Deadpool ma swoje wzloty i upadki, dosłownie oraz w przenośni, ale ostatnio ta seria leży mi chyba najbardziej. W tym odcinku wdał się w konflikt, z którego ciężko mu będzie się wygrzebać. Aby ratować najbliższych musi zabić Cable'a, zaś zleceniodawcą jest jego upiorny klon Stryfe. Zaczyna się więc skakanie po różnych liniach czasowych przeplecione bardzo, ale to bardzo krwawą łaźnią. Ogólnie, trupów tutaj nie brakuje :)
Czasem idzie się pogubić w tych wszystkich skokach w czasie w uniwersum Marvela. Szczególnie jak dochodzą jeszcze alternatywne światy i tak dalej. Zresztą w DC wcale na tym polu nie jest przejrzyściej, przynajmniej dla mnie. Jednak w przypadku komiksów z Deadpoolem oraz Staruszkiem Loganem idzie to jakoś wszystko sensownie ogarnąć. Może dlatego, że postacie co chwila wspominają skąd są i gdzie trafiły. To użyteczne wskazówki.
Co do samej fabuły to jest ona oparta raczej na sieczce. Połowa komiksu wręcz ocieka krwią i flakami. Oczywiście największy udział ma w tym nasz tytułowy bohater, ale inni też przyłączają się do radosnej masakry. Czasem zastanawiałem się, czy ten komiks nie powinien być podstawą do nakręcenia Deadpoola 3. Z pewnością taka koncepcja spodobałaby się odtwórcy głównej roli. Mamy tutaj w zasadzie wszystko od dinozaurów i wampirów począwszy, na atomówkach skończywszy. Mam nadzieję, że kolejne albumy z tej serii utrzymają ten absurdalny, krwawy klimat okraszony niewybrednym czarnym humorem. Jeśli tak, to chętnie będę wracał do tych komiksów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz