Jest to pierwsza książka tego autora, jaka wpadła mi w ręce. Moją uwagę przykuły ciekawe wersety reklamowe typu– „Już po trzydziestu
sekundach przechodzi cię dreszcz. Po minucie masz serce w gardle. A
kiedy kończysz czytać, dziękujesz Bogu, że to tylko powieść.” Trzeba
przyznać – chwytliwe. Jednak czy prawdziwe? No niestety nie, chyba że
ktoś paranoidalnie boi się kompletnie wszystkiego. Mnie powieść zupełnie
nie przeraziła, ale na szczęście zaciekawiła. Zacznijmy jednak od początku.
Rzecz dzieje się w zapomnianej przez Boga i ludzi (niemal dosłownie)
mieścinie, o wdzięcznej nazwie Manham. W pewien deszczowy oraz pochmurny
dzień przyjeżdża do tego miejsca człowiek, który uciekł z Londynu, przed
wspomnieniami i koszmarem. To miasto miało być jego nową przystania i
ostoją, zaś on sam miał tu sprawować funkcję lekarza rodzinnego. Owym
doktorem po tragicznych przeżyciach jest David Hunter – wybitny
antropolog sądowy. Mija kilka lat i David jest pewien, że przeszłość nie
wróci, że widział już wszystko co najgorsze, gdy koszmar dopada go w ponownie. Ktoś porywa, po czym brutalnie morduje i naznacza kobiety,
których zwłoki policja znajduje na pobliskich moczarach. Tropy co chwila
się urywają, zaś przestępca jest coraz bardziej bezczelny. Kryminalni
nie mając nowych tropów, dowiadują się że w Manham mieszka sławny
antropolog sądowy i proszą go o pomoc. David waha się, lecz w końcu
ustępuje. Jak się okaże ta decyzja będzie go kosztować nie tylko
wspomnienia z przeszłości, ale o wiele więcej.
Widać od razu, że fabuła jest z jednej strony typowa dla tego gatunku, z drugiej całkiem
intrygująca. Na pewno wielkim plusem jest tutaj sam akt zbrodni, który w
książce jest dość szczegółowo opisany, ale bez nadmiernego
okrucieństwa. Co prawda są tu opisy scen gore, które u osób z dużą
wyobraźnią potrafią wzbudzić niesmak oraz odrazę, jednak na pewno nie
przerażą. Może w umiejętnie zrobionej ekranizacji by tak się stało,
jakkolwiek w książce, słabo to wypada. Podobały mi
się szczegółowe opisy badania zwłok ofiar czy dochodzenia w
laboratorium. Czasami czułem się tak, jakbym w wyobraźni oglądał kolejny
odcinek „Kości”. Jednak ów brak strachu jest
pierwszym dowodem na to, że reklama na okładce książki jest zarówno
chwytliwa, jak i kłamliwa. Szkoda, bo tylko popsuła przez to urok
czytania. Innym drastycznym dla mnie wręcz minusem jest ogromna
przewidywalność fabuły. Jak na opowieść mającą ledwo 250 stron, to
przeolbrzymia wada. Jedyne, czego nie udało mi się odgadnąć to finał
oraz wiarygodnie udowodnić kto tak naprawdę był mordercą. Resztę odgadłem najczęściej na dwie
lub trzy sceny na przód. Wielka szkoda, bo autor mógł trochę
bardziej umiejętnie pokierować opisami i samą fabułą. Może gdyby nie
skupiał się tyle na portretach psychologicznych postaci oraz bardziej
zagmatwał akcję, byłoby ciekawiej, choć niekoniecznie mogłoby się to
udać. Mimo to dostaliśmy i tak strawną historię.
Skoro mowa o portretach psychologicznych postaci, to autora „Chemii
śmierci” trzeba za nie bardzo pochwalić. Zrobił to bardzo umiejętnie,
rzeczowo, a dodatkowo tchnął w nie życie. Czytelnik poniekąd utożsamia
się prawie ze wszystkimi postaciami, gdyż zaciekawiają swoją literacką
osobowością. Przy brutalnych opisach porzuconych zwłok oraz
szczegółowych, niemal raportach laboratoryjnych, opisy psychologii
postaci są naprawdę wskazane. Tutaj wypadło to dobrze, ale z lekką wadą.
Niemalże od razu wiemy, z kim mamy do czynienia, a tak raczej nie
powinno być. Za szybko dowiadujemy się niemal wszystkiego o każdej
osobie i mimo że wypadają interesująco, to po zakończeniu przygody z
książką, szybko wyparowują one z głowy. Jednak wydaje mi się że jest to
zabieg, nie celowy, a spowodowany przewidywalną fabułą. Tak jak w jej
wypadku tak samo szybko poznajemy bohaterów i przewidujemy co
zrobią lub jak się zachowają. Mimo to styl jakim pisze Simon Beckett
jest bardzo przejrzysty i przyjemny w odbiorze.
Ostatecznie oceniam książkę na taką po którą warto sięgnąć, gdy chcemy
poczytać lekki kryminał, w czasie jazdy pociągiem. Wątpliwe aby ponownie
wróciło się do tego tytułu, bo znając zakończenie kompletnie nie czuje
się satysfakcji z śledzenia po raz drugi losów ludzi „Chemii śmierci”.
Jednak czas poświęcony na tą pozycję, najczęściej będzie to jedna noc,
na pewno nie będzie czasem straconym.
Ocena – 7/10