28 października 2017

Blade Runner

Gdy w 1982 roku do amerykańskich kin zawitał "Blade Runner", u nas znany pod tytułem "Łowca androidów", to nie odniósł kasowego sukcesu. Musiało minąć wiele lat, zanim dzieło Ridley'a Scotta, zyskało większą grupę widzów i zaczęło przynosić zysk. Obecnie urosło do miana legendy, w pewnym sensie zresztą zasłużenie, gdyż na polu technicznym film jest ponadczasowy. dziś widać to zresztą najdobitniej. Kiedy odpaliłem sobie ten film na DVD, to panorama skąpanego w neonach i deszczu miasta budzi nadal takie samo, zapierające dech w piersi, wrażenie. Dlaczego zatem "Blade Runner" poległ? W mojej, skromnej opinii, gdyż był za trudny. Mamy tutaj bowiem do czynienia z rasowym dramatem psychologicznym, nie zaś typowym przedstawicielem kina Science Fiction, w którym dominuje wartka akcja. Tylko pytanie: Czy scenariusz na pewno nie ma żadnych uchybień? Niestety, kilka posiada.

Akcja filmu dzieje się w Los Angeles w 2019 roku. Ludzie od lat wykorzystują do ciężkiej pracy replikantów - biomaszyny, będące w praktyce sztucznie wyhodowanymi, dorosłymi osobnikami, o ograniczonej długości życia, z zaprogramowanymi wspomnieniami. Większość replikantów wypełnia posłusznie swój program, gdyż są pozbawieni wolnej woli. Jednak gdy na świat przychodzi szósta generacja, ich zachowanie się zmienia. Pewna grupa postanawia rzucić wyzwanie losowi i przedłużyć swój byt. Pozostawiają za sobą szlak trupów, a do ich schwytania departament policji wynajmuje Ricka Deckarda (Harrison Ford). człowieka należącego do elitarnego oddziału Blade Runner - Łowcę androidów.

Podstawowe pytanie, które przemyka co chwilę w tym filmie to: Jak ocenić czy ktoś jest żywy, czy też nie? Oczywiście ma to odniesienie względem ludzi i sztucznie wyhodowanych replikantów. Ci drudzy są silniejsi, szybsi i odporniejsi, a do tego często inteligentniejsi. Stanowią zatem naturalne zagrożenie dla gatunku ludzkiego, który jest ułomny w swej istocie. Jednak replikant, poza wdrożonym mu do mózgu programem i zakodowanym w DNA czasie życia, biologicznie przypomina niemal całkowicie człowieka. Krwawi, odczuwa ból, poci się, ale nie posiada uczuć. Przynajmniej zdaniem ich twórców. Każda maszyna, jednak z czasem się buntuje, a jeśli jest zbyt podobna do swego stwórcy, może go zastąpić.


Film poniekąd stara się to pokazać i odpowiedzieć na zadane w nim pytania natury egzystencjalnej. Niestety czasem robi to nieudolnie. Główny antagonista, białowłosy replikant imieniem Roy Batty (Rutger Hauer), poza kilkoma scenami zachowuje się nielogicznie. Słowem przeczy temu o czym sam mówi. Doskonale wypada scena finałowa z jego udziałem oraz kilka scen gdy stara się dotrzeć do swego stwórcy i szefa korporacji odpowiadającej za produkcję jego "gatunku", ale poza tym wypada on średnio. Jeszcze gorzej na jego tle spisuje się reszta grupy ściganej przez Deckarda. Z tego powodu widz może zapomnieć o postawionych pytaniach i pogubić się tym samym w drugiej połowie filmu. 

Na dokładkę mamy kilka zdecydowanie za długich pauz. Co prawda sam montaż oraz zdjęcia są perfekcyjne, ale pauzy pomiędzy scenami nieraz zamieniają się w dłużyzny. Straszliwie to męczy, powodując wręcz znużenie u widza i rozmienia film na drobne. Z tego też powodu, mniej cierpliwi odbiorcy mogą go porzucić w trakcie seansu lub kompletnie nie zrozumieć zakończenia. Jest ono bardzo dobrze napisane i głębokie, ale zarazem trudne, jeśli nie oglądało się filmu z dużą uwagą.


Dużo dobrych słów należy jednak powiedzieć o warstwie wizualnej oraz muzycznej. W tym drugim wypadku kompozytorem był Vangelis, który stworzył też ścieżki dźwiękowe do takich arcydzieł jak "1492: Wyprawa do raju", "Bunt na Bounty" czy pierwszego "Candyman". Muzyka jest mroczna, często depresyjna i potęgująca napięcie oczekiwania. W filmie mamy też dużo "cichych" scen, ale mają one miejsce głównie przy przedłużających się pauzach. Wtedy zamiast muzyki na pierwszy plan wchodzą dźwięki otoczenia i brzmi to świetnie. No do czasu, aż scena nie zacznie się przedłużać. 

Jeśli zaś idzie o efekty specjalne to dominują tutaj makiety, co w latach 80-tych było normą. Są jednak wykonane po mistrzowsku i śmiem twierdzić, że nigdy się nie zestarzeją. Mimo upływu kilku dekad nadal cieszą oko i chciałbym aby nowe produkcje brały przykład z takich filmów jak "Blade Runner". Przynajmniej na tym polu. Również bardzo dopracowane są scenografie, wnętrza pomieszczeń oraz same stroje. Całość skąpano w strugach deszczu, który często towarzyszy widzowi w tym filmie. 


"Blade Runner" nie jest filmem doskonałym, ale w pełni zasługuje na swoje miano legendy. To bardzo trudna produkcja, skierowana raczej do wąskiej grupy odbiorców, lubiącej kino psychologiczne. Mamy tutaj temat wałkowany co prawda od lat, ale jakby nie patrzeć dzieło Ridley'a Scotta powstało na bazie książki "Czy androidy śnią o elektronicznych owcach" z 1968 roku. Jeśli spojrzeć na to z tej strony, to film jest faktycznie ponadczasowy. Osobiście lubię wracać do tej produkcji, choć nie uznaję jej za najważniejszą w temacie, który porusza. Bardziej tu do mnie przemawia "Człowiek przyszłości" z Robinem Williamsem z 1999 roku. Jednak i tak wracam do mrocznego Los Angeles, aby jeszcze raz zobaczyć jak Deckar podejmuje najsłuszniejszą decyzję w całym swoim życiu.

Film legalnie dostępny na serwisie CDA, w usłudze Premium.