W kinach właśnie leci druga część przygód Deadpoola. Zamaskowanego antybohatera, który nieraz staje po stronie uciśnionych, ratując biedne dzieci i mordując przy tym całą zgraję złych ludzi. Pierwsza część bardzo mi się podobała i dałem jej wyjątkowo wysoką ocenę, choć czasem trochę nużyła. Też byście tak zrobili, mając lufę przytkniętą do skroni :) Niemniej z ręką na sercu (Nie, to nie oznacza, że masz mi je wyciąć!!!) i czystym sumieniem mogę rzec, że druga część przygód najemnika z nawijką, jest znakomita. To jedna z najlepszych satyr kina akcji, superhero oraz romansideł, jakie widziałem. Do tego jest krwawo, brutalnie, a fabuła ma więcej sensu niż mogłem się spodziewać. Choć kilka razy scenarzyści się nie popisali, co skarcił nawet sam tytułowy bohater.
P.S. Jako, że autor tego, pożal się Boże, bloga jest mało kompetentny, postanowiłem mu pomóc w jego misji szerzenia kultury. Nim przejdziecie do dalszej części tekstu, kliknijcie w obrazek po lewej i oddajcie się przyjemności.
Powiedzmy to na głos - Ryan Reynolds to autentyczny Deadpool. Ten aktor wręcz urodził się dla tej roli i wczuł po prostu perfekcyjnie. Ogromne brawa należą mu się za to, jak Deadpool przeskakuje pomiędzy tym co dzieje się w filmie, a łamaniem czwartej ściany. Raz rozmawia z widzami, a zaraz potem, niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki (Hehehe...) (Debil.) jest znów "tylko" postacią z filmu. Taka zabawa trwa przez cały seans i czwarta ściana jest łamana bardzo często. Buduje to świetny klimat, szczególnie gdy doprawia się go "scenami zza kulis". Motyw w szkole Xaviera, odnośnie pustych korytarzy jest obłędny. Film w zasadzie kręci się wokół tytułowej postaci, co ma swoje wady i zalety.... (Przecież napisałem, że ma też zalety... to mój tekst... ANI SIĘ WAŻ!!!)
Film kręci się wokół tytułowej postaci, co jest jego ogromnym atutem, choć ma to... (Jeszcze NIC nie napisałem... dobra, niech ci będzie. Mały kutas.). Ma to swoją cenę. Niestety część postaci drugoplanowych posiada mniejszą ilość czasu ekranowego, niż bym chciał. Szczególnie dotyczy to Domino, o której kilka słów więcej, napiszę za chwilę (Nie jestem rasistą!). Tutaj warto wspomnieć, że zwiastun filmu został zaprojektowany rewelacyjnie, bowiem wprowadza widza w nie mały błąd. To jak wygląda pierwsza misja X-Force jest obłędne. Niemal płakałem ze śmiechu, co w kinie naprawdę sporadycznie mi się zdarza. Poziom gagów sytuacyjnych, wyśmiewania przydługich przemów, dramatycznych scen śmierci albo utraconej miłości, jest istnym majstersztykiem. Normalnie w takich sytuacjach widownia chlipie, ewentualnie ziewa z nudów, tutaj zaś śmieje się do rozpuku. Na dokładkę otrzymujemy intro rodem z filmów o przygodach agenta 007, gdzie w tle leci piosenka "Ashes" w wykonaniu Celine Dion. W moim odczuciu okazało się to o wiele lepszym otwarciem filmu, niż w przypadku drugiej części. Szczególnie po początkowej scenie z udziałem figurki Logana.
Ogromną zaletą produkcji jest to, jak w umiejętny sposób nabija się z wielu aspektów poprawności politycznej czy trendów w Hollywood. Dostało się wciskaniu pewnej grupy postaci na siłę, choćby na przykładzie dziewczyny jednej z bohaterek. Jej rola jest krótka, kobieta prawie nic nie mówi, a i tak widz wyłapie całą masę podtekstów kierowanych pod ich adresem. Czysta słodycz. Podobnie jest z rasizmem, tutaj oczywiście na przykładzie Domino, przy czym scenarzyści Rhett Reese i Paul Wernick zrobili to po mistrzowsku. Gdy ogłoszono kto wcieli się w tą postać, od razu zagrzmiało w sieci. Mulatka z afro, do tego strasznie młoda, zamiast dorosłej, ponętnej i zabójczej gotki o kredowo białej skórze. Sam nie byłem zachwycony (Przyznajesz zatem, że jesteś...) (Spierdalaj), bowiem wcześniejsze kreacje Zazie Beetz nie zachęciły mnie do obserwowania dalszych poczynań tej aktorki na ekranie. Dla mnie grała co najwyżej poprawnie w serialu "Atlanta", zaś jej rolę w "Geostorm" po prostu przemilczę. Tutaj natomiast bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła, bo nie tylko stanęła (Hehehe...) (Boże, daj mi siłę) na wysokości zadania, ale też uważam, że dano jej zdecydowanie za mało czasu ekranowego. W tym momencie pojawia się też wspomniany geniusz scenarzystów, bowiem wszelkie gagi odnośnie rasizmu, nie są ani razu kierowane do aktorki grającej Domino. Co więcej, nawet jej nie dotykają, gdy Deadpool przylepia łatkę rasisty innej postaci. Czysta perfekcja.
Trzeba też poświęcić kilka słów Cabelowi. Josh Brolin wypadł w tej roli idealnie, wprowadzając do fabuły filmu autentyczny dramatyzm sytuacyjny. Ciekawie łączy się to z parodystycznymi wypowiedziami Deadpoola, szczególnie gdy ten zaczyna łamać czwartą ścianę. Jest też sporo zestawień z komiksowym wizerunkiem Cabela. Ogólnie fani X-Men powinni wyłapać całą masę smaczków, szczególnie jeśli czytali też "Deadpool Classic". Sam Cabel jest bardzo dobrze napisany, ma sensowne kwestie dialogowe i widz w pełni rozumie jegomotywację mordercze skłonności do dzieciobójstwa. Tutaj znów pojawia się ten sam zarzut co przy Domino - za mało tej postaci na ekranie. Aż się prosi, aby ta parka miała osobny film, gdzie to Deadpool będzie bohaterem drugo-, a może nawet trzecioplanowym. Ich mentorem na drodze pokoju i miłości.
Jeśli idzie o oprawę wizualną i dźwiękową, to widać wyraźnie, że produkcja miała dużo większy budżet niż pierwsza część. Sceny CGI, scenografie, kostiumy i cała reszta stoją na o wiele lepszym poziomie, choć niestety niezbyt równym. Miejscami efekty komputerowe są bardzo sztuczne, co komentuje tytułowy bohater. Z tego powodu zastanawiam się, czy nie był to zabieg celowy. Nawet jeśli, to i tak mógł występować rzadziej. Natomiast tym razem dostajemy o wiele więcej scen batalistycznych, które są bardzo krwawe. Standardem są latające kończyny, rozrywane ciała, fontanny krwi i tak dalej. Świetnie to połączono z szybką regeneracją Deadpoola, co zresztą wykorzystano mocno w samej fabule. Muzycznie jest kompletny miks gatunków, co również wypada na plus. Warto poczekać do samego końca napisów, bowiem ostatnia piosenka zwala z nóg. Podczas seansu, niemal wszyscy widzowie na sali zostali do tego momentu i płakali ze śmiechu.
"Deadpool 2" nie jest filmem idea... (Ej, ej, ej... gdzie z tym mieczem). Jest to film rewelacyjny, zaś w swoim gatunku, jako pastisz (prawie) idealny. Jeśli kolejne produkcjez tym bohaterem(Au!!! Dobra, dobra, już zmieniam.) z tym antybohaterem będą na takim poziomie, to może powstać i dziesięć filmów. Każdy chętnie obejrzę w kinie. Dla mnie jest to jeden z najlepszych, a ostatnimi laty najciekawszy, film z gatunku superhero. Pokonał go chyba tylko "Logan" (LIZUS!!!). Nie jest to humor dla każdego, ale mimo wszystko warto zaryzykować. Jak sam Deadpool mówi na początku produkcji - jest to kino czysto familijne. I jeśli się nad tym zastanowić, nie żartował.
P.S. Jako, że autor tego, pożal się Boże, bloga jest mało kompetentny, postanowiłem mu pomóc w jego misji szerzenia kultury. Nim przejdziecie do dalszej części tekstu, kliknijcie w obrazek po lewej i oddajcie się przyjemności.
Powiedzmy to na głos - Ryan Reynolds to autentyczny Deadpool. Ten aktor wręcz urodził się dla tej roli i wczuł po prostu perfekcyjnie. Ogromne brawa należą mu się za to, jak Deadpool przeskakuje pomiędzy tym co dzieje się w filmie, a łamaniem czwartej ściany. Raz rozmawia z widzami, a zaraz potem, niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki (Hehehe...) (Debil.) jest znów "tylko" postacią z filmu. Taka zabawa trwa przez cały seans i czwarta ściana jest łamana bardzo często. Buduje to świetny klimat, szczególnie gdy doprawia się go "scenami zza kulis". Motyw w szkole Xaviera, odnośnie pustych korytarzy jest obłędny.
Film kręci się wokół tytułowej postaci, co jest jego ogromnym atutem, choć ma to... (Jeszcze NIC nie napisałem... dobra, niech ci będzie. Mały kutas.). Ma to swoją cenę. Niestety część postaci drugoplanowych posiada mniejszą ilość czasu ekranowego, niż bym chciał. Szczególnie dotyczy to Domino, o której kilka słów więcej, napiszę za chwilę (Nie jestem rasistą!). Tutaj warto wspomnieć, że zwiastun filmu został zaprojektowany rewelacyjnie, bowiem wprowadza widza w nie mały błąd. To jak wygląda pierwsza misja X-Force jest obłędne. Niemal płakałem ze śmiechu, co w kinie naprawdę sporadycznie mi się zdarza. Poziom gagów sytuacyjnych, wyśmiewania przydługich przemów, dramatycznych scen śmierci albo utraconej miłości, jest istnym majstersztykiem. Normalnie w takich sytuacjach widownia chlipie, ewentualnie ziewa z nudów, tutaj zaś śmieje się do rozpuku. Na dokładkę otrzymujemy intro rodem z filmów o przygodach agenta 007, gdzie w tle leci piosenka "Ashes" w wykonaniu Celine Dion. W moim odczuciu okazało się to o wiele lepszym otwarciem filmu, niż w przypadku drugiej części. Szczególnie po początkowej scenie z udziałem figurki Logana.
Ogromną zaletą produkcji jest to, jak w umiejętny sposób nabija się z wielu aspektów poprawności politycznej czy trendów w Hollywood. Dostało się wciskaniu pewnej grupy postaci na siłę, choćby na przykładzie dziewczyny jednej z bohaterek. Jej rola jest krótka, kobieta prawie nic nie mówi, a i tak widz wyłapie całą masę podtekstów kierowanych pod ich adresem. Czysta słodycz. Podobnie jest z rasizmem, tutaj oczywiście na przykładzie Domino, przy czym scenarzyści Rhett Reese i Paul Wernick zrobili to po mistrzowsku. Gdy ogłoszono kto wcieli się w tą postać, od razu zagrzmiało w sieci. Mulatka z afro, do tego strasznie młoda, zamiast dorosłej, ponętnej i zabójczej gotki o kredowo białej skórze. Sam nie byłem zachwycony (Przyznajesz zatem, że jesteś...) (Spierdalaj), bowiem wcześniejsze kreacje Zazie Beetz nie zachęciły mnie do obserwowania dalszych poczynań tej aktorki na ekranie. Dla mnie grała co najwyżej poprawnie w serialu "Atlanta", zaś jej rolę w "Geostorm" po prostu przemilczę. Tutaj natomiast bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła, bo nie tylko stanęła (Hehehe...) (Boże, daj mi siłę) na wysokości zadania, ale też uważam, że dano jej zdecydowanie za mało czasu ekranowego. W tym momencie pojawia się też wspomniany geniusz scenarzystów, bowiem wszelkie gagi odnośnie rasizmu, nie są ani razu kierowane do aktorki grającej Domino. Co więcej, nawet jej nie dotykają, gdy Deadpool przylepia łatkę rasisty innej postaci. Czysta perfekcja.
Trzeba też poświęcić kilka słów Cabelowi. Josh Brolin wypadł w tej roli idealnie, wprowadzając do fabuły filmu autentyczny dramatyzm sytuacyjny. Ciekawie łączy się to z parodystycznymi wypowiedziami Deadpoola, szczególnie gdy ten zaczyna łamać czwartą ścianę. Jest też sporo zestawień z komiksowym wizerunkiem Cabela. Ogólnie fani X-Men powinni wyłapać całą masę smaczków, szczególnie jeśli czytali też "Deadpool Classic". Sam Cabel jest bardzo dobrze napisany, ma sensowne kwestie dialogowe i widz w pełni rozumie jego
Jeśli idzie o oprawę wizualną i dźwiękową, to widać wyraźnie, że produkcja miała dużo większy budżet niż pierwsza część. Sceny CGI, scenografie, kostiumy i cała reszta stoją na o wiele lepszym poziomie, choć niestety niezbyt równym. Miejscami efekty komputerowe są bardzo sztuczne, co komentuje tytułowy bohater. Z tego powodu zastanawiam się, czy nie był to zabieg celowy. Nawet jeśli, to i tak mógł występować rzadziej. Natomiast tym razem dostajemy o wiele więcej scen batalistycznych, które są bardzo krwawe. Standardem są latające kończyny, rozrywane ciała, fontanny krwi i tak dalej. Świetnie to połączono z szybką regeneracją Deadpoola, co zresztą wykorzystano mocno w samej fabule. Muzycznie jest kompletny miks gatunków, co również wypada na plus. Warto poczekać do samego końca napisów, bowiem ostatnia piosenka zwala z nóg. Podczas seansu, niemal wszyscy widzowie na sali zostali do tego momentu i płakali ze śmiechu.
"Deadpool 2" nie jest filmem idea... (Ej, ej, ej... gdzie z tym mieczem). Jest to film rewelacyjny, zaś w swoim gatunku, jako pastisz (prawie) idealny. Jeśli kolejne produkcje