Mam wrażenie, że od jakiegoś czasu seria o Thor kręci się w kółko. Zmieniła się osoba dzierżąca święty młot, zaszło sporo zmian we wszystkich światach, ale jednej z kolejnych przepotężnych bitew o Ziemię (cud, ze ta planeta w tym uniwersum jeszcze istnieje), akcja stoi w miejscu. Jedni tak jak nic nie robili tak nadal nic nie robią, inni dalej knują, a sama Thor snuje się z miejsca na miejsce okresowo sięgając po młot i lejąc po dupskach "tych złych". Na dokładkę nowa para antagonistów, a przynajmniej dla mnie nowa, wygląda jakby rodem wyjęta z wyobrażeń czytelniczek "50 twarzy Greya" i do tego kompletnie nie zapadła mi w pamięci.
Nie za bardzo wiem co mam napisać o tym albumie, gdyż niby dzieje się tutaj sporo, ale... to kompletnie nic nowego. Chyba jedyną rzeczą, która naprawdę jako tako zapadła mi w pamięci, to zacieśnianie relacji pomiędzy agentką Solomon i Jane Foster, a co za tym idzie Potężną Thor. Nie powiem jednak, aby to było dla mnie jakieś ciekawe doświadczenie. Tak naprawdę na tle głównego wątku fabularnego serii uważam je za kompletnie zbędne. Nie wiem, może się mylę i w kolejnych tomach ten element okaże się bardzo ważny dla całego konfliktu, ale obecnie jakoś tego nie czuję.
Poza tym jest to, com było zwykle. Nasz minotaur kombinuje, Malekith robi to samo, źli leją się między sobą, a nowa antagonistka, niby ma coś do powiedzenia, ale tak naprawdę jedynie wystawia swój ponętny tyłek na skopanie i tyle. Innymi słowy, cała akcja stoi w miejscu, natomiast tytułowi władcy Midgardu są tak nieciekawi, że aż zęby bolą. Na razie jeszcze postaram się wytrwać w tej serii, bo jest kilka wątków z poprzednich tomów, które mnie interesują. Jednak jeśli fabuła dalej będzie szła tym torem, to podobnie jak wiele innych serii Marvela, odpuszczę sobie również i tą. Rynek komiksów w Polsce jest obecnie bardzo bogaty, a to co serwuje nam świat trykociarzy zaczyna być dla mnie nazbyt wtórne. Choć oczywiście są wyjątki, a le o nich innym razem.
Poza tym jest to, com było zwykle. Nasz minotaur kombinuje, Malekith robi to samo, źli leją się między sobą, a nowa antagonistka, niby ma coś do powiedzenia, ale tak naprawdę jedynie wystawia swój ponętny tyłek na skopanie i tyle. Innymi słowy, cała akcja stoi w miejscu, natomiast tytułowi władcy Midgardu są tak nieciekawi, że aż zęby bolą. Na razie jeszcze postaram się wytrwać w tej serii, bo jest kilka wątków z poprzednich tomów, które mnie interesują. Jednak jeśli fabuła dalej będzie szła tym torem, to podobnie jak wiele innych serii Marvela, odpuszczę sobie również i tą. Rynek komiksów w Polsce jest obecnie bardzo bogaty, a to co serwuje nam świat trykociarzy zaczyna być dla mnie nazbyt wtórne. Choć oczywiście są wyjątki, a le o nich innym razem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz