Czy film w którym od początku wiadomo, że główny bohater jest mordercą oraz zachowuje się wyjątkowo dziwnie, może być udany? Owszem, szczególnie gdy brak nam trupa i każda kolejna scena rozgrywa się inaczej niż obstawialiśmy. "Gość" to specyficzny thriller, nawiązujący, przynajmniej z pozoru, do klasycznych slasherów. Problem w tym, że przez bardzo długi czas nie mamy tutaj ani jednego zabójstwa, psychopata jest goszczony w domu niczym dawny przyjaciel rodziny, a on sam potrafi sobie zjednać zaufanie każdej osoby jaką napotka. Jednocześnie widz ma ciągle przed oczami człowieka, który zachowuje się co najmniej dziwnie, choć nigdy na tyle aby... łamać prawo. Przynajmniej do czasu.
David (Dan Stevens) to młody mężczyzna w sile wieku, do tego przystojny, wysportowany o oczach przykuwających uwagę z daleka. Jest kulturalny, ułożony, opanowany i niemal ciągle uśmiechnięty, ale jednocześnie bije od niego coś dziwnego. Trudnego do opisania i sprawiającego, że widz nie ufa tej postaci. Gdy przybywa do domu Petersonów z wieściami o ich zmarłym synu, który zginął na służbie, zostaje przyjęty przez panią domu. David służył razem z synem Petersonów, obecnie zaś zakończył karierę wojskową i szukając pracy wstąpił spełnić ostatnią prośbę przyjaciela - pożegnać od niego swoich bliskich. Ci wzruszeni gestem młodego człowieka namawiają gościa aby pozostał u nich na kilka dni i odpoczął przed wyruszeniem w dalszą drogę. Nikt nie zdaje sobie sprawy, że to zmieni ich życie diametralnie.
To co jest największym plusem w filmie to budowanie napięcia. Nie jest one tutaj stopniowane jak w klasycznych slasherach, tylko od samego początku stoi na dość wysokim poziomie. W sytuacjach gdzie jesteśmy pewni, ze dojdzie do krwawej łaźni albo spektakularnego morderstwa mamy niecodzienne zachowanie głównego bohatera. Zasłania się on bowiem... znajomością prawa i wyprowadza konflikt w logiczny sposób, tak aby poszkodowany był słusznie osądzony. Nawet w scenie bójki w barze, gdzie tylko czekamy aż tytułowy "Gość" wszystkich wypatroszy mamy niecodzienny zwrot akcji i moralny wykład na temat czemu nie wolno dokuczać słabszym. Oczywiście nie zabraknie scen gdzie trup ściele się gęsto, ale zawsze ma to sens, przynajmniej w odniesieniu do rozumowania Davida.
Wyjątkowo mocno należy pochwalić pracę Dana Stevensa, który wcielił się w główną postać. Zagrał on rasowego psychopatę. Od czasami widz patrząc na niego kompletnie nie umie rozgryźć jego zamiarów. Zabije czy uśmiechnie się i odejdzie, sprowokuje do ataku czy tylko się wygłupia? Takie pytania rodzą się w naszej głowie przez cały czas, aż do długiego i mocno wybuchowego finału. Na deser mamy kilka scen gdzie David totalnie odjeżdża i wtedy widz nawet jeśli przekonał się do praworządnych zachowań bohatera, znów zaczyna mieć poważne wątpliwości co do jego stanu emocjonalnego i tego kim tak naprawdę jest. Wyjaśnienie przychodzi dość nagle, ale do samego końca nie rozwiewa wszystkich naszych pytań. Jest to z pewnością dobry manewr ze strony twórców. Podobnie mamy w przypadku ostatniej sceny, będącej "niedomkniętą" i pozwalającej naszej wyobraźni działać na wzmożonych obrotach. Jestem pewien, że o kontynuacji w przypadku tego filmu nie ma mowy, ale takie podejście do finału filmu, znacznie podniosło jego wartość.
Kolejnym sporym plusem są zdjęcia. Można powiedzieć, że w tym punkcie mamy pewne odbicie zachowań głównej postaci - obraz jest spokojny, czasem powolny, ale nigdy ślamazarny, a gdy trzeba kamera potrafi nagle przyspieszyć. To idealnie buduje napięcie w całym obrazie, świetnie zgrywając się z tym co na planie wyczynia Stevens. Dodajmy do całości naprawdę rewelacyjną muzykę, a uzyskamy porażający efekt. To co w całości troszkę nie styka to postać głowy rodziny Petersonów, Spencera. Początkowo ma sporo podejrzeń i nagle, ot tak po prostu bez żadnego uzasadnienia, z niego ulatują. Zrozumiałbym to gdyby Dave stał za takim obrotem spraw, ale tego elementu tutaj brakowało. Dodatkowo sam scenariusz nie zaskakuje nas jeśli idzie o coś nowego. Miejscami mamy wrażenie, jakby scenarzysta za dużo naoglądał się starych odcinków serialu "Archiwum X". Choć nie przeszkadza to jakoś szczególnie, a patos ze względu na żołnierzy jest tu jak najbardziej na miejscu.
"Gość" to naprawdę porządny thriller, potrafiący szybko przykuć czujność widza. Ogląda się go dobrze, przyjemnie, a co najważniejsze ostatnia scena rozpala wyobraźnię. Chciałoby się więcej tego typu produkcji, bo maja w sobie coś co na swój sposób magnetyzuje i zapada w pamięci. Z pewnością ogromna w tym zasługa Dana Stevensa, ale też i inni aktorzy dorzucili swoje pięć groszy do końcowego efektu. Osobiście polecam ten film każdemu miłośnikowi thrillerów oraz slasherów. Z pewnością się nie zawiedzie.
David (Dan Stevens) to młody mężczyzna w sile wieku, do tego przystojny, wysportowany o oczach przykuwających uwagę z daleka. Jest kulturalny, ułożony, opanowany i niemal ciągle uśmiechnięty, ale jednocześnie bije od niego coś dziwnego. Trudnego do opisania i sprawiającego, że widz nie ufa tej postaci. Gdy przybywa do domu Petersonów z wieściami o ich zmarłym synu, który zginął na służbie, zostaje przyjęty przez panią domu. David służył razem z synem Petersonów, obecnie zaś zakończył karierę wojskową i szukając pracy wstąpił spełnić ostatnią prośbę przyjaciela - pożegnać od niego swoich bliskich. Ci wzruszeni gestem młodego człowieka namawiają gościa aby pozostał u nich na kilka dni i odpoczął przed wyruszeniem w dalszą drogę. Nikt nie zdaje sobie sprawy, że to zmieni ich życie diametralnie.
To co jest największym plusem w filmie to budowanie napięcia. Nie jest one tutaj stopniowane jak w klasycznych slasherach, tylko od samego początku stoi na dość wysokim poziomie. W sytuacjach gdzie jesteśmy pewni, ze dojdzie do krwawej łaźni albo spektakularnego morderstwa mamy niecodzienne zachowanie głównego bohatera. Zasłania się on bowiem... znajomością prawa i wyprowadza konflikt w logiczny sposób, tak aby poszkodowany był słusznie osądzony. Nawet w scenie bójki w barze, gdzie tylko czekamy aż tytułowy "Gość" wszystkich wypatroszy mamy niecodzienny zwrot akcji i moralny wykład na temat czemu nie wolno dokuczać słabszym. Oczywiście nie zabraknie scen gdzie trup ściele się gęsto, ale zawsze ma to sens, przynajmniej w odniesieniu do rozumowania Davida.
Wyjątkowo mocno należy pochwalić pracę Dana Stevensa, który wcielił się w główną postać. Zagrał on rasowego psychopatę. Od czasami widz patrząc na niego kompletnie nie umie rozgryźć jego zamiarów. Zabije czy uśmiechnie się i odejdzie, sprowokuje do ataku czy tylko się wygłupia? Takie pytania rodzą się w naszej głowie przez cały czas, aż do długiego i mocno wybuchowego finału. Na deser mamy kilka scen gdzie David totalnie odjeżdża i wtedy widz nawet jeśli przekonał się do praworządnych zachowań bohatera, znów zaczyna mieć poważne wątpliwości co do jego stanu emocjonalnego i tego kim tak naprawdę jest. Wyjaśnienie przychodzi dość nagle, ale do samego końca nie rozwiewa wszystkich naszych pytań. Jest to z pewnością dobry manewr ze strony twórców. Podobnie mamy w przypadku ostatniej sceny, będącej "niedomkniętą" i pozwalającej naszej wyobraźni działać na wzmożonych obrotach. Jestem pewien, że o kontynuacji w przypadku tego filmu nie ma mowy, ale takie podejście do finału filmu, znacznie podniosło jego wartość.
Kolejnym sporym plusem są zdjęcia. Można powiedzieć, że w tym punkcie mamy pewne odbicie zachowań głównej postaci - obraz jest spokojny, czasem powolny, ale nigdy ślamazarny, a gdy trzeba kamera potrafi nagle przyspieszyć. To idealnie buduje napięcie w całym obrazie, świetnie zgrywając się z tym co na planie wyczynia Stevens. Dodajmy do całości naprawdę rewelacyjną muzykę, a uzyskamy porażający efekt. To co w całości troszkę nie styka to postać głowy rodziny Petersonów, Spencera. Początkowo ma sporo podejrzeń i nagle, ot tak po prostu bez żadnego uzasadnienia, z niego ulatują. Zrozumiałbym to gdyby Dave stał za takim obrotem spraw, ale tego elementu tutaj brakowało. Dodatkowo sam scenariusz nie zaskakuje nas jeśli idzie o coś nowego. Miejscami mamy wrażenie, jakby scenarzysta za dużo naoglądał się starych odcinków serialu "Archiwum X". Choć nie przeszkadza to jakoś szczególnie, a patos ze względu na żołnierzy jest tu jak najbardziej na miejscu.
"Gość" to naprawdę porządny thriller, potrafiący szybko przykuć czujność widza. Ogląda się go dobrze, przyjemnie, a co najważniejsze ostatnia scena rozpala wyobraźnię. Chciałoby się więcej tego typu produkcji, bo maja w sobie coś co na swój sposób magnetyzuje i zapada w pamięci. Z pewnością ogromna w tym zasługa Dana Stevensa, ale też i inni aktorzy dorzucili swoje pięć groszy do końcowego efektu. Osobiście polecam ten film każdemu miłośnikowi thrillerów oraz slasherów. Z pewnością się nie zawiedzie.