8 września 2019

BUG #1

Bardzo lubię komiksy o tematyce apokaliptycznej, moim ulubionym jest "Ygrek: Ostatni z mężczyzn", aczkolwiek sięgając po "Bug" nie miałem aż takich oczekiwań. Niemniej troszkę się zawiodłem, bowiem historia jest naprawdę ciekawa, dosadnie przedstawiająca współczesne zagrożenia płynące z nadmiernego uzależnienia społeczeństwa od cybernetyki, ale przy tym opowiedziana dość chaotycznie i na skróty. Osobiście rozpisałbym wiele wątków bardziej szczegółowo, nie skupiał się tyle na plotkach oraz nie skakał co scena na drugą stronę planety. To tylko kilka elementów, które utrudniały mi lekturę tej serii, a jednocześnie sam pomysł wciągnął mnie bez reszty.

Nim przystąpię do mojego zwyczajowego marudzenia, to zaznaczę jedno - tak, chce przeczytać całą serię bo bardzo podoba mi się jej koncept. Niby to już było, ale zazwyczaj w innym wydaniu. Otóż nasz zcyfryzowany świat nawiedziła plaga, ale nie w postaci wyładowania solarnego, ataku hakerskiego czy tajemniczego wirusa. Ktoś lub coś sprawiło, że globalna sieć straciła swoje kluczowe dane. Padło wiele sieci, nanotechnologia poszła do piachu, ale nadal działają komputery, łącza analogowe czy pewne rejony sieci. Komórki również, choć wyczyszczono z nich niemal wszystko. Tutaj właśnie pojawia się element przykuwający moją uwagę. Tajemniczy bug wyczyścił twarde dyski na wszystkich urządzeniach, jednocześnie ich nie niszcząc. Jest to coś, co wydaje się być zwyczajnie niemożliwe do wykonania. Nie ma żadnych kopii zapasowych, programów i tak dalej. Wszystko wyparowało i zdaje się znalazło miejsce w mózgu pewnego kosmonauty, który wracał z wyprawy na Marsa. Niestety załoga jego statku zginęła, a on sam ma w swym ciele dziwnego obce ciało. Swoistego robaka.

Komiks świetnie pokazuje chaos w społeczeństwie i na politycznej arenie, spowodowany nagłym brakiem informacji. Część elementów jest tutaj przedstawiona w prześmiewczej formie, jak choćby przywódca Północno-Wschodniej Korei, który ma kody startowe do rakiet balistycznych w sejfie cyfrowym, a kod do tego sejfu również jest w jego środku. Jednak większość relacji pomiędzy przywódcami najważniejszych mocarstw, jest pokazana dość realistycznie. Ameryka, Chiny, Rosja, Zjednoczone Kalifaty Arabskie i każdy większy gracz, chce zagarnąć dla siebie tajemniczego astronautę, nie bacząc na koszta. Do tego dochodzi labirynt kłamstw, zwany potocznie dyplomacją, jednak gdy cały świat pogrążony jest chaosie, ta bywa wyjątkowo brutalna. Dodajmy do tego mafie, ugrupowania militarne i tak dalej, a wyjdzie nam rasowy Armageddon.

I tutaj pojawia się problem, bo tego zupełnie nie czuć. Podczas lektury komiksu, nie wychwyciłem atmosfery grozy, anarchii panoszącej się na ulicach miast, walki o żywność, wzmożonej liczby przestępstw, w tym najbardziej brutalnych. Brakowało mi tego wszystkiego, co było np. w "Pożodze", "Ygreku", albo książce "Sekundę za późno". Na dokładkę szło się pogubić w czasie wydarzeń. Otrzymujemy informację, że do zdarzenia doszło z 12 na 13 grudnia 2041 roku, po czym jest notka z 30 grudnia, a później to już nie wiadomo jak czas leci. Równie dobrze to co widziałem na kartach komiksu mogło wydarzyć się w 3-5 dni, albo 1-2 miesiące. Te elementy, plus skrótowe opisywanie wielu wątków politycznych, sprawiło, że lektura komiksu była dla mnie niej przyjemna, niż oczekiwałem. Z drugiej strony nadal chce wiedzieć jak cała historia się zakończy, więc na pewno przeczytam całość.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz