19 lipca 2017

Fatale #1: Śmierć podąża za mną

Twórczość Eda Brubakera poznałem przy lekturze "Velvet" i mimo braku zachwytu, to wspomnianą serię czytało mi się bardzo przyjemnie. Dlatego po "Fatale" sięgnąłem bez cienia wahania, choć nie liczyłem na coś szokującego. Po zakończeniu lektury pierwszego tomu poczułem się pozytywnie zaskoczony, gdyż komiks okazał się być genialny, idealnie wpasowując się w mój gust. Mamy tutaj mroczny kryminał, rasowy horror oraz nutę nawiązania do dzieł Lovecrafta. Całość, zarówno od strony fabularnej jak i rysunku, wypada świetnie. Jednak to co najbardziej przykuło moją uwagę to postacie. Tych jest całkiem sporo zaś pierwszy tom opowiada jak jeden z bohaterów poznaje mroczną przeszłość przyjaciela jego ojca. Wszystkich zaś łączy jedna osoba... kobieta... prawdziwa Femme Fatale.

Główną bohaterką tego tomu, jak i całej serii jest tajemnicza, młoda, ciemnowłosa, piękna niewiasta imieniem Josephine. Sęk w tym, że spotykamy ją w takim stanie zarówno obecnie jak i w latach 50-tych XX wieku, gdzie rozgrywa się znaczna większość tego albumu. Co ciekawe czytelnik szybko odkrywa, że Jo jest o wiele starsza i pierwsze wzmianki o niej sięgają lat 30-stych. Kobieta wykorzystuje mężczyzn aby osiągnąć swoje cele, choć czasem zdarza się mieć wyrzuty sumienia i słabość do kilku pechowych wybranków. Jednym z nich jest Dominic Henry Raines, na którego potocznie wołano "Hank". Amerykański dziennikarz śledczy w latach 50-tych XX, później pisarz podrzędnych kryminałów, które jednak przyniosły mu sporo pieniędzy. Czytelnik poznaje jego losy za sprawą syna jego przyjaciela - Nicolasa Lash'a. Mężczyzna, z pasmem białych włosów na głowie, został zmuszony po śmierci Raines'a do zajęcia się jego pochówkiem i rozporządzeniem majątkiem. Podczas ceremonii pogrzebowej poznaje tajemniczą kobietę, zaś wieczorem przeszukując posiadłość zmarłego pisarza natrafia na dziwny maszynopis niewydanej książki, napisanej jeszcze za czasów jego pracy dziennikarskiej w 1957 roku. Jednak lekturę przerywają nieoczekiwane okoliczności w wyniku których Nicolas ląduje w szpitalu z poharataną głową oraz nogą, czy raczej tym co z niej zostało. Jedynym śladem jest tajemniczy maszynopis i czytając go, czytelnik zostaje zabrany do San Francisco z 1956 roku, gdzie zdawać by się mogło, wszystko się zaczęło. Przynajmniej dla Raines'a.


Lwia część komiksu dzieje się właśnie w tamtym okresie, a całość szybko okazuje się być tylko przystankiem dla Josephine, w jej walce z tajemniczym przeciwnikiem rodem z piekła. Nie mam tutaj na myśli metafory, bo okultyzm, satanizm i demoniczne istoty są dla bohaterów tego komiksu chlebem powszednim. Trzeba jednak oddać honor Brubakerowi, gdyż naprawdę bardzo umiejętnie połączył wątki kryminalne z paranormalnymi. Tym samym nadał opowieści bardzo mrocznego klimatu, ale zachowując sporą dawkę realizmu. Całość jest jak odcinek wyjęty z Archiwum X, tylko że lepiej napisany i ciekawiej oprawiony.

Najciekawiej wypada tutaj dwóch bohaterów - wspomniany wcześniej dziennikarz śledczy oraz jego cel, niejaki detektyw Booker. Ten pierwszy wpada w sidła Josephine już na starcie, zaś drugi ma z nią o wiele dłuższą oraz bardziej złożoną relację. Wie też z kim mierzy się kobieta i zna prawdziwą naturę całej sprawy. Tymczasem dziennikarz błąka się po omacku, z czasem poznając fakty, które są przytłaczające nawet dla niego. Finał jego relacji z Femme Fatale jest ciekawy, choć tak naprawdę punktem wyjścia dla całej serii jest Nicolas, czytający jego sekretną książkę. W tym momencie warto zaznaczyć, że narrator został przedstawiony w formie opisów z maszynopisu niewydanego dzieła. Świetnie oddaje to charakter odkrywania przez czytelnika, jak i samego Nicolasa, poszczególnych fragmentów całej historii.


Należy też co nieco powiedzieć o samej Josephine. Nie jest ona typową kobietą fatalną, zwodzącą mężczyzn i wykorzystującą ich jak zabawki. Ma nieraz wyrzuty sumienia, potrafi kochać i nie umie ot tak po prostu poświęcić kogoś dla swej sprawy. Zresztą jej plan nie zakładał niczego takiego, ale jak to w życiu bywa, plany biorą często w łeb. Z tego powodu czytelnik czuje do niej sympatię, choć jednocześnie trochę się dystansuje. Widzi wyraźnie, ze to nie ona jest "głównym złym", a przy tym sama kobieta staje się źródłem cierpienia innych, nieraz zwieńczonego śmiercią.

Od strony graficznej całość jest wykonana perfekcyjnie. Za rysunek odpowiada Sean Phillips zaś kolorami zajął się Dave Stewart i ich praca wypadła lepiej niż mógłbym się spodziewać. Komiks ma mroczny klimat, dominuje w nim czerń w różnych tonacjach, a postacie są rewelacyjnie nakreślone. Spotkamy tutaj w praktyce każdy typ bohatera będący ikoną gatunku horroru czy kryminału. Dziwne monstrum, budzących niepokój "braci" od mokrej roboty, robiących też za mrocznych posłańców, ludzi w habitach koloru krwi czy też naiwnego dziennikarza. Wygląda to obłędnie i łatwo pozwala wczuć się czytelnikowi w przedstawioną w komiksie historię.

Pierwszy tom "Fatale" wciągnął mnie od pierwszych stron. Jest mroczny, dynamiczny, ciekawie napisany i ma finał zachęcający do sięgnięcia po kolejny album. Do tego na końcu zaprezentowano zbiór okładek do poszczególnych zeszytów (rozdziałów) zamieszczonych w tym komiksie oraz posłowie od autora. Warto dokładnie przestudiować oba. "Fatale" jest z pewnością tym co idealnie trafia w mój osobisty gust, jako miłośnika kryminałów. Jednak jeśli ktoś woli horrory, również bez problemu się tutaj odnajdzie. Serię śmiało mogę polecić każdemu miłośnikowi dzieł Lovecrafta już po lekturze pierwszego albumu, licząc że kolejne utrzymają poziom.