Postawmy sprawę jasno - nienawidzę Minionków. Dlatego gdy jakiś czas temu zapukał do moich drzwi listonosz i wręczył mi prezentowany tutaj komiks byłem kompletnie zaskoczony. Nie prosiłem o niego, nie chciałem go, gdyż nie znoszę tej skretyniałej bandy, żółtych dropsów na nogach, co to uganiają się za bananami. Naprawdę nie rozumiem fenomenu Minionków, aczkolwiek jestem wstanie zrozumieć ruch wydawnictwa Bum Projekt, które cenię za wydanie serii "Mysia straż". Obstawiam jednak, że to nie baśń o myszach napędzi ich interes, a właśnie komiksy o Minionkach. Bo te żółte dropsy po prostu zawsze się sprzedadzą. Nie ma znaczenia czy coś będzie słabe, głupie albo niepotrzebne - na okładce są Minionki, to każde dziecko się na to rzuci. Skoro jednak komiks trafił w moje ręce, to postanowiłem o nim coś napisać i podejść do niego rzeczowo, odkładając na bok moją niechęć.
Raczej nikogo nie zaskoczę, że komiks jest w praktyce tym, z czym mamy do czynienia w filmach gdzie występują Minionki. Tak naprawdę jest to zlepek jednostronicowych wygłupów tych przygłupich istot, które robią to samo co w filmach. Są nieśmiertelnymi kretynami. Oczywiście na początku poznamy ich supertajną podziemną bazę, gdzie produkują mordercze bomby, rakiety i przechowują banany. Potem mamy serię głupich historyjek, pozbawionych tekstu, nie licząc liternictwa, gdzie Minionki strzelają, wybuchają, noszą ciężary i biegają za bananem. Totalnie nic nowego względem sytuacji znanych z filmów, tyle tylko że bez udziału fabularnych postaci.
Domyślam się, że wiele osób będzie to śmieszyć, ale osobiście nadal wolę sięgnąć po Smerfy, Garfielda czy Asteriksa. Czemu? Bo tam jest bardziej inteligentny humor, niż zwykłe naparzanie z działa jonowego do jabłka na głowie randomowego Minionka, o którym zapomnę zaraz po obróceniu kartki tego komiksu. Naprawdę podczas "lektury" próbowałem zrozumieć fenomen tych żółtych dropsów na nogach, ale poległem. Niemniej gdy komiks pokazałem dzieciakom znajomych, to te śmiały się jak głupie. Zatem uważam, że album swoją pracę spełnił, bowiem dał radość najmłodszym czytelnikom. A o to chyba przecież tutaj chodzi. Dlatego właśnie nie dziwi mnie taki ruch ze strony wydawnictwa, bowiem na pewno trafiła im się złota żyła.
Zatem jeśli jesteście fanami Minionków, to nawet nie muszę was namawiać do zakupu tego komiksu. Prawdopodobnie już go macie. Jeśli nie wiecie czym są Minionki, to teraz możecie poznać pełen ich potencjał głupoty. Może wam to podejdzie, albo tak jak ja szybko znienawidzicie te biegające dropsy. W moim wypadku komiks w żaden sposób nie przekonał mnie abym polubił te istoty. Ich perypetie nadal mnie nie śmieszą, a jedynie irytują. Może to ze względu na mój wiek, a może zwyczajnie wolę jak w opowieści jest jakaś fabuła. Niemniej domyślam się, że zaliczam się do mniejszości, szczególnie widząc ile osób, zwłaszcza dzieci, kocha Minionki.
Raczej nikogo nie zaskoczę, że komiks jest w praktyce tym, z czym mamy do czynienia w filmach gdzie występują Minionki. Tak naprawdę jest to zlepek jednostronicowych wygłupów tych przygłupich istot, które robią to samo co w filmach. Są nieśmiertelnymi kretynami. Oczywiście na początku poznamy ich supertajną podziemną bazę, gdzie produkują mordercze bomby, rakiety i przechowują banany. Potem mamy serię głupich historyjek, pozbawionych tekstu, nie licząc liternictwa, gdzie Minionki strzelają, wybuchają, noszą ciężary i biegają za bananem. Totalnie nic nowego względem sytuacji znanych z filmów, tyle tylko że bez udziału fabularnych postaci.
Domyślam się, że wiele osób będzie to śmieszyć, ale osobiście nadal wolę sięgnąć po Smerfy, Garfielda czy Asteriksa. Czemu? Bo tam jest bardziej inteligentny humor, niż zwykłe naparzanie z działa jonowego do jabłka na głowie randomowego Minionka, o którym zapomnę zaraz po obróceniu kartki tego komiksu. Naprawdę podczas "lektury" próbowałem zrozumieć fenomen tych żółtych dropsów na nogach, ale poległem. Niemniej gdy komiks pokazałem dzieciakom znajomych, to te śmiały się jak głupie. Zatem uważam, że album swoją pracę spełnił, bowiem dał radość najmłodszym czytelnikom. A o to chyba przecież tutaj chodzi. Dlatego właśnie nie dziwi mnie taki ruch ze strony wydawnictwa, bowiem na pewno trafiła im się złota żyła.
Zatem jeśli jesteście fanami Minionków, to nawet nie muszę was namawiać do zakupu tego komiksu. Prawdopodobnie już go macie. Jeśli nie wiecie czym są Minionki, to teraz możecie poznać pełen ich potencjał głupoty. Może wam to podejdzie, albo tak jak ja szybko znienawidzicie te biegające dropsy. W moim wypadku komiks w żaden sposób nie przekonał mnie abym polubił te istoty. Ich perypetie nadal mnie nie śmieszą, a jedynie irytują. Może to ze względu na mój wiek, a może zwyczajnie wolę jak w opowieści jest jakaś fabuła. Niemniej domyślam się, że zaliczam się do mniejszości, szczególnie widząc ile osób, zwłaszcza dzieci, kocha Minionki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz