31 marca 2017

Monika #1: Bale Maskowe

Jak narysować dobry erotyk? Cóż, to trudna sztuka. Szczególnie jeśli zależy nam na rasowym komiksie erotycznym, nie zaś pakowaniu tonażu scen seksu, często pozbawionych jakiegokolwiek sensu w odniesieniu do fabuły. Zatem dobry erotyk powinien intrygować, przykuwać uwagę i subtelnie nas rozgrzewać, ale jednocześnie nie odsłaniać za dużo. Guillem March i Thilde Barboni osiągnęli ten cel w swej serii "Monika", która jest bardzo młodą historia, gdyż światło dzienne ujrzała dopiero w 2015 roku. Aby stworzyć coś co zaintryguje widza, napisali prostą historię nawiązującą do porządnych thrillerów politycznych, zaś całość ubrali w niecodzienna stylistykę bieli, czerni i czerwieni. "Bale Maskowe" to pierwszy tom ich wspólnej pracy, który zarówno od strony wizualnej jak i fabularnej zapowiada się ciekawie. A wszystko za sprawą tytułowej Moniki.

Na pierwszy rzut oka komiks przypomina jeden z skandynawskich thrillerów pokroju "Milenium" czy czegoś w tym rodzaju. Otóż mamy młodego, do tego oczywiście przystojnego, polityka, spisek knuty przeciw niemu i zmysłową artystkę, która przeżywa trudne chwile zarówno w życiu prywatnym jak i zawodowym. Tą kobietą jest Monika, malarka i graficzka, niejednokrotnie uciekająca w świat fantazji. Prawdę powiedziawszy to ona przykuwa uwagę czytelnika, mimo że wokoło niej krąży masa, zdawać by się mogło, ciekawszych postaci. Naukowiec ukrywający się przed korporacją, której zakosił super nowoczesny wynalazek, polityk starający się zjednoczyć umiarkowaną lewicę i nie popierający skrajnych ugrupowań tego obozu, tajemnicza kobieta chcąca go za wszelką cenę skompromitować czy detektyw próbujący ogarnąć obecny bałagan polityczny w mieście. Ta grupka ludzi wnosi bardzo dużo do całej historii od zamachów bombowych nękających miasto po sekretne loże masońskie, jednak w przeciwieństwie do tytułowej bohaterki wypadają zwyczajnie wtórnie.


W tym momencie mamy niejako zderzenie dwóch światów - klasycznej intrygi politycznej, gdzie ciężko odgadnąć kto tutaj jest tak naprawdę dobry a kto zły, z intrygującą, z pozoru łatwą w rozszyfrowaniu, a w praktyce bardzo tajemniczą kobietą. Monika z każdą kolejna sceną jest coraz bardziej tajemnicza dla czytelnika. Z początku wydaje nam się, że niczym nas ta postać nie zaskoczy. Ot artystka którą goni deadline wernisażu borykająca się z zaginięciem siostry i kumplem-hakerem, który ukradł Japończykom zaawansowany projekt. Gdy natrafia na ślad w osobie młodego polityka Christiana Epsona, postanawia się z nim spotkać, ale pod postacią Kate. I tutaj pojawia się prawdziwa magia tej bohaterki. Szybko odkrywamy, ze posiada ona wiele sekretów a jednym z nich jest tworzenie nowych tożsamości. Niby ma to jakiś cel, jak na przykład zbliżenie się do kogoś aby zdobyć informacje o osobie jakiej szuka, ale szybko orientujemy się, że coś tutaj nie gra. Jakby sama Monica grała z czytelnikiem w subtelną grę pozorów, robiąc to na swój własny użytek. Kiedy poznajemy kolejne fakty związane z tą postacią, zaczynamy się zastanawiać co tez naprawdę stało się w jej przeszłości, którą tak ochoczo, choć pobieżnie, nam przedstawiono. To samo pytanie stawia sobie detektyw prowadzący sprawę zamachów bombowych nękających miasto, gdy z czasem łączy z sobą kilka tropów.

Równie interesująco przedstawiono to zagadnienie oraz osobę Monika od strony graficznej. Kobieta ma czarne włosy, niebieskie oczy i mleczno białą skórę. Do tego nie jest zagłodzonym kościotrupem, jakie ostatnio nachalnie promuje nam branża modowa, a kobietą kształtną, a przy tym ponętną i umiejącą wykorzystywać język ciała. Można powiedzieć, ze to taki obraz idealnej kochanki - wiecznie głodnej nowych doznań, jednak przy tym posiadającej uczucia oraz z punktu czysto fizycznego bardzo pociągającej. Z tego powodu jest ona niebezpieczna, choć na tle innych postaci i wydarzeń wydaje się być bezbronna i zagubiona. Udowadnia to szczególnie mocno ostatnia strona komiksu, szokująca i dająca do myślenia. Wtedy czytelnik zaczyna rozumieć, że tak naprawdę nic nie wie o głównej bohaterce.


"Bale Maskowe" to naprawdę świetne wprowadzenie do historii, która porusza współczesne problemy polityczne, jednak to stanowi tylko tło. Tło dla Moniki, artystki skrywającej sekrety, chcącej kochać i będącej dla wszystkich tajemnicą. po obejrzeniu finału z niecierpliwością czekam na kolejny tom serii i liczę, że utrzyma poziom oraz w końcu wyjaśni trochę więcej odnośnie kilku kwestii. W tym głównie przeszłości Moniki oraz jej relacji z siostrą. Całość zapowiada się na mocny thriller polityczny z sporym ładunkiem psychologicznym. Do tego od strony wizualnej mamy fenomenalny pokaz barw, gdzie biel i czerń są mocno eksponowane na tle innych kolorów. To sprawia, że całość staje się w odbiorze na swój sposób unikalna, kusząc swym pięknem jak tytułowa bohaterka o mleczno białej skórze. To potrafi pobudzać wyobraźnię, jak się okazuje nie tylko u bohaterów tej opowieści.