"Niesłychane losy Ivana Kotowicza", to jeden z ciekawszych komiksów polskich autorów, który ma naprawdę dobry pomysł na siebie. Oto świat Rosji Radzieckiej, zamieszkiwanej przez antropomorficzne zwierząt, ludzi, dziwną formę nieumarłych, zaś w ziemi można znaleźć dziwną substancję zwana Stalinium. Ludzie w większości nie mogą jej spożywać bo wariują, ale antropomorfy są bardziej odporne na jej działanie. Jest nim tytułowy Ivan Kotowicz, którego ogólnie każda ze stron obecnego konfliktu wykorzystuje jak tylko się da. Jedni kryją się z tym lepiej inni gorzej, ale cel jest dość jasny - władza. Ivan stracił już ojca i kilkoro przyjaciół, a jego zdolności się nasiliły. Do tego po ostatnich wydarzeniach nękają go dziwne wizje. Wyrusza zatem do swej rodzinnej wsi, gdzie ma odnaleźć ich źródło i poznać prawdziwą naturę Stalinium.
Przyznaję, że sama koncepcja tajemniczej, czerwonej substancji jest naprawdę ciekawa. Jest ona jednym z rdzeni fabuły, gdyż nasz futrzak ma z nią styczność niemal od samego początku. Teraz w końcu poznamy jej genezę i kolejne możliwości, o wiele silniejsze niż przewidywanie ruchów przeciwnika. Sama historia tajemniczego zakonu, dobrze łączy się ze znaną nam z szkolnych podręczników historią Rosji. Zarówno Carskiej jak i Radzieckiej. Na tym polu jest naprawdę ciekawie, widać że scenariusz czerpie garściami z odniesień do prawdziwych postaci, ale również sporu pomiędzy religią a ludźmi nauki.
Ten drugi wątek jest tradycyjnie najmocniej rozwinięty i postać głównych "złoli" robiących Kotowicza w bambuko, dobrze oddaje realia Rosji po transformacji. Wszystko dla "wyższego dobra", dla partii i ludu pracującego na dobrobyt wszystkich, a nie tylko ka[kapitalistyczny świń. Socjalizm pełną gębą, choć scenariusz nie skupia się na aspekcie politycznym, a raczej wykorzystywaniu przez osoby wpływowe poszczególnych jednostek. W tym wypadku Kotowicza i jego kompanów. Skryte szczucie jednych przyjaciół na drugich, podkopywanie zaufania, a wszystko po to, aby mieć o nich jak najwięcej informacji. Choć to może się też obrócić w drugą stronę.
Graficznie nadal jest bardzo dobrze i raczej nikt nie powinien narzekać. Rysunki mają też sporo nawiązań do Radzieckiej Rosji, zarówno w symbolice, strojach, jak i insygniach wojskowych. Na końcu komiksu znajdziemy też spory szkicownik, pokazujący poszczególne etapy prac nad komiksem, występującymi w nim postaciami, czy poszczególnymi modelami. "Niesłychane losy Ivana Kotowicza" kończą się w tym tomie dość... spektakularnie. To chyba dobre słowo. Zapewne na kontynuację przyjdzie nam sporo poczekać, bo prace nad komiksem nie mkną z prędkością światła. Niemniej w mojej opinii warto uzbroić się w cierpliwość. Jestem ciekaw na ilu tomach ostatecznie zakończy się przygoda naszego sierściucha i czy pozna on wreszcie całą prawdę o swym ojcu.
Przyznaję, że sama koncepcja tajemniczej, czerwonej substancji jest naprawdę ciekawa. Jest ona jednym z rdzeni fabuły, gdyż nasz futrzak ma z nią styczność niemal od samego początku. Teraz w końcu poznamy jej genezę i kolejne możliwości, o wiele silniejsze niż przewidywanie ruchów przeciwnika. Sama historia tajemniczego zakonu, dobrze łączy się ze znaną nam z szkolnych podręczników historią Rosji. Zarówno Carskiej jak i Radzieckiej. Na tym polu jest naprawdę ciekawie, widać że scenariusz czerpie garściami z odniesień do prawdziwych postaci, ale również sporu pomiędzy religią a ludźmi nauki.
Ten drugi wątek jest tradycyjnie najmocniej rozwinięty i postać głównych "złoli" robiących Kotowicza w bambuko, dobrze oddaje realia Rosji po transformacji. Wszystko dla "wyższego dobra", dla partii i ludu pracującego na dobrobyt wszystkich, a nie tylko ka[kapitalistyczny świń. Socjalizm pełną gębą, choć scenariusz nie skupia się na aspekcie politycznym, a raczej wykorzystywaniu przez osoby wpływowe poszczególnych jednostek. W tym wypadku Kotowicza i jego kompanów. Skryte szczucie jednych przyjaciół na drugich, podkopywanie zaufania, a wszystko po to, aby mieć o nich jak najwięcej informacji. Choć to może się też obrócić w drugą stronę.
Graficznie nadal jest bardzo dobrze i raczej nikt nie powinien narzekać. Rysunki mają też sporo nawiązań do Radzieckiej Rosji, zarówno w symbolice, strojach, jak i insygniach wojskowych. Na końcu komiksu znajdziemy też spory szkicownik, pokazujący poszczególne etapy prac nad komiksem, występującymi w nim postaciami, czy poszczególnymi modelami. "Niesłychane losy Ivana Kotowicza" kończą się w tym tomie dość... spektakularnie. To chyba dobre słowo. Zapewne na kontynuację przyjdzie nam sporo poczekać, bo prace nad komiksem nie mkną z prędkością światła. Niemniej w mojej opinii warto uzbroić się w cierpliwość. Jestem ciekaw na ilu tomach ostatecznie zakończy się przygoda naszego sierściucha i czy pozna on wreszcie całą prawdę o swym ojcu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz