23 listopada 2022

Lucky Luke na siodełku

Lubię zabawę konwencją w starych seriach. Bardzo przypadły mi do gustu komiksy o Lucky Luke'u skierowane do dojrzalszego czytelnika. Chętnie sięgam po Kid Luke czy nowe odsłony serii, dlatego bez wahania zabrałem się i za ten album. Do tego przemawiał do mnie autor, czyli Mawil, który napisał i narysował bardzo dobry Kinderland. Tylko to co tam zadziałało, tutaj jakoś nie do końca mi podeszło. No niby był humor, niby był ten znany mi z serii Morrisa Dziki Zachód, ale finalnie zacząłem w końcu ziewać podczas lektury. I w tym materiale postaram się wyjaśnić czemu tak się stało.

Zacznijmy od tego, że sam rysunek jest specyficzny i jak pasował mi do Kinderland, tak tutaj nie zawsze. Czemu? Głupio to zabrzmi, ale za bardzo przywykłem do kanonicznej wersji, która ładnie ewoluowała z czasem. Po prostu ten styl wrył mi się mocno w czaszkę, przez co ciężko mi się czasem przestawić na inny. Łatwiej w przypadku animacji, choćby serial Daltonowie, ale w przypadku Mawila no po prostu trochę to nie zatrybiło. Niemniej sam rysunek oceniam pozytywnie, bo jest naprawdę dobry, pełen przerysowanej groteski, co dobrze współgra z różnymi scenami.

Podobnie na plus oceniam ogólny koncept scenariusza. Oto nasz samotny kowboj natrafia na pewnego jegomościa z wielką skrzynią, który stara się dotrzeć do San Francisco. Ma się tam odbyć wyścig bicykli, a nasz bohater, będący w istocie konstruktorem, pragnie zaprezentować swój najnowszy wynalazek - rower. Niestety konkurencja nie śpi i nasyła zbirów na biedaka, a z opresji ratuje go nie kto inny jak Lucky Luke. To jednak dopiero początek kłopotów, gdyż nasz kowboj musi teraz przemierzyć kawał drogi na siodełku.

Świetnie wypada cały konflikt, to jak gonią za wynalazcą i Luke'iem złoczyńcy oraz nasz kowboj usiłuje dotrzeć do celu. Sporą rolę ma również jego wierzchowiec, Jolly Jumper, który czuje się w tej sytuacji pokrzywdzony. Bowiem jego wierny towarzysz zmienił środek lokomocji, choć nie uczynił tego celowo. Mimo tych dobrych zagrywek, jakoś od połowy zaczęła wkradać się zbytnia powtarzalność. Nie żeby jej nie było w całej serii, wystarczy spojrzeć na Daltonów, ale tutaj jakoś za bardzo to się nasilało w przeciągu krótkiego okresu czasu. Finalnie zatem wyszło pod koniec jakoś tak nudnawo.

Nie wiem, może za bardzo narzekam, może liczyłem na coś więcej lub zwyczajnie pragnąłem w roli łotrów zobaczyć Daltonów. Finalnie uważam ten komiks za dobry, ale na tle innych przygód Lucky Luke'a jedynie dobry. Bez fajerwerków, scen zapadających w pamięci czy epickich tekstów. Ot po prostu lekka lektura na raz i do zapomnienia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz