25 kwietnia 2017

Kingdomino

Są takie gry, które się nie starzeją mimo upływu lat. Choćby bierki, poker czy domino. To właśnie ostatnia z tych pozycji była podstawą do powstania "Kingdomino", bardzo prostej, a zarazem niezwykle wciągającej gry familijnej skierowanej głównie do młodszego odbiorcy. Tytuł zasłużenie zbierał laury oraz nagrody na całym świecie, mimo że na pierwszy rzut oka nic go nie wyróżnia. Ot, mogłoby się wydawać, kolejny klon "Carcassonne", gdzie układamy królestwo. Czy aby jednak na pewno? Może jednak za kolorowymi rysunkami kryje się coś więcej, czego nie widać na pierwszy rzut oka? Cóż, postaram się odpowiedzieć na to pytanie. 

Celem zabawy jest zdobycie jak największej liczby punktów z pół naszego królestwa. Zadanie wydaje się banalne, jednak szybko okazuje się, że napotkamy tutaj spore przeszkody. Zacznijmy jednak od początku. Sama gra prezentuje się bardzo dobrze zaś jej wykonanie jest pancerne. Pisałem o tym szerzej w unboxingu, gdzie zwróciłem też uwagę na świetnie zaprojektowaną wypraskę. Co więcej, w tamtym czasie nie mogłem się do niczego przyczepić, gdyż na polu jakość-cena gra wypada idealnie. Czy zatem coś się zmieniło po rozegraniu kilkudziesięciu rozgrywek? Niby tak, ale w zasadzie jest to bardziej marudzenie niż faktyczne wady. 

Po pierwsze "Kingdomino" posiada wręcz kosmiczną regrywalność. Rozgrywka wsysa i to naprawdę na długie godziny, zaś pojedyncza partyjka trwa około 10-15 minut. Jest to chyba wystarczający wyznacznik na to jaki ten tytuł ma potencjał. Co więcej, potrafi przyciągnąć do siebie nie tylko dzieci, familię czy nowicjuszy, ale również weteranów gier planszowych. Tak. "Kingdomino" sprawdza się wyśmienicie w roli fillera. Jego największym atutem jest syndrom "jeszcze jednej tury", gdzie każdy chce się odkuć za poprzednią grę. Sprawcą tego stanu rzeczy jest mechanika, którą można wytłumaczyć w minutę, a jednocześnie zawiera tak mocny poziom taktyczny rozgrywki, że każdy ruch należy doskonale przemyśleć. 


Otóż jak wspominałem już wcześniej gracze będą dobierać kafelki terenów aby wokoło swego zamku budować królestwo. Na koniec gry każdy obszar w jednym kolorze zawierające symbole koron daje tyle punktów z ilu pól się składa (kafel ma zawsze dwa pola) razy liczba koron. Co więcej możemy mieć nawet dwa lub więcej osobnych pól tego samego rodzaju, jednak jeśli zawierają korony dadzą nam punkty. Na czym polega haczyk? Odpowiedź jest prosta - wielkość naszego królestwa. Może ono się składać maksymalnie z kwadratu o wymiarach 5x5 pól. Zamek zawsze zabiera jedno pole, zatem jeśli dołożymy z jednej strony kafel oraz z przeciwległej względem niego uzyskamy już szerokość naszego terytorium. Poza ten obszar nie może wyjść żaden kafelek, nawet jednym polem. Gdyby tak się stało należy go usunąć z gry, a to oznacza stratę kolejki. 

Na tym jednak nie koniec pułapek. W trakcie pojedynczej rundy na stole leży 8 kafelków - 4 odkryte z pionkami królów graczy i 4 zakryte. Po rozpoczęciu rundy gracze odkrywają drugą czwórkę kafelków i od tej chwili są to nowo dostępne tereny. Począwszy od góry rzędu z pionkami, gracz którego pion jest najwyżej dobiera kafel, umieszcza w swym królestwie i odkłada pion na inny dowolny niezajęty kafelek. w ten sposób nie tylko rezerwuje sobie teren, ale również ustala kolejność rozgrywania kolejnej rundy. Ma to kolosalne znaczenie dla przebiegu rozgrywki, bo czasem warto być ostatnim, jednocześnie blokując przeciwnikom obszar generujący nam sporo punktów lub będący potężnym mnożnikiem. Jednak należy mieć na uwadze jaką obecnie rozgrywamy rundę. Jeśli to jedna z ostatnich (stos kafelków się kończy) to czasem lepiej grać ostrożnie. Słowem, mimo losowego dobierania obszarów, taktyka zawsze ma większe znaczenie i faktycznie rzutuje na końcowy wynik. 


"Kingdomino" to gra absolutnie genialna. Co prawda nie każdemu przypadnie do gustu, ale z pewnością będzie potrafiła choć na chwilę, nieraz dłuższą przykuć uwagę gracza. Na pewno świetnie spisze się w gronie dzieci czy niedzielnych graczy, jednak weterani też powinni chociaż spróbować w nią zagrać. Z pewnością nieraz polegną w walce z dziecięcym, prostolinijnym myśleniem. Jeśli ktoś szuka prezentu dla swej pociechy albo chce sprawić miły prezent osobom dopiero stawiającym pierwsze kroki w świecie gier planszowych, to "Kingdomino" jest pierwszoligowym kandydatem. Niewiele gier ma aż tak silny ładunek pozytywnej energii, szczególnie jeśli spojrzeć na grupę docelową tego tytułu. Warto zatem mieć go na półce o ile lubimy fillery.

Plusy:
* pancerne wykonanie
* kosmiczna regrywalność
* brak barier wiekowych
* taktyka dominuje nad losowością
* świetnie zbalansowana
* cena
* oprawa graficzna

Minusy:
* nie każdy ją pokocha, gdyż mimo wszystko to filler