu do życia, z początku również nie mogą połapać się w zawiłościach tego dziwnego świata. Pierwsza postać trafia tutaj celowo, gdyż odziedziczyła spadek po swej ciotce, druga zaś przypadkiem wciągnięta przez dziewczynę. Dwoje obcych sobie osób, nie rozumiejących jak trafiło z Ziemi do Ekho, misi się z sobą dogadać, co wcale nie jest takie proste. Jak się szybko okazuje, sprawy jeszcze bardziej się skomplikują, a za wszystkim stoi Preshaun, który ich ściągnął - Sigisbert de Motafiume.


Tak naprawdę to ta trójka bohaterów staje się głównym rdzeniem przygody, a dość szybko dołącza do nich czwarta, ważna dla całej fabuły postać. Striptizerka i sekretarka agencji artystycznej ciotki Fourmille, Grace Lulumba. W tym albumie poznajemy całą gromadkę, część ich sekretów i dowiadujemy się, choć powierzchownie, jak działa świat w Ekho. Bohaterowie wplątują się też w kilka pomniejszych spraw związanych z ciotką głównej bohaterki oraz szybko pojmują, ze ich rzeczywistość nie jest czymś nieznanym w Ekho. Mieszkańcy tego świata wiedzą o istnieniu Ziemi, gdyż nieraz ktoś stamtąd trafia tutaj z swymi "bezużytecznymi pieniędzmi i gadżetami". Istnieje nawet określenie na takich wędrowców, a zasady ich podróży są dość specyficzne.

Komiks prezentuje się też genialnie od strony wizualnej. Nowy Jork w swym lustrzanym odbiciu to naprawdę specyficzne miejsce, gdzie Central Park jest znacznie, znacznie większy i o wiele bardziej niebezpieczny. Zamieszkiwany przez dzikie bestie, łowców i najróżniejsze rośliny, posiada nawet strefę zakazaną. Alessandro Barbucci, który jest odpowiedzialny za rysunek, bardzo umiejętnie przeniósł wszystkie najbardziej znane obiekty tego miasta na karty komiksu. Statua Wolności, metro czy Harlem są w pewien sposób uderzająco podobne do rzeczywistości jaką znanym choćby z filmów, a jednocześnie zupełnie odmienne z powodu unikalnego środka lokomocji czy ras jakie zamieszkują ten świat. Zrobił też kilka nawiązań do popkultury czy pewnych stereotypów, jak gliniarze wcinający pączki na służbie. To wszystko nie wyglądałoby tak cudownie gdyby nie praca kolorysty Nolwenna Lebretona, przed którym stanęło naprawdę trudne zadanie, bo każdy kadr zawiera ogromną ilość szczegółów.


Pierwszy tom "Ekho" od razu mnie kupił i z pewnością seria wyląduje w mojej domowej kolekcji. Zawiera wszystko co kocham u Arlestona - humor, przygodę, nutę tajemnicy i wartką akcje. Do tego różni się znacznie od uniwersum Troy czy Ythaq, choć główni bohaterowie mają trochę wspólnych nawiązań. Jeśli ktoś kocha takie przygodowe serie osadzone w świecie fantasy, pełne humoru oraz nieco przerysowanych postaci, to zapewne poczuje się jak w niebie. "Ekho" to bardzo ciekawy, choć niekoniecznie bezpieczny, świat, gdzie szybko możemy dorobić się guza na głowie, trafiając na trop tajemnicy rasy wiewiórek kochających herbatę.