18 września 2022

Kosmosmerf

Pamiętam ten album z czasów nastoletnich, bowiem po raz pierwszy został u nas opublikowany w 1997 roku. Wcześniej pojawił się epizod w animacji produkowanej w latach 1981-1989, bowiem oryginał wyszedł w Belgii w 1970 roku. Zatem historyjka ma już na barkach ponad 50 lat, a mimo to nadal potrafi bawić w całej rozciągłości. Oto właśnie siła komiksów Peyo, który na każdym kroku udowadnia, że pozostawił po sobie ponadczasowe dzieło.

Album zawiera główną opowieść o Kosmosmerfie oraz drugą, krótką, gdzie pracuś stworzył kontroler pogody. Naszą uwagę przykuwa oczywiście tytułowa historia, bowiem to tam dzieje się najwięcej. Oto poznajemy Smerfa, który chce zwiedzać inne światy, a konkretnej planety, aby sprawdzić, co skrywają. W tych celach buduje rakietę, ale jego wysiłki spełzają na niczym, bo drewniana konstrukcja nie może oderwać się od ziemi. Papa Smerf wpada na smerfny pomysł, angażując przy tym całą wioskę, aby spełnić marzenie małego Smerfa.

Historia jest trochę zwariowana, co zauważają sami bohaterowie tej przygody. Jednak czyta się ją błyskawicznie, a do tego posiada unikalne gagi, które nadal bawią do łez. czuć w tym pełnego ducha tej serii, gdzie kolo rozrywki przemycano ponadczasowe tematy i wykładano je dzieciakom w prosty sposób. Zresztą podobnie chłonie się drugą opowiastkę z kontrolerem pogody. Tam też autorzy piętnują pewne zachowania Smerfów oraz podają puentę, choć może nie tak oczywistą, jak zwykle. Z drugiej strony nieco bawią się w łamanie czwartej ściany za pomocą Ważniaka, co wypada przesmerfnie. Cieszę się, że odświeżyłem sobie w końcu ten tom, choć wyczekuję teraz tych, których wcześniej nigdy nie czytałem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz