16 czerwca 2016

Warcraft: Początek

Z pierwszymi trzema częściami gry Warcraft spędziłem setki, jeśli nie tysiące, godzin. Miałem też krótki epizod z World of Warcraft, trwający około pół roku, jednak ostatecznie grę porzuciłem na rzecz Guild Wars, któremu jestem wierny do dziś. Niemniej zapowiedź filmowego Warcrafta rozpaliła moje oczekiwania. Blizzard miał sprawować pieczę nad scenariuszem oraz realizacją filmu, zatem nie mogło się nie udać. W końcu miał się pojawić film na podstawie gry komputerowej, który nie będzie traktował widza, czyli w przeważającej mierze nas, graczy, jak debila. Pierwsze zwiastuny były oszałamiające, choć już wtedy zapaliła mi się czerwona lampka. Coś było nie tak, czegoś brakowało, jakoś to wszystko nie do końca współgrało. Jednak nie należy oceniać filmu po zwiastunie, zatem w końcu wybrałem się do kina... i gorzko tego pożałowałem.

Film opowiada losy z pierwszej części gry z 1994 roku, noszącej podtytuł Orc & Humans. Dotyczy ona Pierwszej Wojny Przymierza z Hordą, która zakończyła się dla wielu postaci, po obu stronach barykady, tragicznie. Mamy tutaj historię opowiedzianą z perspektywy Durotana, czyli tak jakbyśmy kierowali kampanią Hordy, gdzie naszym celem było podbicie krainy Azeroth. Orcza armada przekracza portal docierając do świata ludzi, gdzie zaczyna błyskawiczny podbój. Ci stawiają zacięty opór, przy wykorzystaniu magii oraz swoich legionów. W cały konflikt miesza się młody mag imieniem Khadgar, który odkrywa, że orkowie są zarażeni spaczeniem, śmiertelną magią, która zabiera życie i posiada bardzo mroczne korzenie. Jednocześnie jeden z wodzów pragnie przeciwstawić się głównemu hersztowi Hordy, Gul'danowi, aby jego lud uniknął spaczenia. Wywiązuje się zatem kruchy sojusz, mający na celu powstrzymać falę orków przed zniszczeniem królestwa ludzi, elfów i krasnoludów.


Wszystko to brzmi pięknie i opiera się na fabule przedstawionej w pierwszej części gry. Występują tutaj wszystkie ważne dla tego okresu postacie. Arcymag Medivh będący ostatnim Strażnikiem, jego uczeń Khadgar, wierny przyjaciel Lothar czy orkijska zabójczyni Garona. Problem w tym, że oprócz nich jest cała plejada innych pobocznych bohaterów, którym użyczono tyle samo czasu. Powoduje to kompletny bałagan, gdyż w krótkim czasie dwóch godzin na ekranie przewija nam się ogrom postaci, przez co widz nie za bardzo potrafi się utożsamić z jakąkolwiek z nich. Jako tako sytuację ratuje Khadgar, który koło Durotana, herszta klanu Białego Wilka, wypada najciekawiej. Tak naprawdę tylko on i zbuntowany herszt orków przyciągają uwagę na tyle aby zapaść na dłużej w pamięci widza. Reszta postaci tak szybko się z sobą miesza, że w pewnym momencie zapominamy jaką w ogóle pełnią one rolę w całej tej opowieści.

Fani gry mogą też poczuć zawód odnośnie zmian w przypadku kilku bohaterów. Garona jest tu o wiele bardziej ludzka oraz szlachetna, Durotan oraz jego żona giną w zupełnie innych okolicznościach, choć przyczyna pozostaje ta sama. Losy jego klanu podczas Pierwszej Wojny też mocno odbiegają od tego co znają fani uniwersum. Wymieniać tak można by długo. Z jednej strony trzeba było pójść na ustępstwa, gdyż aby dać pełen obraz historii stworzonej przez Blizzard, należałoby nagrać serial. Zastanawiam się czy nie byłoby to lepszym rozwiązaniem, gdyż Warcraft: Początek posiada, co było od początku wiadome, otwarte zakończenie. Gdyby film był pilotem serialu, całość miałaby znacznie więcej sensu i być może uniknięto by chaosu w scenariuszu. Niestety ten tutaj dominuje, zatem osoby nie znające świata Warcrafta mogą kompletnie się w nim pogubić, zaś wierni fani mocno zniesmaczyć, rażącymi cięciami i zmianami.


Jednak aby nie demonizować, film zawiera kilka plusów, choć miejscami mocno przesączonych minusami. Po pierwsze, gra aktorska. Tu należy pochwalić wszystkich, zarówno aktorów głosowych jak i tych którzy wystąpili w produkcji fizycznie. Najciekawiej znów wypada Khadgar, w którego osobę wcielił się Ben Schnetzer. Jego rola jest wręcz rewelacyjna. Za czasów Pierwszej Wojny Khadgar był młodym magiem, mającym już wtedy predyspozycje na wielkiego czarnoksiężnika, którym stał się w przyszłości. Jednak wcześniej był nieco porywczy, zwariowany i pełen buntu, co Schnetzer pokazał w sposób doskonały. Koło niego przewija się ciągle Ben Foster w roli Strażnika Medivha, równie umiejętnie odgrywając tą trudną rolę. Jeśli jakimś cudem filmowa adaptacja Warcrafta doczeka się trylogii (czyli ekranizacji wszystkich trzech wojen Przymierza z Hordą), to mam nadzieję, że ci aktorzy pozostaną na stałe obsadzeni w swych rolach. W szczególności chciałbym zobaczyć Fostera jako Proroka z Warcrafta 3.

To co jednak budzi mieszane odczucia to efekty specjalne. Z jednej strony mamy ludzi ubranych w aluminiowo-plastikowe pancerze, co czyni z nich nieraz groteskowe postacie. Owszem, płynnie nawiązują do strojów z gry, szczególnie jeśli ktoś pamięta Wacrafta 2 lub 3, jednak przy orkach wypadają żałośnie. Tak. Orkowie są tutaj bardziej realistycznie przedstawieni od aktorów, gdyż widać, że są stworzeniami z krwi i kości odzianymi w zbroje zrobione ze skór i szkieletów bestii. Zadbano o każdy detal - ruch mięśni pod skórą, włosy, blizny, słowem wszystko. Gdyby cały film zrobiono w takiej technice, dając widzom animację komputerową, to z pewnością przykuwałby on znacznie większą uwagę. A tak koło perfekcyjnie wygenerowanych orków, mamy rycerzy w aluminiowych zbrojach, przechadzających się po plastikowym lesie lub rażąco słabo wygenerowanym przez komputer mieście.


Warcraft: Początek to film zwyczajnie przeciętny. Widać to zresztą po weekedowym otwarciu w USA, gdzie nie zarobił jakichś wielkich pieniędzy. Mamy tutaj całe morze nawiązań do świata Warcrafta, znanego z głównej trylogii. Odwzorowano budowle, batalie rodem z RTS oraz cały świat, jednak wszystko to zapchano dodatkami, a scenariusz to kompletny chaos. Dlatego nie umiem polecić tego filmu z czystym sumieniem. Z pewnością nie jest on dziełem, które zmieni w końcu postrzeganie gier jako medium tylko i wyłącznie dla dzieci. Zamiast poważnej historii dostaliśmy bałagan, z którego nic nie wynika. Wizualnie całość jest bardzo nierówna, zaś po seansie jakoś nie mamy ochoty na ciąg dalszy. Ten natomiast, w obecnej sytuacji, musi powstać, choć wolałbym aby zrobiono to w formie serialu. Wtedy można by poruszyć wiele istotnych wątków, które tutaj pomięto lub zmieniono. Dlatego jeśli ktoś koniecznie musi iść do kina i chce nacieszyć oko scenami batalistycznymi, to może zaryzykować. W innym wypadku lepiej poczekać na DVD.

Ocena - 5/10