13 listopada 2016

Simon Beckett - Chemia śmierci

Jest to pierwsza książka tego autora, jaka wpadła mi w ręce. Moją uwagę przykuły ciekawe wersety reklamowe typu– „Już po trzydziestu sekundach przechodzi cię dreszcz. Po minucie masz serce w gardle. A kiedy kończysz czytać, dziękujesz Bogu, że to tylko powieść.” Trzeba przyznać – chwytliwe. Jednak czy prawdziwe? No niestety nie, chyba że ktoś paranoidalnie boi się kompletnie wszystkiego. Mnie powieść zupełnie nie przeraziła, ale na szczęście zaciekawiła. Zacznijmy jednak od początku.

Rzecz dzieje się w zapomnianej przez Boga i ludzi (niemal dosłownie) mieścinie, o wdzięcznej nazwie Manham. W pewien deszczowy oraz pochmurny dzień przyjeżdża do tego miejsca człowiek, który uciekł z Londynu, przed wspomnieniami i koszmarem. To miasto miało być jego nową przystania i ostoją, zaś on sam miał tu sprawować funkcję lekarza rodzinnego. Owym doktorem po tragicznych przeżyciach jest David Hunter – wybitny antropolog sądowy. Mija kilka lat i David jest pewien, że przeszłość nie wróci, że widział już wszystko co najgorsze, gdy koszmar dopada go w ponownie. Ktoś porywa, po czym brutalnie morduje i naznacza kobiety, których zwłoki policja znajduje na pobliskich moczarach. Tropy co chwila się urywają, zaś przestępca jest coraz bardziej bezczelny. Kryminalni nie mając nowych tropów, dowiadują się że w Manham mieszka sławny antropolog sądowy i proszą go o pomoc. David waha się, lecz w końcu ustępuje. Jak się okaże ta decyzja będzie go kosztować nie tylko wspomnienia z przeszłości, ale o wiele więcej.

Widać od razu, że fabuła jest z jednej strony typowa dla tego gatunku, z drugiej całkiem intrygująca. Na pewno wielkim plusem jest tutaj sam akt zbrodni, który w książce jest dość szczegółowo opisany, ale bez nadmiernego okrucieństwa. Co prawda są tu opisy scen gore, które u osób z dużą wyobraźnią potrafią wzbudzić niesmak oraz odrazę, jednak na pewno nie przerażą. Może w umiejętnie zrobionej ekranizacji by tak się stało, jakkolwiek w książce, słabo to wypada. Podobały mi się szczegółowe opisy badania zwłok ofiar czy dochodzenia w laboratorium. Czasami czułem się tak, jakbym w wyobraźni oglądał kolejny odcinek „Kości”. Jednak ów brak strachu jest pierwszym dowodem na to, że reklama na okładce książki jest zarówno chwytliwa, jak i kłamliwa. Szkoda, bo tylko popsuła przez to urok czytania. Innym drastycznym dla mnie wręcz minusem jest ogromna przewidywalność fabuły. Jak na opowieść mającą ledwo 250 stron, to przeolbrzymia wada. Jedyne, czego nie udało mi się odgadnąć to finał oraz wiarygodnie udowodnić kto tak naprawdę był mordercą. Resztę odgadłem najczęściej na dwie lub trzy sceny na przód. Wielka szkoda, bo autor mógł trochę bardziej umiejętnie pokierować opisami i samą fabułą. Może gdyby nie skupiał się tyle na portretach psychologicznych postaci oraz bardziej zagmatwał akcję, byłoby ciekawiej, choć niekoniecznie mogłoby się to udać. Mimo to dostaliśmy i tak strawną historię.

Skoro mowa o portretach psychologicznych postaci, to autora „Chemii śmierci” trzeba za nie bardzo pochwalić. Zrobił to bardzo umiejętnie, rzeczowo, a dodatkowo tchnął w nie życie. Czytelnik poniekąd utożsamia się prawie ze wszystkimi postaciami, gdyż zaciekawiają swoją literacką osobowością. Przy brutalnych opisach porzuconych zwłok oraz szczegółowych, niemal raportach laboratoryjnych, opisy psychologii postaci są naprawdę wskazane. Tutaj wypadło to dobrze, ale z lekką wadą. Niemalże od razu wiemy, z kim mamy do czynienia, a tak raczej nie powinno być. Za szybko dowiadujemy się niemal wszystkiego o każdej osobie i mimo że wypadają interesująco, to po zakończeniu przygody z książką, szybko wyparowują one z głowy. Jednak wydaje mi się że jest to zabieg, nie celowy, a spowodowany przewidywalną fabułą. Tak jak w jej wypadku tak samo szybko poznajemy bohaterów i przewidujemy co zrobią lub jak się zachowają. Mimo to styl jakim pisze Simon Beckett jest bardzo przejrzysty i przyjemny w odbiorze.

Ostatecznie oceniam książkę na taką po którą warto sięgnąć, gdy chcemy poczytać lekki kryminał, w czasie jazdy pociągiem. Wątpliwe aby ponownie wróciło się do tego tytułu, bo znając zakończenie kompletnie nie czuje się satysfakcji z śledzenia po raz drugi losów ludzi „Chemii śmierci”. Jednak czas poświęcony na tą pozycję, najczęściej będzie to jedna noc, na pewno nie będzie czasem straconym.

Ocena – 7/10