Czym jest wszechświat oczami dziecka? Nieskończenie zimnym kosmosem, pełnym gwiazd, planet i galaktyk? Gwiazdozbiorami na niebie, skrzącymi się w bezchmurną noc? A może ogromną tarczą księżyca, która ciągle się zmienia? Nie. dziecko ma tak bogatą wyobraźnię oraz spostrzegawcze oko, że dla niego wszechświat jest tuż za rogiem. Ulf Stark oraz Eva Eriksson idealnie to uchwycili. Pokazali co jest tak naprawdę ważne, na co my dorośli ludzie, przestaliśmy zwracać uwagę, dążąc za nieznanym. Problem w tym, że nie uznaliśmy dobrze własnego podwórka, a nawet samych siebie. Jak zatem mamy ogarnąć wszechświat?
Czy wieczorny spacer może zamienić się w epicką przygodę? Oczywiście, że tak. Wystarczy trochę ruszyć wyobraźnią. Ojciec postanawia, że pewnego wieczoru pokaże swemu synkowi wszechświat. Zmierzają na okoliczny pagórek, za miasteczkiem, gdzie nie przeszkadzają światła z mieszkań i sklepów. Po drodze jednak mijają sklepy, przemierzają ulice, a syn pyta "Czy to już jest wszechświat?". Ojciec, jako mądra głowa, co to wiele wie i dużo widział, odpowiada "Nie", ale czy aby na pewno?
Mam wrażenie, że osoby dorosłe w swym codziennym życiu zatraciły sporą dawkę wyobraźni. Bo przecież każde miejsce może być małym wszechświatem. Dla kota będzie to sklep ryby, którego właściciel co wieczór rzuca małe rybki bezdomnym futrzakom, dla psa każdy nieznany mu zapach, a dla dziecka zwykła łąka. Wszystkie te gwiazdy, planety oraz galaktyki, które rozświetlają niebo nocą, to piękna, choć abstrakcyjna mozaika. Po co szukać życia gdzieś w kosmosie, skoro wokoło jest go pełno i to w najróżniejszych kształtach. Nie znamy nawet dobrze własnej planety, a już chcemy podbijać kosmos.
Zatem czym jest wszechświat oczami dziecka? Jeśli dobrze interpretuję pracę Ulfa Starka, to tym co nas otacza. Cytując autora: "Ślimak z kosmosu, pełzający po kamieniu." czy "Źdźbło trawy kołysane wiatrem kosmosu.". Muszę przyznać, że w pełni się z tym zgadzam, choć od dawna jestem dorosły. Może miałem farta i nie zatraciłem w sobie do końca duszy dziecka, ale taka wizja jak to pokazał Ulf, całkowicie do mnie przemawia. Oczywiście całość zyskuje znacznie na mocy w przekazie, dzięki wspaniałym rysunkom Evy Eriksson. Na tym polu książka podoba mi się znacznie bardziej niż "Jak mama została Indianką". Styl jest inny, choć widać podobieństwa.
Polecam gorąco tą książkę, szczególnie osobom, które myślą że wiedzą wszystko. Że znają wszechświat. Ta praca pokazuje, jak bardzo się mylimy i jesteśmy ślepi na prawdziwą moc natury. Jak nasza wyobraźnia, jest ograniczona przez nabytą wiedzę, poznaną technologię oraz pragnienie zdobywania kosmosu. Skoro jednak nie poznaliśmy do końca naszej Ziemi, a przy tym nie umiemy zauważyć wszechświata znajdującego się tuż pod naszym nosem, to jak mamy podbić to, co jest dalej?
Czy wieczorny spacer może zamienić się w epicką przygodę? Oczywiście, że tak. Wystarczy trochę ruszyć wyobraźnią. Ojciec postanawia, że pewnego wieczoru pokaże swemu synkowi wszechświat. Zmierzają na okoliczny pagórek, za miasteczkiem, gdzie nie przeszkadzają światła z mieszkań i sklepów. Po drodze jednak mijają sklepy, przemierzają ulice, a syn pyta "Czy to już jest wszechświat?". Ojciec, jako mądra głowa, co to wiele wie i dużo widział, odpowiada "Nie", ale czy aby na pewno?
Mam wrażenie, że osoby dorosłe w swym codziennym życiu zatraciły sporą dawkę wyobraźni. Bo przecież każde miejsce może być małym wszechświatem. Dla kota będzie to sklep ryby, którego właściciel co wieczór rzuca małe rybki bezdomnym futrzakom, dla psa każdy nieznany mu zapach, a dla dziecka zwykła łąka. Wszystkie te gwiazdy, planety oraz galaktyki, które rozświetlają niebo nocą, to piękna, choć abstrakcyjna mozaika. Po co szukać życia gdzieś w kosmosie, skoro wokoło jest go pełno i to w najróżniejszych kształtach. Nie znamy nawet dobrze własnej planety, a już chcemy podbijać kosmos.
Zatem czym jest wszechświat oczami dziecka? Jeśli dobrze interpretuję pracę Ulfa Starka, to tym co nas otacza. Cytując autora: "Ślimak z kosmosu, pełzający po kamieniu." czy "Źdźbło trawy kołysane wiatrem kosmosu.". Muszę przyznać, że w pełni się z tym zgadzam, choć od dawna jestem dorosły. Może miałem farta i nie zatraciłem w sobie do końca duszy dziecka, ale taka wizja jak to pokazał Ulf, całkowicie do mnie przemawia. Oczywiście całość zyskuje znacznie na mocy w przekazie, dzięki wspaniałym rysunkom Evy Eriksson. Na tym polu książka podoba mi się znacznie bardziej niż "Jak mama została Indianką". Styl jest inny, choć widać podobieństwa.
Polecam gorąco tą książkę, szczególnie osobom, które myślą że wiedzą wszystko. Że znają wszechświat. Ta praca pokazuje, jak bardzo się mylimy i jesteśmy ślepi na prawdziwą moc natury. Jak nasza wyobraźnia, jest ograniczona przez nabytą wiedzę, poznaną technologię oraz pragnienie zdobywania kosmosu. Skoro jednak nie poznaliśmy do końca naszej Ziemi, a przy tym nie umiemy zauważyć wszechświata znajdującego się tuż pod naszym nosem, to jak mamy podbić to, co jest dalej?