Nadszedł czas ostatecznej konfrontacji Thora, a w zasadzie Thorów, z Bogobójcą imieniem Gorr. Istota, która zagraża wszystkim bóstwom we wszechświecie, ma zamiar unicestwić ich raz na zawsze za pomocą Bożej Bomby, gigantycznych rozmiarów broni przenikającej swą energią czas i przestrzeń. Jednak w wyniku zabawy czasem w jednym miejscu spotyka się na raz trzech Thorów i dzierżąc dwa Mjolniry ma tylko jedną szansę na powstrzymanie człowieka ogarniętego szaleństwem. Jednak każdy upadek ma swój początek, a Gorr ma wszelkie powody ku temu aby nienawidzić bogów całym swym sercem i duszą.
Mamy tutaj do czynienia z komiksem o prostej, lecz nie prostackiej, fabule, pełnym akcji, walki i trupów, szczególnie boskich. Słowem coś pokroju typowego kina akcji, nastawionego na krwawą rozrywkę, gdzie od początku wiadomo kto tutaj jest szlachetnym herosem, a kto złym i pozbawionym honoru mordercą. W tym miejscu jest jednak pewien pozytywny chochlik, gdyż ciężko nie usprawiedliwiać postępowania głównego antagonisty. Początek albumu opisuje nam jego doczesne życie, nim wszedł w posiadanie broni pozwalającej mu siać zniszczenie we wszechświecie przez następne milenia. Był to człowiek, który utracił wszystko - matkę, żonę i dzieci oraz godność - a jednocześnie ciągle mu wmawiano, że Bogowie się o niego troszczą. Przymierał z głodu, cierpiał nędzę, nie miał już nikogo kogo kochał, a jego modlitwy, jak i jego bliskich, nigdy nie zostały wysłuchane. Gdy więc nadarzyła się okazja aby dokonać aktu zemsty nie zawahał się z niej skorzystać. Czy zatem będąc na jego miejscu nie postąpilibyśmy tak samo?
Właśnie to sprawia, że nie umiem całkowicie potępić tej postaci. Owszem, przyczynił się do wielkiego zła, ma na rękach krew milionów niewinnych istnień zarówno boskich jak i ludzkich, które pozostawione same sobie umierały pozbawione boskiej ochrony. Ale jak winić kogoś ze złamanym sercem, naznaczonego rozpaczą i bólem, bo pozostawiono go bez pomocy. Nie wysłuchano go, nie wsparto, nie okazano cienia litości. Gdy człowiek, śmiertelna istota, zostanie zepchnięty do rynsztoka i nagle dostanie szansę wymierzenia kary śmierci istotom niewiarygodnie od niego silniejszym, to targany gniewem nie myśli o konsekwencjach. A te potrafią być przerażające, gdyż nienawiść zawsze prowadzi do ślepoty czego zwieńczeniem jest zdrada oraz śmierć niewinnych.
Na tym tle, w moim odczuciu, gorzej wypada tytułowy bohater, a raczej jego trzy wersje - młodego narwańca, dorosłego bohatera i starca doświadczonego wieczną wojną. Teoretycznie zapowiada się to ciekawie, ale jakoś ciężko do końca polubić Thora przebywającego w swoich trzech postaciach w jednym czasie i miejscu. Z całej trójki najlepiej wypada sędziwy staruszek, łudząco podobny do Odyna. Jest cierpliwy oraz rozważny, czego nauczyła go wieloletnia wojna z Bogobójcą, który bawił się jego życiem. To on poniekąd steruje całą wyprawą i tworzy plan pokonania przeciwnika, choć nie bez sporego wkładu swych młodszych wcieleń. Jednak na tle Gorra nadal wypada dość licho. Brak w nim tej siły, determinacji i... nienawiści.
Co do finału to jest... raczej przewidywalny. Zresztą jak cały komiks, ale w niczym to nie psuje lektury. Spora w tym zasługa rysunków Butcha Guice'a i Esada Ribic'a. Ten pierwszy odpowiada tylko za pierwszy rozdział tego albumu (zeszyt #6), zaś Ribic za pozostałe pięć. Muszę przyznać, że wolę właśnie jego, gdyż w pracach Ribic'a Gorr jest straszniejszy. Jakby bardziej ludzki, zwykły, a jednocześnie żaden bóg, nawet Thor, w pojedynkę nie ma z nim cienia szans na wygraną. Do tego genialnie narysował finalną bitwę oraz tytułową Bożą Bombę, która robi wrażenie niezniszczalnej. Przyznaję, że chciałbym zobaczyć ten komiks w wersji filmowej z udziałem Chrisa Hemsworth'a w roli tytułowej. Jeśli wiernie przeniesiono by scenariusz to zabawa stałaby na najwyższym poziomie.
Boża Bomba to świetne zwieńczenie historii walki Gromowładnych z Bogobójcą. Nie jest to nic wybitnego, zaskakującego czy porażającego... no może w tym ostatnim wypadku kilka postaci by się z tym nie zgodziło. Jednak jako dzieło czysto rozrywkowe komiks sprawdza się idealnie w swoim gatunku. Dla mnie była to co prawda przygoda jednorazowa, jednak miłośnicy tego bohatera z pewnością będą usatysfakcjonowani lekturą i nieraz do niej powrócą. Zostało zatem czekać na kolejny tom przygód Thora Gromowładnego w świecie gdzie nadal istnieją bogowie.
Mamy tutaj do czynienia z komiksem o prostej, lecz nie prostackiej, fabule, pełnym akcji, walki i trupów, szczególnie boskich. Słowem coś pokroju typowego kina akcji, nastawionego na krwawą rozrywkę, gdzie od początku wiadomo kto tutaj jest szlachetnym herosem, a kto złym i pozbawionym honoru mordercą. W tym miejscu jest jednak pewien pozytywny chochlik, gdyż ciężko nie usprawiedliwiać postępowania głównego antagonisty. Początek albumu opisuje nam jego doczesne życie, nim wszedł w posiadanie broni pozwalającej mu siać zniszczenie we wszechświecie przez następne milenia. Był to człowiek, który utracił wszystko - matkę, żonę i dzieci oraz godność - a jednocześnie ciągle mu wmawiano, że Bogowie się o niego troszczą. Przymierał z głodu, cierpiał nędzę, nie miał już nikogo kogo kochał, a jego modlitwy, jak i jego bliskich, nigdy nie zostały wysłuchane. Gdy więc nadarzyła się okazja aby dokonać aktu zemsty nie zawahał się z niej skorzystać. Czy zatem będąc na jego miejscu nie postąpilibyśmy tak samo?
Właśnie to sprawia, że nie umiem całkowicie potępić tej postaci. Owszem, przyczynił się do wielkiego zła, ma na rękach krew milionów niewinnych istnień zarówno boskich jak i ludzkich, które pozostawione same sobie umierały pozbawione boskiej ochrony. Ale jak winić kogoś ze złamanym sercem, naznaczonego rozpaczą i bólem, bo pozostawiono go bez pomocy. Nie wysłuchano go, nie wsparto, nie okazano cienia litości. Gdy człowiek, śmiertelna istota, zostanie zepchnięty do rynsztoka i nagle dostanie szansę wymierzenia kary śmierci istotom niewiarygodnie od niego silniejszym, to targany gniewem nie myśli o konsekwencjach. A te potrafią być przerażające, gdyż nienawiść zawsze prowadzi do ślepoty czego zwieńczeniem jest zdrada oraz śmierć niewinnych.
Na tym tle, w moim odczuciu, gorzej wypada tytułowy bohater, a raczej jego trzy wersje - młodego narwańca, dorosłego bohatera i starca doświadczonego wieczną wojną. Teoretycznie zapowiada się to ciekawie, ale jakoś ciężko do końca polubić Thora przebywającego w swoich trzech postaciach w jednym czasie i miejscu. Z całej trójki najlepiej wypada sędziwy staruszek, łudząco podobny do Odyna. Jest cierpliwy oraz rozważny, czego nauczyła go wieloletnia wojna z Bogobójcą, który bawił się jego życiem. To on poniekąd steruje całą wyprawą i tworzy plan pokonania przeciwnika, choć nie bez sporego wkładu swych młodszych wcieleń. Jednak na tle Gorra nadal wypada dość licho. Brak w nim tej siły, determinacji i... nienawiści.
Co do finału to jest... raczej przewidywalny. Zresztą jak cały komiks, ale w niczym to nie psuje lektury. Spora w tym zasługa rysunków Butcha Guice'a i Esada Ribic'a. Ten pierwszy odpowiada tylko za pierwszy rozdział tego albumu (zeszyt #6), zaś Ribic za pozostałe pięć. Muszę przyznać, że wolę właśnie jego, gdyż w pracach Ribic'a Gorr jest straszniejszy. Jakby bardziej ludzki, zwykły, a jednocześnie żaden bóg, nawet Thor, w pojedynkę nie ma z nim cienia szans na wygraną. Do tego genialnie narysował finalną bitwę oraz tytułową Bożą Bombę, która robi wrażenie niezniszczalnej. Przyznaję, że chciałbym zobaczyć ten komiks w wersji filmowej z udziałem Chrisa Hemsworth'a w roli tytułowej. Jeśli wiernie przeniesiono by scenariusz to zabawa stałaby na najwyższym poziomie.
Boża Bomba to świetne zwieńczenie historii walki Gromowładnych z Bogobójcą. Nie jest to nic wybitnego, zaskakującego czy porażającego... no może w tym ostatnim wypadku kilka postaci by się z tym nie zgodziło. Jednak jako dzieło czysto rozrywkowe komiks sprawdza się idealnie w swoim gatunku. Dla mnie była to co prawda przygoda jednorazowa, jednak miłośnicy tego bohatera z pewnością będą usatysfakcjonowani lekturą i nieraz do niej powrócą. Zostało zatem czekać na kolejny tom przygód Thora Gromowładnego w świecie gdzie nadal istnieją bogowie.