Bitwa o Asgard to już trzydziesty drugi
zeszyt poświęcony przygodom dzielnego Dziecka z Gwiazd, które wychowało
się pośród Wikingów Północy. Choć w zasadzie teraz seria opowiada więcej
o losach syna Thorgala, Jolana, który to służy Manthorowi,
półczłowiekowi, pół bogowi będącego władcą Międzyświata. Wątek z
tytułowym bohaterem serii został natomiast zepchnięty na drugi plan i
robi niejako za tło obecnej opowieści. Niestety okazuje się, że tło
wypada o wiele ciekawiej oraz dynamicznej od głównego nurtu fabuły, choć i tam nie brak wtórności oraz potknięć.
Jolan po zdobyciu tarczy Thora, co zapewniło mu zwycięstwo w walce o
niezwykłe przeznaczenie, wyrusza na czele Żyjącej Armii do Asgardu. Jego
celem jest jabłko wiecznej młodości rosnące w ogrodzie bogini Iduny,
które ma zapewnić na nowo wieczne życie wypędzonej do Międzyświata
bogini Vilii, matce Manthora. Niestety sprawy błyskawicznie się
komplikują gdy na drodze Jolana staje kłamliwy oraz chytry bóg Loki, co
doprowadza do zbrojnego konfliktu pomiędzy synem Dziecka z Gwiazd, a
okrutnym bogiem z Asgardu. W tym samym czasie Thorgal samotnie ściga
Czerwonych Magów, którzy uprowadzili Aniela, nadal nie zdając sobie
sprawy, że w ciele jego syna ma się odrodzić potężny
czarnoksiężnik Kahaniel de Valnor. Podróż doprowadza dzielnego wikinga
do słowiańskich szlaków kupieckich, gdzie popada on w kolejne
tarapaty jak i zyskuje podczas nich nieoczekiwanego sprzymierzeńca
imieniem Pietrow.
Oczywiście jest to tylko ułomek tego co przeczytamy w Bitwie o Asgard
niemniej jednak warto zaznaczyć, że tytułowa bitwa do długich nie
należy. Co gorsza nie jest też nawet jakoś szalenie ciekawa – ot taka
potyczka na łące. To samo tyczy się postaci jakie wzięły w niej udział.
Każdy po prostu niejako na odwal odegrał swoje kwestie i zniknął z pola
widzenia czytelnika. Jedynie postać Lokiego jest wyrazista, zarówno
tematycznie jak i wizualnie. Naprawdę podobała mi się przedstawiona
przez Sente wizja tego nad wyraz złośliwego i okrutnego boga. Dodatkowo
podczas całej przygody w Asgardzie tylko i wyłącznie Loki przykuwa
jakąkolwiek uwagę swymi dialogami. Są one ciekawe, idealnie oddają jego
złośliwy charakter oraz wyróżniają się na tle innych kwestii.
Zupełnie inaczej sprawa wygląda w przypadku wątku poświęconego szukaniu
Aniela. Tutaj dostaliśmy z powrotem szlachetnego i praworządnego
Thorgala, tylko w wersji nieco już zmęczonej oraz nadwątlonej pazurem
czasu. Mimo że nasz dzielny wiking dalej trzyma się swoich utartych
schematów bycia ostoją prawości oraz rozwagi, to jakoś odebrałem jego nową tułaczkę dość wtórnie. Podobnych akcji w całej serii było już zbyt dużo, zatem kolejna wyprawa ratunkowa, nie ważne jak ciekawa u podstaw, zwyczajnie potrafi z lekka przegrywać nudą.
Widać wyraźnie, że Rosiński bardzo mocno wywiera nacisk na Yvsa Sente,
który odpowiada od kilku albumów za scenariusz. Niestety ten nacisk nie
skutkuje pozytywnie. Przygody Jolana są coraz mniej ciekawe, zaś samego
Thorgala jest bardzo mało, a wątek poboczny z Kahanielem de Valnor, jest
nieporównywalnie ciekawszy, choć pokręcony, od głównej osi fabularnej obecnej serii. Być
może gdyby współtwórca przygód sławnego na całym świecie Dziecka z
Gwiazd, dał Sente więcej swobody, to seria byłaby ciekawsza. Scenarzysta
udowodnił to idealnie w pierwszych tomach spin-offu poświęconych postaci Kriss de Valnor, które poziomem dorównują starym zeszytom Thorgala.
Wiemy natomiast, że to dopiero początek wielkiej przygody związanej z
Czerwonymi Magami, a całość ma szanse jeszcze rozwinąć skrzydła. Pytanie tylko czy się to uda.
Ocena 5/10