7 grudnia 2016

Sandman: Uwertura

Żaden komiks nie sprawił mi tyle problemów z napisaniem dla niego recenzji co Sandman: Uwertura. To jest moje czwarte podejście i pewnie na końcu i tak nie będę do końca zadowolony z całej pracy, ale tym razem ją pozostawię. O serii Sandman słyszałem, co nieco wiedziałem i kiedyś w przeszłości czytałem, a raczej przekartkowałem, jeden z albumów zbiorczych, wydanych przez Egmont. Nie pamiętam nawet o czym za bardzo był, a jedyne co zostało w moich wspomnieniach to przecudne, przesycone abstrakcją i bajecznymi kolorami rysunki. Te wspomnienia nie towarzyszyły mi jednak gdy recenzowałem Śmierć latem tego roku. Tam zadanie było łatwiejsze bo i przedstawione w albumie historie były prostsze... choć po namyśle uważam, że to słowo jest nie na miejscu. Może lepiej zastosować zwrot "bardziej dosadne". Tak to będzie lepsze. Pewnie dlatego spostrzegłem Śmierć pióra Neila Gaimana jako istotę nieco naiwną czy dziecinną. Dziś po lekturze Sandman: Uwertura tak nie uważam i zdaje mi się, że popełniłem błąd. Z drugiej strony może tak miało być. Może to chciał pokazać czytelnikom autor, udowadniając tym samym jak wiele może być punktów widzenia w zależności od tego jaką wiedzą dysponujemy. Bo czasem chyba nawet nie zdajemy sobie sprawy z popełnionych w przeszłości błędów, które w przyszłości mogą skutkować strasznymi konsekwencjami. 

Właśnie to zagadnienie porusza ten komiks, będący jednocześnie swego rodzaju Alfą i Omegą dla serii Sandman. Przynajmniej tak ja go odbieram w tym momencie, zaznajomiwszy się z wstępem od autora i nie znającym tego cyklu komiksów. Cykl to dobre słowo dla Uwertury, bardzo dobre, które co prawda nie pada tutaj bezpośrednio, ale widzimy je w formie obrazów. Morfeusz, Sen, Władca Śnienia, jedne z wielu Nieskończonych umiera i trafia do miejsca gdzie dochodzi do aberracji. Widzi siebie pod innymi postaciami i rozmawiając sam ze sobą próbuje zrozumieć dlaczego tak się stało. Co spowodowało tak dziwne i zagrażające stabilności wszechświata i wszelkiego stworzenia zdarzenie. Okazuje się, że Sen popełnił w przeszłości błąd, który teraz właśnie zbiera swoje żniwo. Nieskończony musi zatem wyruszyć w podróż aby odszukać istotę odpowiedzialną za całe to zajście i naprawić swój błąd, zaś towarzyszą mu on sam w roli kota oraz dziecko będące Nadzieją.


Mimo że fabuła komiksu rozgrywa się po ostatnim tomie serii - Przebudzeniu - równie dobrze mogłaby być jego początkiem. Sam autor daje nam to do zrozumienia i stwierdza, że "od czegoś trzeba zacząć" sięgając po ten cykl komiksów. Zatem osoby znające dobrze jego prace otrzymają odpowiedzi na pewne pytania co pozwoli spojrzeć na niektóre sceny w inny sposób. Natomiast nowicjusze, do których sam się zaliczam, otrzymają unikalne rozpoczęcie przygody z Morfeuszem co zaowocuje zupełnie innym podejściem do całego cyklu. Właśnie, znów to słowo. Cykl. Ciągle się on tutaj przewija, choć nie w formie słów. Śmierć i odrodzenie, początek i koniec, jawa oraz sen. Ciężko jest się czasem połapać gdzie kończy a gdzie zaczyna nowa droga dla danego bohatera czy bohaterki tego świata. Jest to przepiękne, bo tym samym pokazuje nam istotę nieskończoności i samych Nieskończonych, których też czeka koniec, ale jednocześnie odrodzenie w innej postaci. Dzięki temu inaczej patrzę teraz na Śmierć oraz przedstawione tam wydarzenia. A może to za sprawą wcześniejszej lektury tamtego albumu odmiennie postrzegam Uwerturę? Nie umiem jednoznacznie odpowiedzieć  na to pytanie.


Majstersztykiem komiksu (choć w tym wypadku mamy jednego rysownika, który jednak konsultował swą pracę z innymi autorami), jak zresztą całej serii, jest tworzenie go od strony wizualnej przez różnych rysowników, malarzy i kolorystów. Sprawiają oni że sen, zarówno jako persona jak i wizja, stają się żywe. O ile można to tak prostacko nazwać. Ich prace zmieniają obraz podczas podróży Morfeusza po jego własnym królestwie jak i światach rzeczywistych, zarówno dla niego jak i dla nas, zwykłych śmiertelnych istot. Nadają kształt Gwiazdom, Śmierci, Ślepemu Losowi czy innym bytom tego fascynującego uniwersum. W pewien sposób "materializują" również czas. Zważywszy na wizję tego, jak i innych elementów Sandmana, wykreowanych w głowie Neila Gaimana i spisanych w formie słów, zadanie to było wyjątkowo trudne. To nie jest pierwszy lepszy komiks science fiction czy fantasy, gdzie mamy zrobić gadającą roślinę obdarzoną rozumem. Musi ona oprócz tego wplatać się w wizję śnienia, poznawać jego istotę i czuć jego siłę zamieniający się w koszmar lub ulotne wspomnienie albo wizję czegoś czego nie potrafi nawet nazwać. Z tego zadania ludzie współpracujący z Gaimanem wywiązali się lepiej niż wzorowo. Dosłownie ożywili jego słowa - jego sny. Proces prac nad serią jest opisany w końcowej części albumu, gdzie zaprezentowano wywiady oraz wypowiedzi rysowników i kolorystów współpracujących nad serią. Jest to ogromny skarbiec wiedzy przygotowujący nieświadomego czytelnika do podróży po tym dziwnym świecie. Jednak można go pominąć, aby samemu odkryć pewne sekrety Sandmana. Z drugiej strony ta wiedza pomoże nam spojrzeć na dzieło Neila Gaimana z innej perspektywy. Zatem samemu trzeba wybrać jaką drogę obierzemy. Tak czy inaczej kiedyś warto tutaj powrócić, aby poznać zawartą tu wiedzę.


Na tym skończę tą recenzję, gdyż boję się że zaraz znów ją skasuję i będę musiał pisać wszystko od nowa. Na pewno kiedyś wrócę do tego komiksu, ale nie za szybko. Nastąpi to z pewności późno, bardzo późno, gdy przeczytam całą serię i część jej obrazów zatrze się w moim umyśle. Wtedy ponownie sięgnę po Uwerturę, którą i tak czytałem wiedząc co nieco o świecie Sandmana. Choćby dzięki Śmierci, gdzie pojawiła się Szalona Hettie i o której dowiedziałem się kilku ciekawych rzeczy. Nie mając tej wiedzy zapewne zupełnie inaczej spojrzałbym na tą postać teraz, a co za tym idzie scenę z nią związaną, która przełożyłaby się na inny odbiór całej zagadki przygody Morfeusza. Ciesze się jednak że zacząłem swoją przygodę od tego tomu. Co ja gadam, tak naprawdę zacząłem ją od lektury Śmierci, ale tutaj wszystko nabrało innego znaczenia. Warto sięgnąć po Uwerturę nie tylko jeśli chcemy zacząć czytać Sandmana czy jesteśmy wiernymi fanami tej serii. To fenomenalny komiks skierowany do dojrzałego czytelnika, posiadającego otwarty umysł i potrafiącego śnić. Po prostu śnić.

Adnotacja po przemyśleniu
Postanowiłem dopisać ten fragment, po to aby wyjaśnić pewną rzecz - mój punkt widzenia na Uwerturę. Muszę przyznać że Neil Gaiman jest geniuszem, gdyż napisał coś wręcz unikalnego. Do jego dzieła można podejść na wiele sposób, a wszystko zależy od znajomości lub nieznajomości świata Sandmana. W pierwszym wypadku Uwertura będzie wstępem do całości, swoistym albumem wprowadzającym, w drugim jego zakończeniem od którego wszystko się zaczęło. To pozwala spojrzeć na komiks jak i go odebrać w zupełnie inny sposób. Tak jak sen ma wiele interpretacji, tak samo Uwertura może być początkiem lub zakończeniem serii Sandman. To może prowadzić do podziałów, gdyż komiks nie ma jednej, ustalonej formy odbioru. Dla mnie przygoda z Nieskończonymi dopiero się rozpoczyna, dla innych może zacznie się na nowo, a u następnych zakończy. Wszystko zależy od waszej wyobraźni.