Ostatnio kupuję na wyprzedażach gry głównie na platformie GOG.com, żeby nie powiedzieć, że wyłącznie, bowiem sporo tam klasyków. W końcu nazwa Good Old Games zobowiązuje. Swego czasu chwyciłem za grosze Return to Castle Wolfenstein, do którego miałem nie mały sentyment. Gra wyszła w 2001 roku, działa na silniku graficznym Quake III, a ten w mojej opinii ładnie się zestarzał. Z drugiej strony jestem ogromnym fanem Wolfenstein z 2009 roku, a ten drastycznie różni się o tutaj prezentowanego. Jak zatem wypadła moja podróż w przeszłość do czasów liceum? Cóż... spodziewałem się większych emocji.
Podkreślę to raz jeszcze - uwielbiam Wolfa z 2009 roku, który bardzo mocno odbiega od głównej serii, mimo że jest bezpośrednią kontynuacją Return to Castle. Ma to więc swoje dość oczywiste przełożenie na odbiór starszych części tej gry, szczególnie że mój ulubieniec powstawał aż 8 lat i w dniu premiery był graficznie mocno przestarzały. Nim jednak zajmę się w innym wpisie, a dziś skupię się na części z 2001 roku, która w dniu swej premiery robiła furorę. Tak. W tamtych latach ta gra wyglądała obłędnie, działała świetnie i dawała masę frajdy ze strzelania do nazistów, zombiaków i wszelkiej maści dziwnego okultystycznego tałatajstwa. Dziś w zasadzie się to nie zmieniło, ale zauważam pewne irytujące mnie elementy.
Po pierwsze intelekt przeciwników straszliwie kuleje. Nieraz miałem sytuacje, że mogłem z nożem podejść do szarżujących na mnie nazistów, bo ci mieli zakodowane, że tutaj i tutaj muszą najpierw dobiec, aby w ogóle zacząć strzelać. Strasznie ułatwiało to rozgrywkę, choć nie ukrywam potrafiłem paść szybko, gdyż celność jest tutaj bardzo umowna. Snajperzy w zasadzie trafiają cię non stop chyba nawet nie przeładowując broni, podczas gdy facet z karabinem automatycznym stojący metr od ciebie śle kule na wszystkie strony. Jednak gdy seria cię trafi, to punkty życia pikują błyskawicznie w dół. Z tego powodu na każdym poziomie trudności rozgrywka jest dość nierówna, bo szybko idzie się połapać w ruchach przeciwników, ale jednocześnie przegapienie choćby jednego gwarantuje nam niechybny zgon. Boli też system celowania, który dla mnie okazał się wyjątkowo toporny. Do tego dochodzą rzuty granatami, które bardziej przypominają ślamazarne ciskanie na krótki dystans piłką lekarską. Nie raz i nie dwa zginąłem przez to od własnego granatu, bo w zasadzie spadł mi pod nogi.
Z drugiej jednak strony to nadal bardzo miodne tłuczenie nazistów oraz zombiaków. Fabularnie też całość trzyma poziom, sekretów i znajdziek mamy sporo, choć przyznaję, że w pewnym momencie przestałem ich szukać. Do tego dochodzi ogromny arsenał i zróżnicowani przeciwnicy. Połączywszy to wszystko z ogromnymi lokacjami, gdzie mamy kilka dróg prowadzących do jednego celu, dostajemy solidną strzelaninę, którą chętnie widziałbym jako remaster na obecnym silniku serii. Gdyby poprawić kilka rzeczy, choćby system celowania SI przeciwników czy zwiększyć liczbę obiektów, które można rozwalić, a całość wrzucić na nowoczesny silnik graficzny, to chętnie bym ponownie wrócił do tej gry. A tak? Fajnie było, trochę sentymentów odżyło, ale nie na tyle, abym chciał zostać z tym tytułem na dłużej. Nie żałuję wydanej kasy, jednak wolę odpalić Wolfa z 2009 roku, którego mam na płycie. Może kiedyś doczekam się wersji na GOG, to wtedy na pewno ją kupię.
PLUSY
+ gra nadal sprawia masę frajdy, nawet jeśli odsunąć na bok sentymenty
+ przeogromny arsenał
+ zróżnicowani przeciwnicy
+ dość długa
+ graficznie się zestarzała, ale nadal daje radę
+ miodne strzelanie do nazistów i zombiaków
+ fabuła nadal trzyma poziom
+ ogrom sekretów i znajdziek
MINUSY
- SI przeciwników spokojnie da się rozpracować w kilka minut
- trochę toporne celowanie
- wrodzy snajperzy zawsze trafiają i prują bez przeładowania
- czasami elementy otoczenia zlewają się ze sobą
- rzucanie granatami to mordęga
PRZYKŁADOWE SCREENY
Podkreślę to raz jeszcze - uwielbiam Wolfa z 2009 roku, który bardzo mocno odbiega od głównej serii, mimo że jest bezpośrednią kontynuacją Return to Castle. Ma to więc swoje dość oczywiste przełożenie na odbiór starszych części tej gry, szczególnie że mój ulubieniec powstawał aż 8 lat i w dniu premiery był graficznie mocno przestarzały. Nim jednak zajmę się w innym wpisie, a dziś skupię się na części z 2001 roku, która w dniu swej premiery robiła furorę. Tak. W tamtych latach ta gra wyglądała obłędnie, działała świetnie i dawała masę frajdy ze strzelania do nazistów, zombiaków i wszelkiej maści dziwnego okultystycznego tałatajstwa. Dziś w zasadzie się to nie zmieniło, ale zauważam pewne irytujące mnie elementy.
Po pierwsze intelekt przeciwników straszliwie kuleje. Nieraz miałem sytuacje, że mogłem z nożem podejść do szarżujących na mnie nazistów, bo ci mieli zakodowane, że tutaj i tutaj muszą najpierw dobiec, aby w ogóle zacząć strzelać. Strasznie ułatwiało to rozgrywkę, choć nie ukrywam potrafiłem paść szybko, gdyż celność jest tutaj bardzo umowna. Snajperzy w zasadzie trafiają cię non stop chyba nawet nie przeładowując broni, podczas gdy facet z karabinem automatycznym stojący metr od ciebie śle kule na wszystkie strony. Jednak gdy seria cię trafi, to punkty życia pikują błyskawicznie w dół. Z tego powodu na każdym poziomie trudności rozgrywka jest dość nierówna, bo szybko idzie się połapać w ruchach przeciwników, ale jednocześnie przegapienie choćby jednego gwarantuje nam niechybny zgon. Boli też system celowania, który dla mnie okazał się wyjątkowo toporny. Do tego dochodzą rzuty granatami, które bardziej przypominają ślamazarne ciskanie na krótki dystans piłką lekarską. Nie raz i nie dwa zginąłem przez to od własnego granatu, bo w zasadzie spadł mi pod nogi.
Z drugiej jednak strony to nadal bardzo miodne tłuczenie nazistów oraz zombiaków. Fabularnie też całość trzyma poziom, sekretów i znajdziek mamy sporo, choć przyznaję, że w pewnym momencie przestałem ich szukać. Do tego dochodzi ogromny arsenał i zróżnicowani przeciwnicy. Połączywszy to wszystko z ogromnymi lokacjami, gdzie mamy kilka dróg prowadzących do jednego celu, dostajemy solidną strzelaninę, którą chętnie widziałbym jako remaster na obecnym silniku serii. Gdyby poprawić kilka rzeczy, choćby system celowania SI przeciwników czy zwiększyć liczbę obiektów, które można rozwalić, a całość wrzucić na nowoczesny silnik graficzny, to chętnie bym ponownie wrócił do tej gry. A tak? Fajnie było, trochę sentymentów odżyło, ale nie na tyle, abym chciał zostać z tym tytułem na dłużej. Nie żałuję wydanej kasy, jednak wolę odpalić Wolfa z 2009 roku, którego mam na płycie. Może kiedyś doczekam się wersji na GOG, to wtedy na pewno ją kupię.
PLUSY
+ gra nadal sprawia masę frajdy, nawet jeśli odsunąć na bok sentymenty
+ przeogromny arsenał
+ zróżnicowani przeciwnicy
+ dość długa
+ graficznie się zestarzała, ale nadal daje radę
+ miodne strzelanie do nazistów i zombiaków
+ fabuła nadal trzyma poziom
+ ogrom sekretów i znajdziek
MINUSY
- SI przeciwników spokojnie da się rozpracować w kilka minut
- trochę toporne celowanie
- wrodzy snajperzy zawsze trafiają i prują bez przeładowania
- czasami elementy otoczenia zlewają się ze sobą
- rzucanie granatami to mordęga
PRZYKŁADOWE SCREENY
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz