Gdy "This War of Mine", polskiego studia 11 Bit Studios, pojawiła się jesienią 2014 roku na Steam, z miejsca podbiła serca graczy. Czemu? Bo była inna. Jest to ten przedstawiciel, bardzo nielicznego grona gier, który stara się ukazać realny koszmar wojny. Zamiast ponownie wchodzić w kamasze maszyny do zabijania, mającej po kilku misjach więcej trupów na koncie niż cały batalion Marines po roku walki w Afganistanie, gracz steruje poczynaniami cywilów. Zadanie jest jedno - przetrwać okupację miasta. Jest to nie tylko trudne, ale też budzi w graczu wiele rozterek moralnych, bowiem nie zawsze to, co robimy jest tak naprawdę dobre.
W ten tytuł zagrałem dość późno, bowiem dopiero w 2016 roku. Zakupiłem go podczas jednej z akcji wyprzedażowych na Steam i nie żałuje. Dotąd nie nabyłem jeszcze rozszerzenia "Stories" zawierającego nowe historie oraz opcje. Nie udało mi się też przejść gry w jej najtrudniejszej kombinacji, czyli wysoki poziom konfliktu, czas oblężenia 90 dni i ciężka, długa zima, na samym początku rozgrywki. Serio, to wymaga już naprawdę potężnych umiejętności logistycznych, a znajomość poszczególnych lokacji bardzo się tutaj przydaje. Mimo naprawdę mocnego tematu oraz skłonienia gracza do refleksji, "This War of Mine" to nadal gra. Mroczna gra, ale jej cel jest jeden - dać rozrywkę, nie ważne jak w tym wypadku makabrycznie to brzmi. Dlatego zaliczenie tego tytułu na najwyższym poziomie, jest w praktyce możliwe przy kolejnym podejściu, gdy doskonale wiemy, jakie zasoby oraz zagrożenia zawierają poszczególne miejsca.
Pozostawiając jednak już powyższy element na boku, to sama gra poważnie daje nam do myślenia. Przynajmniej tak było w moim wypadku. Wiecie, gracze z natury nie są urodzonymi mordercami, co media głównego nurtu starają się wcisnąć społeczeństwu za wszelką cenę. Wszelkie badania wskazują, że gracz podczas zabawy w grach fabularnych, głównie mam tu na myśli tytuły RPG w różnej postaci, wykazuje się ogromnym poziomem empatii. Owszem, gdy się da bezkarnie obrobić jakąś placówkę bandytów, to wparujemy tam niczym Arnold w "Komando" i wytniemy wszystkich w pień, a następnie złupimy każdą przerdzewiała skrzynkę. Z drugiej jednak strony gdy sytuacja jest już dwuznaczna, to mamy wątpliwości. Zostawić kogoś na pastwę losu, czy jednak pomóc. Najczęściej wybieramy to drugie. Czasem z pobudek egoistycznych, licząc na nagrodę w późniejszej części gry, ale nieraz stajemy w sytuacji, gdzie po prostu czulibyśmy się niczym kupa gówna, gdybyśmy komuś nie podali pomocnej dłoni.
"This War of Mine" stawia nas jednak przed niemal samymi takimi wyborami. Tutaj nasi bohaterowie są ofiarami i muszą jakoś przeżyć w ruinach domu, gdzie znaleźli schronienie. Potrzebujemy żywności, leków, opału, narzędzi, materiałów budowlanych, tak samo jak nasi sąsiedzi. Do tego dochodzą szabrownicy, którymi sami też jesteśmy. Tylko od nas zależy, czy będziemy okradać wojskowych, szpital, albo staruszków. Możemy zamiast tego poświęcić więcej czasu na zbieranie złomu, przerobić go na użyteczne narzędzia, zacząć produkcję żywności i ziół na dużą skalę, po to aby móc handlować z innymi. Tutaj jednak pojawia się problem - czas.
Wykreowanie powyższego scenariusza jest czasochłonne i mimo wszystko nieco ryzykowne. Może nam zabraknąć materiałów do budowy szklarni, lub opału do pieca. Rabusie mogą przyjść i nas okraść, a morale w naszej, ze się tak wyrażę, drużynie, gra kluczową rolę. Do tego przychodzą do ans sąsiedzi i proszą o pomoc, a to w połączeniu z świetnie napisanym scenariuszem, potrafi wręcz ścisnąć za serce. Wiecie, grałem w ten tytuł bodaj z sześć razy, z czego tylko dwie rozgrywki udało mi się ukończyć z sukcesem i jedną z połowicznym sukcesem, gdyż dwie z moich postaci zginęły (jedna podczas nocnej eskapady, a druga popełniła samobójstwo). W trzech pozostałych przypadkach przegrałem, gdyż zabrakło mi zapasów lub podczas napadu moje postacie zostały ciężko ranne. Do tego dochodziły choroby i zimno, czyli mieszanka zabójcza. Jednak gdy na scenie pojawiały się dzieci, proszące o pomoc i leki dla ich matki, a ja sam takowych nie posiadałem, autentycznie chciało mi się ryczeć.
Owszem, mechanika gry sprawia, ze jeśli pomagamy sobie wzajemnie to czasem dostaniemy jakiś bonus, bo sąsiedzi w podzięce przyjdą do nas, dzieląc się amunicją, lekami czy opatrunkami. To naprawdę buduje na duchu i pozwala przejść przez ten tytuł z pewnego rodzaju nadzieją. Sami też możemy wspierać bezinteresownie szpital, co również przekłada się na naszą reputację, morale drużyny i tak dalej. Niemniej da się tutaj trochę oszukać, choć nie jestem pewien, czy w trakcie wojny takie sytuacje nie były na porządku dziennym. Otóż możemy się zakraść do danego przybytku, obrobić go niemal do zera, nawiać i wrócić kolejnej nocy jako zbawca, dzieląc się "naszymi" towarami z potrzebującymi. Nie powiem, aby była to chwalebna taktyka, ale sam ją czasem stosowałem, choć nie napawało mnie to dumą. Pozwalało mi to jednak przetrwać kluczowy okres, zdobyć cenny czas na budowę innych obiektów bazie, aby w późniejszym etapie gry po prostu "odpokutować" swój czyn i przekazać ofiarom zadośćuczynienie w postaci zasobów. Oczywiście pod warunkiem, że do tego czasu nie pomarły z głodu, bo i takie sceny mają miejsce w tej grze.
Jeśli jesteśmy cierpliwi to nasza kwatera zamieni się w prawdziwą fortecę, do tego niemal samowystarczalną. Co kilka dni zjawia się bowiem handlarz, o ile sytuacja w mieście na to pozwala. Można u niego choćby za papierosy, kupić masę przydatnych rzeczy. Tak naprawdę bez niego czasami stałem w miejscu, bo był on moim głównym dostawcą tytoniu, drewna oraz drobiazgów, z których produkowałem leki, żywność i papierosy. Słowem, naprawdę realistyczne zobrazowanie warunków wojny.
Od strony technicznej i audiowizualnej ta gra nie zestarzeje się chyba nigdy. Brzmi rewelacyjnie, wygląda jeszcze lepiej, a sama rozgrywka w praktyce ogranicza się do myszki. Jedyne czego gra wymaga od nas, co policzam jako ogromny plus, to odręczne zapisywanie znalezisk na danej lokacji. Sam prowadziłem za każdym razem dziennik, gdzie spisywałem stan przedmiotów w kryjówce blisko wejścia na lokację, opisywałem interakcję z lokalnymi mieszkańcami (o ile takowi byli), czy jakich elementów dodatkowego wyposażenia potrzebowałem. Było to szalenie użyteczne w miejscach gdzie łaziło sporo rebeliantów i wojska, bo ci nie mają oporów do nas strzelać. Czasami wręcz blokują dostęp do danej lokacji, a powrót z nocnej eskapady za dnia, jest szalenie ryzykowna.
Mimo kilku lat na karku, ta gra nie zestarzała się ani o dzień. Obecnie przechodzę ją po raz siódmy (60 dni, sroga zima w połowie rozgrywki, umiarkowany konflikt, samodzielnie dobrane lokacje), ale i tym razem nie udało mi się rozegrać gry na bycie w pełni szlachetnym. Znów kilka razy musiałem posunąć się do kradzieży, jednak tym razem (jak na razie) udało mi się uniknąć walki podczas nocnych eskapad. Stworzyłem spore zaplecze w kryjówce, dzięki czemu pod kątem żywności moja ekipa jest w zasadzie samowystarczalna. No niemal, bo ciągle wybywam nocą po drobiazgi i deski, aby mieć materiały na filtry, opał i papierosy. Na pewno w tym roku zakupię sobie dodatek oraz postaram się przejść grę na najwyższym poziomie trudności. Czy mi się uda? Zobaczymy.
W ten tytuł zagrałem dość późno, bowiem dopiero w 2016 roku. Zakupiłem go podczas jednej z akcji wyprzedażowych na Steam i nie żałuje. Dotąd nie nabyłem jeszcze rozszerzenia "Stories" zawierającego nowe historie oraz opcje. Nie udało mi się też przejść gry w jej najtrudniejszej kombinacji, czyli wysoki poziom konfliktu, czas oblężenia 90 dni i ciężka, długa zima, na samym początku rozgrywki. Serio, to wymaga już naprawdę potężnych umiejętności logistycznych, a znajomość poszczególnych lokacji bardzo się tutaj przydaje. Mimo naprawdę mocnego tematu oraz skłonienia gracza do refleksji, "This War of Mine" to nadal gra. Mroczna gra, ale jej cel jest jeden - dać rozrywkę, nie ważne jak w tym wypadku makabrycznie to brzmi. Dlatego zaliczenie tego tytułu na najwyższym poziomie, jest w praktyce możliwe przy kolejnym podejściu, gdy doskonale wiemy, jakie zasoby oraz zagrożenia zawierają poszczególne miejsca.
Pozostawiając jednak już powyższy element na boku, to sama gra poważnie daje nam do myślenia. Przynajmniej tak było w moim wypadku. Wiecie, gracze z natury nie są urodzonymi mordercami, co media głównego nurtu starają się wcisnąć społeczeństwu za wszelką cenę. Wszelkie badania wskazują, że gracz podczas zabawy w grach fabularnych, głównie mam tu na myśli tytuły RPG w różnej postaci, wykazuje się ogromnym poziomem empatii. Owszem, gdy się da bezkarnie obrobić jakąś placówkę bandytów, to wparujemy tam niczym Arnold w "Komando" i wytniemy wszystkich w pień, a następnie złupimy każdą przerdzewiała skrzynkę. Z drugiej jednak strony gdy sytuacja jest już dwuznaczna, to mamy wątpliwości. Zostawić kogoś na pastwę losu, czy jednak pomóc. Najczęściej wybieramy to drugie. Czasem z pobudek egoistycznych, licząc na nagrodę w późniejszej części gry, ale nieraz stajemy w sytuacji, gdzie po prostu czulibyśmy się niczym kupa gówna, gdybyśmy komuś nie podali pomocnej dłoni.
"This War of Mine" stawia nas jednak przed niemal samymi takimi wyborami. Tutaj nasi bohaterowie są ofiarami i muszą jakoś przeżyć w ruinach domu, gdzie znaleźli schronienie. Potrzebujemy żywności, leków, opału, narzędzi, materiałów budowlanych, tak samo jak nasi sąsiedzi. Do tego dochodzą szabrownicy, którymi sami też jesteśmy. Tylko od nas zależy, czy będziemy okradać wojskowych, szpital, albo staruszków. Możemy zamiast tego poświęcić więcej czasu na zbieranie złomu, przerobić go na użyteczne narzędzia, zacząć produkcję żywności i ziół na dużą skalę, po to aby móc handlować z innymi. Tutaj jednak pojawia się problem - czas.
Wykreowanie powyższego scenariusza jest czasochłonne i mimo wszystko nieco ryzykowne. Może nam zabraknąć materiałów do budowy szklarni, lub opału do pieca. Rabusie mogą przyjść i nas okraść, a morale w naszej, ze się tak wyrażę, drużynie, gra kluczową rolę. Do tego przychodzą do ans sąsiedzi i proszą o pomoc, a to w połączeniu z świetnie napisanym scenariuszem, potrafi wręcz ścisnąć za serce. Wiecie, grałem w ten tytuł bodaj z sześć razy, z czego tylko dwie rozgrywki udało mi się ukończyć z sukcesem i jedną z połowicznym sukcesem, gdyż dwie z moich postaci zginęły (jedna podczas nocnej eskapady, a druga popełniła samobójstwo). W trzech pozostałych przypadkach przegrałem, gdyż zabrakło mi zapasów lub podczas napadu moje postacie zostały ciężko ranne. Do tego dochodziły choroby i zimno, czyli mieszanka zabójcza. Jednak gdy na scenie pojawiały się dzieci, proszące o pomoc i leki dla ich matki, a ja sam takowych nie posiadałem, autentycznie chciało mi się ryczeć.
Owszem, mechanika gry sprawia, ze jeśli pomagamy sobie wzajemnie to czasem dostaniemy jakiś bonus, bo sąsiedzi w podzięce przyjdą do nas, dzieląc się amunicją, lekami czy opatrunkami. To naprawdę buduje na duchu i pozwala przejść przez ten tytuł z pewnego rodzaju nadzieją. Sami też możemy wspierać bezinteresownie szpital, co również przekłada się na naszą reputację, morale drużyny i tak dalej. Niemniej da się tutaj trochę oszukać, choć nie jestem pewien, czy w trakcie wojny takie sytuacje nie były na porządku dziennym. Otóż możemy się zakraść do danego przybytku, obrobić go niemal do zera, nawiać i wrócić kolejnej nocy jako zbawca, dzieląc się "naszymi" towarami z potrzebującymi. Nie powiem, aby była to chwalebna taktyka, ale sam ją czasem stosowałem, choć nie napawało mnie to dumą. Pozwalało mi to jednak przetrwać kluczowy okres, zdobyć cenny czas na budowę innych obiektów bazie, aby w późniejszym etapie gry po prostu "odpokutować" swój czyn i przekazać ofiarom zadośćuczynienie w postaci zasobów. Oczywiście pod warunkiem, że do tego czasu nie pomarły z głodu, bo i takie sceny mają miejsce w tej grze.
Jeśli jesteśmy cierpliwi to nasza kwatera zamieni się w prawdziwą fortecę, do tego niemal samowystarczalną. Co kilka dni zjawia się bowiem handlarz, o ile sytuacja w mieście na to pozwala. Można u niego choćby za papierosy, kupić masę przydatnych rzeczy. Tak naprawdę bez niego czasami stałem w miejscu, bo był on moim głównym dostawcą tytoniu, drewna oraz drobiazgów, z których produkowałem leki, żywność i papierosy. Słowem, naprawdę realistyczne zobrazowanie warunków wojny.
Od strony technicznej i audiowizualnej ta gra nie zestarzeje się chyba nigdy. Brzmi rewelacyjnie, wygląda jeszcze lepiej, a sama rozgrywka w praktyce ogranicza się do myszki. Jedyne czego gra wymaga od nas, co policzam jako ogromny plus, to odręczne zapisywanie znalezisk na danej lokacji. Sam prowadziłem za każdym razem dziennik, gdzie spisywałem stan przedmiotów w kryjówce blisko wejścia na lokację, opisywałem interakcję z lokalnymi mieszkańcami (o ile takowi byli), czy jakich elementów dodatkowego wyposażenia potrzebowałem. Było to szalenie użyteczne w miejscach gdzie łaziło sporo rebeliantów i wojska, bo ci nie mają oporów do nas strzelać. Czasami wręcz blokują dostęp do danej lokacji, a powrót z nocnej eskapady za dnia, jest szalenie ryzykowna.
Mimo kilku lat na karku, ta gra nie zestarzała się ani o dzień. Obecnie przechodzę ją po raz siódmy (60 dni, sroga zima w połowie rozgrywki, umiarkowany konflikt, samodzielnie dobrane lokacje), ale i tym razem nie udało mi się rozegrać gry na bycie w pełni szlachetnym. Znów kilka razy musiałem posunąć się do kradzieży, jednak tym razem (jak na razie) udało mi się uniknąć walki podczas nocnych eskapad. Stworzyłem spore zaplecze w kryjówce, dzięki czemu pod kątem żywności moja ekipa jest w zasadzie samowystarczalna. No niemal, bo ciągle wybywam nocą po drobiazgi i deski, aby mieć materiały na filtry, opał i papierosy. Na pewno w tym roku zakupię sobie dodatek oraz postaram się przejść grę na najwyższym poziomie trudności. Czy mi się uda? Zobaczymy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz