Lancasterowie przegrali wojnę. Henryk został zamordowany w Tower, jego żona uwięziona i pozbawiona resztek nadziei, zaś ich syn zamordowany na jej oczach po przegranej bitwie. Czy wygrana Yorków zakończyła wreszcie krwawą wojnę domową? Nie. Intrygi na dworze nadal trwają, korona jest słaba, a waśń pomiędzy braćmi, szczególnie Edwardem i Jerzym, przybiera na sile. Kraj nadal pogrążony jest w chaosie, który próbuje wykorzystać Francja, zaś Ryszard nie może znaleźć swojego miejsca na ziemi. Na polecenie króla, swego brata Edwarda, zamordował Henryka w Tower. Jedyną osobę, którą naprawdę kochał, co przyszło mu z trudem, gdyż jest rozchwiany psychicznie. Niestety w życiu rodu Yorków pojawia się nowe zagrożenie - wiedźma.
Tak w mocnym skrócie prezentuje się fabula ósmego tomu serii, która, jeśli wierzyć słowom autorki, jest mniej więcej w połowie swej drogi. No trochę dalej. Kim jest tajemnicza wiedźma? To pozostawię do odkryci wam, drodzy czytelnicy. Z punktu historycznego, powiem tylko, że jest to naprawdę ciekawy zabieg. Pasuje idealnie do postaci Edwarda, ostro mąci na dworze królewskim i w głowach rozbitej arystokracji. Nie przypomina też w niczym "klasycznej", stereotypowej wiedźmy, jaką możemy znać z różnych baśni, książek oraz filmów. Innymi słowy - sporo w tej postaci realizmu. To ogromna zaleta tego albumu, jak i otwierającego się nowego cyklu w serii. Widać wyraźnie, że dostajemy zupełnie nową scenę walk o władzę, co może pójść w ciekawym kierunku. Szczególnie jeśli ktoś interesował się historią wojny Dwóch Róż, to wie jak ostatecznie się zakończyła. Aya Kanno natomiast mocno trzyma się faktów, mimo że jej opowieść to fikcja literacka.
Postać Ryszarda jest tutaj nadal silnym motywem przewodnim. Choć mam wrażenie, że nie takim, jak w poprzednich tomach. Teraz na pierwszym planie silnie zaakcentowany jest konflikt pomiędzy jego braćmi, który z każdym rozdziałem nabiera rozpędu. W praktyce to machina, której nie da się już zatrzymać i jest sprawcą śmierci. Ofiar nie ma tak dużo, co w poprzednim tomie, ale i tak krew potrafi płynąć wartkim strumieniem. Podobnie jak wino, stające się tutaj dobrą metaforą do kolejnych wydarzeń. Sam Ryszard czuje się zagubiony. Z rozkazu króla poślubił Annę, do której kiedyś zaczął żywić uczucie, niemniej nie jest to małżeństwo udane. Jego psychika to gruzowisko, nienawidzi swego wypaczonego ciała i z tego powodu żona nigdy nie widziała go nagiego. Niestety jego sekret nie jest bezpieczny, a kolejna osoba może go poznać. Pytanie tylko, co z tą wiedzą uczyni.
"Requiem Króla Róż" to nadal świetna seria. Bardzo dobrze narysowana, ale przede wszystkim świetnie napisana. To jest własnie jej największą siłą. Scenariusz. Z tego co słyszałem Aya Kanno chce zakończyć serię na 12 lub 14 tomach. W mojej opinii to dobry ruch, który mógłby otworzyć potem drogę do zupełnie nowej serii, poświęconej Tudorom. Mam szczerą nadzieję, że tak się stanie i z niecierpliwością czekam na dziewiąty album "Requiem Króla Róż". To jak kończy się ten, potrafi wprawić w lekkie osłupienie. Zatem dalsze przygody Ryszarda Yorka mogą okazać się nie tylko interesujące, ale również wyjątkowo krwawe.
Tak w mocnym skrócie prezentuje się fabula ósmego tomu serii, która, jeśli wierzyć słowom autorki, jest mniej więcej w połowie swej drogi. No trochę dalej. Kim jest tajemnicza wiedźma? To pozostawię do odkryci wam, drodzy czytelnicy. Z punktu historycznego, powiem tylko, że jest to naprawdę ciekawy zabieg. Pasuje idealnie do postaci Edwarda, ostro mąci na dworze królewskim i w głowach rozbitej arystokracji. Nie przypomina też w niczym "klasycznej", stereotypowej wiedźmy, jaką możemy znać z różnych baśni, książek oraz filmów. Innymi słowy - sporo w tej postaci realizmu. To ogromna zaleta tego albumu, jak i otwierającego się nowego cyklu w serii. Widać wyraźnie, że dostajemy zupełnie nową scenę walk o władzę, co może pójść w ciekawym kierunku. Szczególnie jeśli ktoś interesował się historią wojny Dwóch Róż, to wie jak ostatecznie się zakończyła. Aya Kanno natomiast mocno trzyma się faktów, mimo że jej opowieść to fikcja literacka.
Postać Ryszarda jest tutaj nadal silnym motywem przewodnim. Choć mam wrażenie, że nie takim, jak w poprzednich tomach. Teraz na pierwszym planie silnie zaakcentowany jest konflikt pomiędzy jego braćmi, który z każdym rozdziałem nabiera rozpędu. W praktyce to machina, której nie da się już zatrzymać i jest sprawcą śmierci. Ofiar nie ma tak dużo, co w poprzednim tomie, ale i tak krew potrafi płynąć wartkim strumieniem. Podobnie jak wino, stające się tutaj dobrą metaforą do kolejnych wydarzeń. Sam Ryszard czuje się zagubiony. Z rozkazu króla poślubił Annę, do której kiedyś zaczął żywić uczucie, niemniej nie jest to małżeństwo udane. Jego psychika to gruzowisko, nienawidzi swego wypaczonego ciała i z tego powodu żona nigdy nie widziała go nagiego. Niestety jego sekret nie jest bezpieczny, a kolejna osoba może go poznać. Pytanie tylko, co z tą wiedzą uczyni.
"Requiem Króla Róż" to nadal świetna seria. Bardzo dobrze narysowana, ale przede wszystkim świetnie napisana. To jest własnie jej największą siłą. Scenariusz. Z tego co słyszałem Aya Kanno chce zakończyć serię na 12 lub 14 tomach. W mojej opinii to dobry ruch, który mógłby otworzyć potem drogę do zupełnie nowej serii, poświęconej Tudorom. Mam szczerą nadzieję, że tak się stanie i z niecierpliwością czekam na dziewiąty album "Requiem Króla Róż". To jak kończy się ten, potrafi wprawić w lekkie osłupienie. Zatem dalsze przygody Ryszarda Yorka mogą okazać się nie tylko interesujące, ale również wyjątkowo krwawe.