Nigdy nie byłem wielkim fanem surrealizmu w sztuce, nie ważne jakiej. Jestem nieskomplikowanym człowiekiem lubiącym prostotę i wszelkie "dziwactwa", że się tak niefachowo i prostacko wyrażę, zwyczajnie do mnie nie trafiają. Swego czasu nawet naraziłem się czystym przypadkiem znawcom sztuki w Muzeum Narodowym w Krakowie, gdzie za żeńskie narządy płciowe wziąłem rzeźbę mającą ponoć przedstawiać żyrafę. Cóż, nie posiadam dostatecznej wiedzy i wyobraźni aby móc ogarnąć takie rzeczy. Jednak Hans Bellmer, którego prace zawsze mnie przerażały (w dzieciństwie dosłownie), jest mi trochę znany gdyż odcisnął on swój ślad w rozrywce masowej. Choćby w grze "Silent Hill 2" (przeciwnik o nazwie Mannequin, który wystąpił też w filmie w formie bardziej rozbudowanej) czy był inspiracją dla Mamoru Oshii przy pracach nad "Ghost in the Shell". Teraz przyszło mi zaś przeczytać komiks "Bellmer. Niebiografia" stworzony przez Marka Turka i przyznaję, że po zakończeniu lektury mam mieszane odczucia.
Kim był Hans Bellmer? Niemieckim malarzem, rzeźbiarzem i grafikiem urodzonym w Katowicach w 1902 roku. Zasłynął unikalnymi zdjęciami manekinów oraz lalek poskładanych w pokraczne ciała, czym od samego początku wzbudzał kontrowersje. Nie tylko w Polsce, która ledwo co odzyskała niepodległość, ale też w Niemczech gdzie panował kult doskonałego, aryjskiego ciała. Gdy w 1935 roku wystawił swą galerię zdjęć "Lalka" wzbudził sporo głosów krytyki, szczególnie ze strony ugrupowań nazistowskich. Ostatecznie przeprowadził się do Francji nim jeszcze wybuchła II Wojna Światowa, tam wiążąc się z kręgami surrealistów. Zresztą podczas okupacji Francji przez nazistów pomagał ruchowi oporu, robiąc fałszywe dokumenty. Znaczną część wojny spędził jednak w więzieniu, a po wyjściu z niego osiadł na stałe w Paryżu, gdzie z czasem zaczął zajmować się rysunkiem i fotografią erotyczną. Praca Marka Turka opowiada właśnie o tych jak i innych ważnych wydarzeniach z życia Bellmera, jednak dokładając odrobinę fikcji. To co jednak najważniejsze jest w tym komiksie to rysunek umiejętnie nawiązujący do prac artysty.
Ciężko mi nazwać Bellmera w pełni stabilnym emocjonalnie. Tytuł jednej z prac to "Wariacje na temat montowania rozczłonkowanej małolatki" co można odebrać przynajmniej dwuznacznie. Owszem cenię intymność w sztuce i jak większość mężczyzn nie gorszą mnie zdjęcia nagich kobiet, o ile mówimy o dojrzałych kobietach. Bellmer natomiast często tworzył swe prace na wzór groteskowo zmutowanego, kobiecego ciała, często ledwo co dojrzewającego do dorosłości. Naprawdę nie potrzeba w tym miejscu wiele aby zacząć go posądzać o problemy seksualne. Zresztą od dziecka przejawiał fascynację lalkami i montowaniem z nich pokracznych stworzeń. Zostało to dobrze zobrazowane przez Marka Turka w jego komiksie. Mamy pokazaną scenę jak młodziutki Hans widzi Klinikę Lalek, miejsce gdzie składano zabawki tego typu. Potem natomiast zaczyna się "bawić" lalkami rozmontowując je na części. Scena daje czytelnikowi do myślenia.
Zapewne wielu znawców surrealizmu czy nurtów filozoficznych mogłoby teraz mi zarzucić brak zrozumienia dla artysty. Jak podkreślałem na wstępie - lubię prostotę i mimo, że cenię obrazy Salvadora Dali, tak w tym wypadku nie umiem z zachwytem patrzeć na prace Bellmera. Zdaję sobie sprawę, że wielu artystów cierpiących na zaburzenia emocjonalne czy psychiczne właśnie dzięki swej ułomności potrafiło stworzyć prawdzie arcydzieła. Jednak mimo zachwytu nad "Silent Hill 2" (grą, bo film to czysta kpina) i przerażającego manekina (ten w filmie wypadł naprawdę dobrze), fotografie Hansa Bellmera to nie moja bajka. Natomiast muszę bardzo pochwalić Marka Turka za ogrom pracy jaką włożył w powstanie tego komiksu. Jeśli ktoś kompletnie nie zna historii omawianego w nim artysty to na końcu albumu znajdzie krótkie noty poświęcone poszczególnym rozdziałom, które rozwieją wszelkie wątpliwości. Dodatkowo autor komiksu opisuje w nich co zmienił w historii artysty, jakie wątki przedstawił a co pominął i do jakich których dzieł innych artystów nawiązał w swych pracach. Z drugiej strony osoba nie znająca fotografii Bellmera może sporo stracić, nie zauważając nawiązań Marka Turka do prac niemieckiego rzeźbiarza. Dlatego ludzie siedzący w tych sprawach głębiej od przeciętnego zjadacza chleba, z pewnością wyniosą z lektury dużo ciekawszy obraz oraz docenią trud autora komiksu. Szczególnie, że całość została utrzymana w formie niemej co pozwoliło skupić uwagę czytelnika się na samym rysunku bez rozpraszania go tekstem.
Komiks mogę polecić znawcom sztuki nowoczesnej, szczególnie zaś prac artysty wymienionego w tytule. Ludzie mojego pokroju raczej nie wyciągną z jego lektury wiele, choć oczywiście mogę się mylić. Mnie zaciekawiło jedynie życie artysty z punktu widzenia historii, nie zaś jego dzieł. Komiks nie jest co prawda jego pełną biografią gdyż zawiera elementy dopisane przez Turka, ale porusza wszystkie najważniejsze aspekty z życia Hansa Bellmera, od dzieciństwa po jego śmierć. Przedstawiono obie jego żony i ostatnią partnerkę życiową - pisarkę Unicę Zurn - rozwój jego pracy oraz to z jakimi ludźmi miał do czynienia. Hans Bellmer bez wątpienia pozostawił po sobie znaczący ślad, który wpłynął na wiele dzieł z świata filmowego czy gier komputerowych. Szczególnie zaś tam, gdzie występują potwory zrobione z ciał lalek. Marek Turek oddał mu swym komiksem zasłużony hołd, umiejętnie nawiązując do najważniejszych prac w życiu artysty. Jest to z pewnością komiks trudny, ale warto spróbować po niego sięgnąć. Choćby z czystej ciekawości.