Komiksowa adaptacja książki "Morderstwo na polu golfowym", pierwotnie napisanej i wydanej przez Christie w 1923 roku, wypadała naprawdę zacnie. Choć mowa tutaj o adaptacji, to jednak twórcy komiksu - Frederic Bremaud (scenariusz), Alberto Zanon (rysunek) i Fabien Alquier (kolory) - nieco zmienili kilka scen, w tym finalną, związaną zakończeniem całej zagadki. Czy to źle? Nie uważam tak, bowiem Christie nieraz w swych pracach dawała dość schematyczny opis wydarzeń, natomiast autorzy komiksu troszkę go podkoloryzowali, nadając mu nieco więcej dramatyzmu oraz tempa.
Sceną zbrodni jest tym razem jedna z nadbrzeżnych miejscowości we Francji, gdzie mieszkał wraz z rodziną niejaki Paul Renaud. Mężczyzna majętny, stateczny i powszechnie szanowany, który swego czasu dorobił się na interesach prowadzonych w Chile oraz Argentynie. Wysyła on list do Poirota z prośbą o pomoc, gdyż boi się o swoje życie. Tymczasem przyjaciel słynnego detektywa, pułkownik Artur Hastings, w drodze do Londynu poznaje w pociągu tancerkę. Spędzają miło czas, ale dziewczyna nie zdradza mu swego imienia, zamiast tego stwierdzając, że jest Kopciuszkiem. Dziwny splot zdarzeń sprawia, że później ponownie natrafiają na siebie we Francji na miejscu zbrodni.
Komiks, mimo naprawdę sporej ilości tekstu, chłonie się niczym gąbka wodę. Jest dynamiczny, świetnie skonstruowany na linii opisy narratora-dialogi postaci oraz idealnie uzupełniony od strony graficznej. Naprawdę należy pochwalić autorów za rysunek oraz kolorystykę, bo cudownie współgrają ze scenariuszem, a przy tym oddają ducha książek wybitnej pisarki, wodząc czytelnika za nos w zasadzie do samego końca. Niby część rzeczy przewidzimy, ale to są z góry zaplanowane posunięcia i tym samym czuć klimat literackiego oryginału.
Wspomniałem, że mamy tutaj kilka zmian, ale to głównie kosmetyka, którą spokojnie można wybaczyć. A przynajmniej ja to robię, mimo że jestem bardzo zagorzałym fanem twórczości Christie. Niemniej podobne zagrywki stosowano w genialnym serialu "Poirot", gdzie w rolę belgijskiego detektywa wcielił się David Suchet, nadając fikcyjnej postaci prawdziwą twarz, ruchy oraz czyniąc ją nieśmiertelną. Tam na przykład nadano więcej barwności oraz charakteru pannie Lemmon, czy też czasem ocalono pewne postacie, które normalnie zginęły, co jednak w żaden sposób nie naruszało struktury fabularnej oraz rozwiązania prowadzonego śledztwa. I tu zrobiono identycznie, zatem jedynie wprawne oko oraz osoba znająca na blachę oryginał literacki zorientuje się, co uległo modyfikacji.
W moim odczuciu to jeden z najlepiej, jak dotąd, przełożonych na komiks kryminałów Agathy Christie. Z jednej strony barwny, dynamiczny oraz zmuszający małe szare komórki do pracy, z drugiej oddaje ducha oryginału, choć miejscami bawi się konwencją. Czyta się go przez to błyskawicznie, patrzy na całość z pewną sentymentalną łezką w oku, bo dziś trudno znaleźć tego poziomu literaturę kryminalną. Mam wrażenie, ze od lat dominuje w niej seks, nadmierna przemoc i hektolitry krwi, gdzie topi się tonę wulgaryzmów. Tymczasem dostaliśmy kawał klasyki podanej w najlepszej możliwej formie, udowadniającej, że nawet dziś jest na nią miejsce na półkach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz