2 lipca 2017

Bajka na końcu świata #1: Ostatni ogród

Kultura Gniewu wielokrotnie mnie zaskoczyła swoimi komiksami. Najczęściej pozytywnie, a na mojej półce w domowej bibliotece gości sporo tytułów jakie wydali. Gdy sięgałem po "Bajkę na końcu świata", byłem absolutnie pewien, że trafi ona do mojej kolekcji. Co więcej, dałbym sobie za to obie ręce uciąć i... teraz nie miałbym rąk. Nie mówię na starcie, że komiks jest zły. Wręcz przeciwnie - jako specyficzna opowieść dla dzieci wypada naprawdę dobrze. Do tego unikalny klimat, nawiązujący  do obrazków rodem z "Fallouta" czy innych gier umieszczonych w świecie po nuklearnej apokalipsie. Mimo to, całość mnie nie porwała, choć nie żałuję czasu poświęconemu na lekturę. Czemu? Odpowiedź znajdziecie poniżej.

Tytułowa Bajka to pies towarzyszący młodej dziewczynce, która podąża za światłami szukając rodziców. Już w tym momencie dostajemy prztyczka w nos, ponieważ tych rzeczy dowiadujemy się później co spada na czytelnika dość nagle. Ot tak ni z gruszki ni z pietruszki zostajemy o tym poinformowani. Brak tutaj jakiegoś wstępu czy wyjaśnienia czemu świat szlag trafił, dlaczego dziecko umie rozmawiać ze zwierzętami oraz czy wszyscy ludzie albo nawet zwierzęta nie przetrwały kataklizmu. Nie byłoby w tym nic złego gdyby nie fakt, że zaczynając lekturę komiksu miałem wrażenie jakby o tych wszystkich sprawach autor wcześniej napisał i założył jakoby czytelnik to wiedział. To coś jakby zabrać się za czytanie serii od środka, nie mając bladego pojęcia co wydarzyło się wcześniej, choć bohaterowie nawiązują w rozmowach do tamtych wydarzeń. Własnie ten element drażnił mnie najbardziej w tym bardzo krótkim komiksie złożonym z siedmiu rozdziałów. Co prawda fabuła ma sens co widać po lekturze finalnego odcinka, ale i tak uczucie niedomówienia pozostaje.

Jeśli zaś idzie o same postacie to wypadają ciekawie. W całym komiksie spotkamy czterech bohaterów. Tytułowego psa Bajkę, która ma swego odpowiednika w naszym świecie i autor przedstawia ja czytelnikom na ostatniej stronie komiksu, jej towarzyszkę Wiktorię oraz dziwne zmiennokształtne coś i młodego tapira. Z całości najciekawiej wypada Bajka, która zresztą też najwięcej ma do powiedzenia. Wiktoria to taka klasyczna dziewczynka, która jet zaradna radząc sobie jakoś w tym niegościnnym świecie. Interesująco natomiast wypada "Pan Latawiec", czyli coś niebieskiego co potrafi przybierać różne formy. Spotykamy go już w pierwszym rozdziale i potem jest tylko ciekawiej. Później mamy do czynienia z młodym tapirem, zwierzakiem, który urodził się w Zoo i zdaje się, że jako jedyny przetrwał apokalipsę.


Cała ta gromadka postaci wypada dobrze i z pewnością może przypaść do gustu dzieciom - szczególnie tapir. Z drugiej strony żaden z bohaterów specjalnie nie porywa aby zapaść na dłużej w pamięci. Ot poprawnie zmontowana ekipa jakich wiele. Kilka ciepłych słów trzeba jednak powiedzieć o rysunku, za który odpowiada sam autor scenariusza. Na tym polu naprawdę się spisał i dał genialny, zniszczony wojną świat. Po przeczytaniu komiksu aż nabrałem chęci aby zagrać w "Fallout: New Vegas" gdyż wiele plansz przypominało mi zdewastowane obszary okolicy futurystycznego Las Vegas i Pustyni Mojave. Całość mimo tak mroczne wydźwięku utrzymano w stylizacji typowej dla komiksów skierowanych do najmłodszego odbiorcy, co tutaj wypada genialnie. Do tego umiejętnie dobrane kolory i sukces murowany.


Pierwszy tom "Bajki na krańcu świata" mnie nie oczarował, ale chętnie w przyszłości sięgnę po zapowiedzianą kontynuację, która nosi podtytuł "Opuszczony dom". Może tam czymś autor mnie jednak zaskoczy w fabule i ponownie wrócę do "Ostatniego ogrodu". Nie ukrywam, że trochę mnie ciekawi jak cała fabuła się rozwinie. Nie jest to jednak na tyle mocne aby z tego powodu nie spać po nocach. Komiks jest zrobiony porządnie i nie zdziwię się jak spodoba się dzieciom, gdyż wyróżnia się na tle innych tytułów do nich skierowanych. Jak dla mnie, przynajmniej na razie, była to jednorazowa przygoda, choć ciekawa i przyjemna.