4 kwietnia 2019

Deadpool Classic #4

Serię "Deadpool Classic" przyjąłem dość chłodno, jednak głównie z powodu scenariusza. Wiecie, ciężko człowiekowi, który od lat siedzi w świetnie napisanych komiksach, przestawić się nagle na koszmarki, rządzące się w latach 80-tych i 90-tych XX wieku. Owszem, znajdziemy z tamtego okresu sporo perełek, ale pierwsze komiksy z Deadpoolem, zdecydowanie się do nich nie zaliczają. Czwarty tom tej serii, jest jednak, przynajmniej dla mnie, do pewnego stopnia lepszy. Otóż poznajemy tutaj pochodzenie tej postaci, to jak zyskała swe moce i jej pierwszego nemezis imieniem Attending/A-Man lub po prostu Francis. Tak, ten Francis, znany też jako Ajax, który wystąpił w filmie z 2016 roku. W praktyce ta ksywa też występuje w serii komiksowej. Właśnie na tym rozdziale skupię się w niniejszym materiale, bowiem reszta to zwykła nuda.

To czego brakowało mi w filmie z 2016, to postać Śmierci. Ta występuje na łamach komiksu często i gęsto, a Wade Wilson nie tylko ją widzi nim w ogóle powinien, ale też ma z nią... romans. Tak, dobrze czytacie. To ten typ faceta, który zaliczył śmierć. Dosłownie. Na szczęście dla czytelników, a może ku ich rozczarowaniu, nie dane nam będzie tego doświadczyć w tym albumie, choć na sieci spokojnie znajdziecie miłosne sceny Kostuchy i jej wygadanego kochanka. Jak to mawiają starzy ludzie, czyli ci po trzydziestce, Miłość jest ślepa. Niemniej wspomniany wątek jest tutaj naprawdę ciekawie rozpisany, a i przemiana Wade'a Wilsona w Deadpoola, tez wypada świetnie. W mojej opinii dużo ciekawiej niż w wspomnianym wcześniej filmie.

Co prawda główny wątek z laboratorium, rakiem, eksperymentami i tak dalej pozostał, ale w komiksie po prostu nie nuży. Wilson ma tutaj też coś więcej do powiedzenia, niż tylko puste frazesy, gdy siedzi zamknięty w komorze. Do tego powód dla którego czynnik gojący się w nim w pełni aktywował, też jest ciekawiej przedstawiony. Gdy już przebrniemy przez fragment z przemiana, mamy powrót na główne tory serii i walkę Deadpoola z Ajaxem. Tak po prawdzie troszkę bym ja skrócił, bo czasem kąśliwe uwagi tej dwójki, podczas gdy rozwalali wszystko wokół siebie, zaczynały mnie nudzić.

Następna historia znowu rzuca nas na starych przeciwników Deadpoola z Dixonem na czele. Ma on odegrać swoją rolę w walce z Tiamatem, przyzwaniem Mithry i powstrzymaniem ogromnej siły mającej zniszczyć życie. Gdyby wywalić połowę nudnych dialogów i skrócić część scen batalistycznych, to byłoby to nawet znośne, a tak jest nudne. I tak wiemy jak to się musi skończyć, więc po cholerę przeciągać całość na dodatkowe zeszyty. Ostatecznie tylko kilka razy zaśmiałem się pod nosem, gdy Deadpool rzucił jakąś kąśliwą uwagę, ale przez większość lektury przysypiałem. Koniec końców finał mógł być tylko jeden i się sprawdził co do joty. Mimo wszystko uznaję, ze warto było poświęcić czas tej pozycji. Poznałem nie tylko ciekawie napisane pochodzenie Deadpoola, ale też widzę, jak ten bohater rozwijał się w trakcie swoich przygód. Choć czasem słowo "rozwijał" zastąpił bym "stał w miejscu". 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz