Niedawno pisałem o kolejnym albumie komiksów Carla Barksa, ale dziś będzie o moim ulubieńcu - Don Rosa. Tak, to ten człowiek jest dla mnie wyznacznikiem jakości Kaczych Opowieści, to on napisał ukochaną przeze mnie historię życia Sknerusa McKwacza i uporządkował, choć częściowo, to uniwersum. Do tego to Don Rosa ma w mojej opinii ciekawsze zbiory historii, pełne humoru, satyrycznych obrazków, ale przy tym zachowujące swego rodzaju powagę czy dramaturgię. Widać to dobrze na przykładzie tego tomu i nie mówię tutaj tylko o tytułowej opowieści "Syn Słońca". Dla mnie ważniejszą jest ta, gdzie Sknerus wraca do Dawson i Doliny Białej Śmierci, gdzie zdobył swój pierwszy milion dolarów. To ta historia ponownie uświadomiła mi, jak wielki geniusz drzemie w jego pracach ile tam jest potencjału i historii nadal czekających aż ujrzą światło dzienne.
Oczywiście Don Rosa w wielu miejscach nawiązuje do prac Barksa, co robi zresztą wyśmienicie. Niemniej jego historie są jego i to czuć. Każda z postaci występujących w tym albumie jest wyrazista, o wiele bardziej charakterna i ma dużo do zaoferowania czytelnikowi. Podoba mi się to o wiele bardziej niż u Barksa, gdzie przy lekturze kolejnego tomu czułem wyraźnie powtarzający się schemat. Diodak, Donald, Sknerus czy inni stali bohaterowie jego komiksów popadali w swoistą rutynę. U Rosy tego nie odczuwam. On potrafi nadać tym samym postaciom większej różnorodności. Wyrażają oni więcej emocji, historie potrafią się różnie skończyć, a nie zawsze tym samym oklepanym finałem, a na dokładkę przemyca nieco zwykłych życiowych prawd.
Warto tez wspomnieć o tonie humorystycznych scen, umieszczonych w tle scenografii pojedynczych kadrów. A to głodna ryba czekająca w akwarium na jedzenie, w końcu z niego wychodzi i sama się obsłuży. Innym razem wkurzony ptak, próbujący gdzieś się przekimać i ciągle przypadkiem przeganiany, obrazi się na głównych bohaterów. Tego jest tona. Dodajmy jeszcze napisy na wszelkiej maści tabliczkach, nagrobkach, nagłówkach gazet, szyldach i tym podobnych rzeczach, a otrzymamy prawdziwą kopalnię easter eggów.
Na koniec należy też wspomnieć o artykułach zawartych w tym tomie. Oprócz otwierającego, skupiającego się na zawartych w albumie przygodach, mamy też na końcu dwa obszerne opracowania. Pierwsze o kulisach powstawania komiksów Rosy, a drugi o samym autorze. Jest to prawdziwa kopalnia wiedzy, której tak bardzo brakowało mi w serii "Kaczogród". Owszem, tam też znajduje się krótki artykuł wprowadzający, kilka unikalnych akwareli, okładki alternatywne czy przedstawienie mieszkańców Kaczogrodu, ale tutaj mamy tego niebotycznie więcej. I jest to w moim odczuciu ciekawiej opracowane. Dlatego szczerze polecam skupienie się na tej serii, bowiem prace Dona Rosy, w moich oczach, niemal na każdym kroku przebijają komiksy Carla Barksa.
Oczywiście Don Rosa w wielu miejscach nawiązuje do prac Barksa, co robi zresztą wyśmienicie. Niemniej jego historie są jego i to czuć. Każda z postaci występujących w tym albumie jest wyrazista, o wiele bardziej charakterna i ma dużo do zaoferowania czytelnikowi. Podoba mi się to o wiele bardziej niż u Barksa, gdzie przy lekturze kolejnego tomu czułem wyraźnie powtarzający się schemat. Diodak, Donald, Sknerus czy inni stali bohaterowie jego komiksów popadali w swoistą rutynę. U Rosy tego nie odczuwam. On potrafi nadać tym samym postaciom większej różnorodności. Wyrażają oni więcej emocji, historie potrafią się różnie skończyć, a nie zawsze tym samym oklepanym finałem, a na dokładkę przemyca nieco zwykłych życiowych prawd.
Warto tez wspomnieć o tonie humorystycznych scen, umieszczonych w tle scenografii pojedynczych kadrów. A to głodna ryba czekająca w akwarium na jedzenie, w końcu z niego wychodzi i sama się obsłuży. Innym razem wkurzony ptak, próbujący gdzieś się przekimać i ciągle przypadkiem przeganiany, obrazi się na głównych bohaterów. Tego jest tona. Dodajmy jeszcze napisy na wszelkiej maści tabliczkach, nagrobkach, nagłówkach gazet, szyldach i tym podobnych rzeczach, a otrzymamy prawdziwą kopalnię easter eggów.
Na koniec należy też wspomnieć o artykułach zawartych w tym tomie. Oprócz otwierającego, skupiającego się na zawartych w albumie przygodach, mamy też na końcu dwa obszerne opracowania. Pierwsze o kulisach powstawania komiksów Rosy, a drugi o samym autorze. Jest to prawdziwa kopalnia wiedzy, której tak bardzo brakowało mi w serii "Kaczogród". Owszem, tam też znajduje się krótki artykuł wprowadzający, kilka unikalnych akwareli, okładki alternatywne czy przedstawienie mieszkańców Kaczogrodu, ale tutaj mamy tego niebotycznie więcej. I jest to w moim odczuciu ciekawiej opracowane. Dlatego szczerze polecam skupienie się na tej serii, bowiem prace Dona Rosy, w moich oczach, niemal na każdym kroku przebijają komiksy Carla Barksa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz