W tym roku nie ma na mojej liście "Obejrzeć koniecznie w kinie" zbyt wielu pozycji, jednak jedną z nich były Kamienie na szaniec. Nie liczyłem na ekranizację książki, gdyż sam reżyser, Robert Gliński (Cześć Tereska, Wróżby kumaka), zapowiedział że jego film to bardziej adaptacja i inspiracja głównymi postaciami, czyli 'Zośki', Rudego i Alka. Wybrałem się do kina w Wejherowie pełen nadziei, które w dużej mierze zostały zaspokojone, choć kilku naprawdę poważnych błędów twórcą tego filmu niestety nie udało się uniknąć. Zacznijmy jednak od początku, bo nie jestem na tyle utopijnym idealistą, aby wierzyć że każdy młody Polak przeczytał książkę, co jednak powinien uczynić. Literackie dzieło, spod pióra Aleksandra Kamińskiego, opisuje los trzech przyjaciół, których młodzieńcze plany na życie przekreśliła wojna. Młodzi harcerze, należący do Szarych Szeregów, organizowali na terenie okupowanej Warszawy akcje protestacyjne przeciw Hitlerowcom, żyli codziennym życiem, śnili o wolnej Polsce i swoich planach co zrobią gdy wojna dobiegnie końca. Akcja przedstawiona w filmie dotyczy wydarzeń z marca 1943, kiedy to Janek Bytnar "Rudy" został aresztowany przez Gestapo, oraz wydarzenia znanego jako Akcja pod Arsenałem, czyli pierwszej dużej operacji zbrojnej Szarych Szeregów na terenie okupowanej Warszawy.
Scenariusz napisano porządnie, ale pominięto w nim niemal całkowicie postać Alka. Niby widzimy go na plakatach, coś tam jest o nim wspomniane, pojawia się w kilku scenach, jednak przez pięćdziesiąt procent filmu na ekranie mamy tylko Zośkę i Rudego, ewentualnie w otoczeniu ich dziewczyn lub rodziców. Budzi to duże rozczarowanie u widza, który liczył na film opowiadający historię trzech przyjaciół zmagających się z reżimem hitlerowców. Po seansie złapałem się nawet na tym że w pewnym momencie, jeszcze przed akcją pod Arsenałem, Alek jakby całkiem zniknął mi z oczu. Po prostu zapomniałem że ta postać w ogóle występuje w filmie. Oprócz tego nie mogłem wręcz skojarzyć twarzy aktora który go odgrywał, co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu że reżyser i scenarzysta spartolili po prostu w tej materii sprawę.
Zupełnie inaczej wygląda to w przypadku Rudego oraz Zośki. O nich w praktyce jest cały ten film, gdyż albo są na pierwszym planie lub też się o nich mówi. W połowie filmu w praktyce wiadomo że cała produkcja mówi tylko o odbiciu Rudego z łap Gestapo oraz jej skutkach. Na domiar złego jeśli ktoś oglądał zwiastun, a nie czytał książki, to w praktyce zna całą fabułę filmu i totalnie nic go nie zaskoczy.
Na pocieszenie mamy jednak bardzo rzetelnie wykonaną stronę techniczną oraz aktorstwo młodych odtwórców swoich postaci. Kamienie na szaniec to wręcz debiut wielkoekranowy wielu aktorek i aktorów, którzy wykonali swoją pracę naprawdę bardzo porządnie. Pośród pań, moim prywatnym zdaniem, najlepiej wypadły Sandra Staniszewska (jako dziewczyna Zośki) i Magdalena Koleśnik (jako dziewczyna Rudego). Obie aktorki spisały się wręcz medalowo w swoich rolach i odegrały przypisane im postacie bardzo realistycznie. Pośród panów wyróżniał się głównie Tomasz Ziętek grający Rudego i to on zdominował niemal cały film. Dodatkowym atutem było zatrudnienie niemieckich aktorów do postaci oficerów Gestapo, jak i zachowanie realiów językowych. Jest to bardzo udany manewr, który oddaje realia tamtego okresu, a nie, jak to mamy w ostatnich latach kina, że Niemiec mówi płynnie po angielsku z kilkoma germańskimi wstawkami.
Pochwalić należy również charakteryzatorów i scenografów za wykonanie naprawdę solidnej roboty. Czuć klimat wojennej Warszawy (choć część zdjęć zrobiono w Lublinie), napięcie spowodowane okupacją, niewygody i ryzyko utraty życia z powodu represji nazistowskich względem ludności cywilnej. Stroje, zarówno codzienne ubrania jak i mundury, podsycają tylko to wrażenie, dzięki czemu całość ogląda się bardzo przyjemnie, szczególnie że zdjęcia oraz montaż stoją na wysokim poziomie. Niestety muzycznie film jakoś nie do końca oddaje ducha tamtych czasów. Bardziej kojarzył mi się z współczesnymi produkcjami sensacyjnymi niż z kinem czysto wojennym czy historycznym, co psuje nieco odbiór. Podobnie jest z głównym plakatem, który przypomina niemal rekonstrukcję z Harrego Pottera a nie historię trzech przyjaciół w okupowanej przez nazistów Warszawie.
Kamienie na szaniec to dobra produkcja ale nie budzi ona zachwytu. Jeśli ktoś myśli aby obejrzeć film w zastępstwie lektury, to boleśnie się zdziwi, gdyż oba te dzieła mają tonę różnic i bardzo mało wspólnych cech. Ta produkcja to trochę dziwna hybryda - z jednej strony ciekawa historia z drugiej ma się wrażenie że żeruje na sławnym tytule literackim. Niemniej film warto zobaczyć ze względu na dobrą grę aktorską, ciekawie napisaną historię dwójki (niestety) przyjaciół i pokazanie młodemu pokoleniu na czym polega wiara w przyjaciół podczas wojny.
Ocena - 6,5/10
Zupełnie inaczej wygląda to w przypadku Rudego oraz Zośki. O nich w praktyce jest cały ten film, gdyż albo są na pierwszym planie lub też się o nich mówi. W połowie filmu w praktyce wiadomo że cała produkcja mówi tylko o odbiciu Rudego z łap Gestapo oraz jej skutkach. Na domiar złego jeśli ktoś oglądał zwiastun, a nie czytał książki, to w praktyce zna całą fabułę filmu i totalnie nic go nie zaskoczy.
Na pocieszenie mamy jednak bardzo rzetelnie wykonaną stronę techniczną oraz aktorstwo młodych odtwórców swoich postaci. Kamienie na szaniec to wręcz debiut wielkoekranowy wielu aktorek i aktorów, którzy wykonali swoją pracę naprawdę bardzo porządnie. Pośród pań, moim prywatnym zdaniem, najlepiej wypadły Sandra Staniszewska (jako dziewczyna Zośki) i Magdalena Koleśnik (jako dziewczyna Rudego). Obie aktorki spisały się wręcz medalowo w swoich rolach i odegrały przypisane im postacie bardzo realistycznie. Pośród panów wyróżniał się głównie Tomasz Ziętek grający Rudego i to on zdominował niemal cały film. Dodatkowym atutem było zatrudnienie niemieckich aktorów do postaci oficerów Gestapo, jak i zachowanie realiów językowych. Jest to bardzo udany manewr, który oddaje realia tamtego okresu, a nie, jak to mamy w ostatnich latach kina, że Niemiec mówi płynnie po angielsku z kilkoma germańskimi wstawkami.
Pochwalić należy również charakteryzatorów i scenografów za wykonanie naprawdę solidnej roboty. Czuć klimat wojennej Warszawy (choć część zdjęć zrobiono w Lublinie), napięcie spowodowane okupacją, niewygody i ryzyko utraty życia z powodu represji nazistowskich względem ludności cywilnej. Stroje, zarówno codzienne ubrania jak i mundury, podsycają tylko to wrażenie, dzięki czemu całość ogląda się bardzo przyjemnie, szczególnie że zdjęcia oraz montaż stoją na wysokim poziomie. Niestety muzycznie film jakoś nie do końca oddaje ducha tamtych czasów. Bardziej kojarzył mi się z współczesnymi produkcjami sensacyjnymi niż z kinem czysto wojennym czy historycznym, co psuje nieco odbiór. Podobnie jest z głównym plakatem, który przypomina niemal rekonstrukcję z Harrego Pottera a nie historię trzech przyjaciół w okupowanej przez nazistów Warszawie.
Kamienie na szaniec to dobra produkcja ale nie budzi ona zachwytu. Jeśli ktoś myśli aby obejrzeć film w zastępstwie lektury, to boleśnie się zdziwi, gdyż oba te dzieła mają tonę różnic i bardzo mało wspólnych cech. Ta produkcja to trochę dziwna hybryda - z jednej strony ciekawa historia z drugiej ma się wrażenie że żeruje na sławnym tytule literackim. Niemniej film warto zobaczyć ze względu na dobrą grę aktorską, ciekawie napisaną historię dwójki (niestety) przyjaciół i pokazanie młodemu pokoleniu na czym polega wiara w przyjaciół podczas wojny.
Ocena - 6,5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz